Okoliczności zewnętrzne sprawiły, że Jan Karski nigdy nie zajął stanowiska “na świeczniku”, gdzie jego format i jego wybitna osobowość ściągnęłyby uwagę publiczności – polskiej lub zagranicznej. Najpierw jego bohaterstwo było ukryte w konspiracji. Potem jego rozum polityczny nie mógł znaleźć dla siebie właściwej roli, ponieważ ta Polska, która była jego Polską, zginęła, a ta, która w miejsce poprzedniej się pojawiła, nie chciała go równie mocno, jak on jej. Nie należał on wcale do “nieprzejednanych” emigrantów politycznych, byli mu niemal równie obcy, jak ci ludzie, którzy po wojnie objęli rządy w Warszawie. Zawalenie się jego Polski nie było dla niego kataklizmem totalnym, lecz tylko lokalnym. Został Amerykaninem, dumnym ze swojej nowej ojczyzny, choć nie wyrzekł się poprzedniej. Pod względem stosunku do Polski przypominał Conrada.
Karski do końca życia zachował dobre uczucia dla Józefa Cyrankiewicza, nie tylko dlatego, że ten przyczynił się do uratowania mu życia. Podziwiał jego inteligencję i uważał go za człowieka szlachetnego w tym znaczeniu, iż służył interesowi Polski, tak jak go pojmował i jak w danych okolicznościach należało pojmować. Jan Karski był przede wszystkim człowiekiem sprawiedliwym i z tej jego cechy wynikał jego obiektywizm. Będzie się może dużo pisało o Karskim, ale możemy być pewni, że jego stosunek do Cyrankiewicza nie zostanie uczciwie przedstawiony. W Polsce istnieje moralny nakaz małoduszności wobec przeciwnika politycznego. Karski opowiadał o swoich spotkaniach z Cyrankiewiczem w Warszawie. Premier mówił mu: zostań, a ja pomogę ci urządzić się tu. Na to Karski: ucieknij na Zachód, a ja ci pomogę tam się urządzić. Nie można sobie wyobrazić Karskiego w roli ministra Polski Ludowej, ale on sobie bardzo dobrze zdawał sprawę, że i Polska Ludowa potrzebowała ministrów, a naród w danych okolicznościach potrzebował Polski Ludowej. W przemówieniu z okazji nadania mu honorowego doktoratu przez Uniwersytet im. Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie powiedział: “Polska już od wielu pokoleń to taki kraj, w którym jest miejsce na dziesięć sprzecznych ze sobą orientacji, postaw i rozwiązań, wśród których – zależnie od okoliczności – każda ma jakąś tam rację”. Jakże człowiek z taką filozofią mógł się porozumieć z “niezłomnymi” z tego lub innego obozu?
Jako początkujący dyplomata fascynował się Talleyrandem, który sam w ciągu swej długiej i godnej podziwu kariery realizował owe dziesięć na pozór sprzeczne orientacje, co jedni mieli za cynizm, brak charakteru, oportunizm i nie wiadomo, co jeszcze, ale Karski przychyla się do tych, którzy w Talleyrandzie widzieli przede wszystkim patriotę, wiernego sługę wiecznej Francji, która nie znika wraz z monarchią, czy rewolucją, czy Cesarstwem. Talleyrand zdrajca? Odszedł od Kościoła, gdy zdemoralizowany Kościół rozpadł się pod ciosami rewolucji, odszedł od rewolucji, gdy sprzeniewierzyła się swoim ideałom i popadła w szał terroru, odszedł od Dyrektoriatu, gdy uległ rozkładowi i korupcji, i sam się niejako zanegował, porzucił Napoleona, gdy zdał sobie sprawę, że militarystyczna namiętność bierze górę nad polityką i nad interesem Francji, wreszcie przystąpił do restauracji, ponieważ zasada “prawowitości” najlepiej służyła pokonanej Francji i to tak dobrze służyła, że Francja uniknęła konsekwencji, jakie na ogół spadają na przegrane mocarstwa. Talleyrand uosabia ideał polityczny Karskiego, ale on sam nie mógłby być ani Talleyrandem, ani Cyrankiewiczem, której to niemożności, wynikającej z cech charakteru, a nie z przekonania, nie wystawia na pokaz jako politycznej cnoty.
Pisałem w książce „Szkice antyspołeczne”, jaki był jego pogląd na sytuację Polski po ostatniej wojnie: “Naród polski został porwany w sowiecki jasyr i stało się to z przyzwoleniem potęg światowych. W jasyrze najważniejszym celem jest przetrwać. Ten punkt widzenia trzeba przyjąć, gdy chce się rzeczowo i sprawiedliwie ocenić istniejące wówczas orientacje i postawy”. Wierność swoim przekonaniom nie mogła być najwyższą wartością. Poza tym przekonania, z jakimi naród wyszedł z wojny, z dnia na dzień stały się anachroniczne. Myśleć prawdziwie jest zawsze wymogiem uczciwości intelektualnej, spełnieniem wewnętrznej wolności, ale kto chciał działać w celu zrobienia Czegoś użytecznego dla kraju, musiał przyjąć narzucone pojęcia, półprawdy i fałsze. Zbawienie duszy i dobro narodu to dwie zupełnie różne rzeczy, o czym równie dobrze wiedział neopoganin Machiavelli, co i chrześcijański w gruncie rzeczy moralista Rousseau. Konwencjonalna moralność, potępiająca “hipokryzję”, w takich sytuacjach historycznych daje odpowiedzi nie na temat.
Karski miał rzadko spotykaną wśród Polaków zdolność stwierdzania oczywistych faktów, takich na przykład, że żaden polski polityk, żaden komunista, żadna partia nie miała wpływu na to, że Polska znalazła się w radzieckiej strefie i poniosła wszystkie tego konsekwencje. Że tak się stanie, on wiedział już podczas wojny, gdy wszyscy, łącznie z rządem londyńskim, żyli złudzeniami. Był to człowiek, którego odezwanie się od razu ustanawiało miarę słuszności. Mówił prawdy proste, a zarazem – w świecie politycznego konwenansu – odkrywcze. Przywodził na myśl owych ateńskich lub spartańskich polityków i wodzów, których mowy notuje Tukidydes w „Wojnie Peloponeskiej”. Żaden Polak współczesny, łącznie z tymi znajdującymi się w mocno oświetlonych miejscach, nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak on.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy