Kraśnik i dyplomacja

Kraśnik i dyplomacja

Spotkało się czterech kolegów. Jeden wpadł do Warszawy z placówki, drugi to emeryt, dwóch jest z centrali. I zaczęli narzekać. Że jeszcze nie tak dawno, parę lat temu, jak polski dyplomata szedł na spotkanie, to inni zabiegali, żeby Polska poparła dany wniosek itd. A dziś nikt nie zabiega, tylko trzeba się tłumaczyć.

Coś w tym jest. Mamy fatalną passę wypowiedzi prezydenta i premiera. Prezydent Duda kłócił się publicznie z prezydentem Zełenskim, mówił, że Ukraina to kraj topiący się. Premier z kolei powiedział, że Polska przestaje dostarczać broń Ukrainie.

To były sensacje dnia. Efekt zaś był taki, że polscy dyplomaci, i to praktycznie na całym świecie, musieli tłumaczyć, co prezydent i premier mieli na myśli. Czy to jakaś zmiana polskiej polityki? Bo jeżeli jeszcze w pierwszych dniach września Andrzej Duda z pompą celebrował swój udział w szczycie Trójmorza, którego partnerem stowarzyszonym od czerwca 2022 r. jest Ukraina (w dodatku z zamysłem przyłączenia się), to mówienie o niej nagle, że jest topielcem (który może wciągnąć w głębię, więc trzeba od niego trzymać się z daleka), wprowadza dysonans.

Jeżeli PiS opowiada o idei Międzymorza (już z Ukrainą jako członkiem), organizowane są w tej sprawie konferencje, w których uczestniczą politycy PiS, i nagle dochodzi do zwarcia, to powstaje kłopotliwa sytuacja. Bo co jest polityką partii rządzącej? Traktowanie Ukrainy jako partnera i sojusznika czy jako topielca?

Bądź tu mądry, polski dyplomato, i to wytłumacz w świecie… A pierwszy kazał to sobie wyjaśnić Departament Stanu USA.

Dodajmy, że powyższe wypowiedzi nie były czymś odosobnionym. Bo oto w ubiegłym tygodniu sercem polskiej polityki zagranicznej stał się… Kraśnik. To tam Mateusz Morawiecki wygłaszał swoje posłanie do świata. I wołał do Wołodymyra Zełenskiego: „Panie prezydencie, niech pan nie waży się obrażać Polaków. Polacy to dumny naród, wiedzą, kiedy należy pomagać sąsiadom, i pomagamy sąsiadom przeciw tej bestialskiej napaści ruskiej. Ale będziemy zawsze bronić naszego interesu i naszego dobrego imienia”.

Parę słów miał też premier do kanclerza Scholza. „Niech pan się nie wtrąca w polskie sprawy!”, pouczał. A ludność Kraśnika słuchała.

Mówiono o tym na przyjęciu w jednej z ambasad w Warszawie i reprezentant rządu próbował stojącym w kółeczku dyplomatom wyjaśniać, że to kampania wyborcza, że w takim czasie mówi się ostrzej itd. Słuchali go i smutno kiwali głowami.

Morawiecki może tego nie wie, ale w uszach dyplomaty, który nasłuchał się w swoim życiu wypowiedzi szefów państw zachodnich czy tych z Dalekiego Wschodu, potężnych przecież, ale także oświadczeń różnych mniejszej wagi dyktatorów, słowa polskiego premiera mocno zgrzytają.

Bo lokują Polskę w tej drugiej grupie. Tak to jest, że słabeusz się pręży i różne rzeczy wygaduje, a ten silny nawet nie musi nic mówić.

Polskim oficjelom tę opowieść dedykujemy.

PS Premier w Kraśniku mówił też: „Tak długo, jak będzie rząd PiS, to my będziemy rozstrzygać o polskich sprawach i Polacy będą decydowali, co ma się dziać w polskim domu”. Jeśli chodzi o PiS, nie ma wątpliwości – to prawda. Chyba że zadzwoni amerykańska ambasada.

 

Wydanie: 2023, 40/2023

Kategorie: Kronika Dobrej Zmiany

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy