Przeciętny Kowalski ma prawo nic nie rozumieć z tego, co się dzieje w tym polityczno-prawno-sądowym chaosie. Jedna izba Sądu Najwyższego wydaje „w imieniu Rzeczypospolitej” orzeczenie, z którego wynika, że Kamiński i Wąsik, skazani w grudniu 2023 r. prawomocnie przez sąd okręgowy – także „w imieniu Rzeczypospolitej” – mandatu jednak nie tracą, marszałek Sejmu nie miał prawa go wygasić, nadal są posłami i mają immunitet. Zdaniem tej izby skazanie nie jest ważne, bo w 2015 r. pan prezydent skorzystał wobec obu panów z prawa łaski. Druga izba tegoż Sądu Najwyższego („w imieniu Rzeczypospolitej”, a jakże!) orzeka, że ułaskawienie z 2015 r. jest nieważne, zażalenie panów Kamińskiego i Wąsika na wygaszenie mandatów poselskich jest bezzasadne, co więcej, złożona z pisowskich nominatów Izba Kontroli Nadzwyczajnej nie jest Sądem Najwyższym i nie jest uprawniona do rozpoznawania takich zażaleń. W międzyczasie policja, wykonując prawomocny wyrok sądowy, zatrzymuje obydwu panów na terenie… Pałacu Prezydenckiego i zgodnie z orzeczeniem sądowym odwozi ich do kryminału. A dzieje się to krótko po tym, jak do pałacu zaprosił obydwu skazanych pan prezydent. PiS ze swoim wodzem na czele wrzeszczy, że to niesłychane bezprawie, a obydwaj prawomocnie skazani i umieszczeni tam, gdzie znaleźć się powinni, są „pierwszymi więźniami politycznymi od 1989 r.”, „osobami, które walczyły z korupcją i zostały za to ukarane”. No to po kolei. Kamiński i Wąsik nie zostali skazani za żadne przestępstwo polityczne, za poglądy, ich głoszenie, krytykę władzy czy coś podobnego. Tym bardziej nie zostali skazani za „walkę z korupcją”. Oni zostali skazani za bardzo poważne i bardzo groźne dla demokratycznego państwa i jego obywateli przestępstwo przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków. Mówiąc inaczej, za nadużycie władzy przeciw obywatelom. Za wielokrotne złamanie prawa, nadużycie władzy przy kierowaniu służbą specjalną, za bezprawne wykorzystanie możliwości tej służby. To, że przez tyle lat pozostawali bezkarni, ośmieliło ich samych i ich następców do posunięcia się jeszcze dalej. Do nielegalnego zakupu i wykorzystania Pegasusa oraz nadużywania innych metod inwigilacji w celu śledzenia opozycji i niewygodnych dla władzy obywateli. A wszystko zaczęło się od bezprawnego ułaskawienia tych panów, gdy nie byli jeszcze prawomocnie skazani. Ułaskawić można tylko osobę prawomocnie skazaną. Ułaskawienie osoby, która jeszcze skazana prawomocnie nie jest, której służy domniemanie niewinności, to prawniczy nonsens. Mówiąc prosto, ułaskawienie nieskazanego prawomocnie jest równie niemożliwe jak dokonanie aborcji niepoczętego. Ułaskawiając tych panów w 2015 r., prezydent bodaj po raz pierwszy złamał konstytucję. To ułaskawienie nieskazanych ma jednak historyczny precedens. W czasie wojen kozackich jakiś fałszywy archimandryta udzielił Chmielnickiemu odpuszczenia „wszystkich grzechów przeszłych i przyszłych”. Pan prezydent i tak więc zachował umiar. Mógł przecież ułaskawić Kamińskiego i Wąsika także od wszystkich wyroków, jakie ewentualnie zapadną wobec nich w przyszłości, a on ograniczył się do wyroku wprawdzie nieprawomocnego, ale już zapadłego. I jeszcze jedna rzecz, którą warto przypomnieć. Polska jest członkiem Unii Europejskiej. Póki nim jest, obowiązują w niej wyroki Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Wedle tych wyroków Izba Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego, podobnie jak nieistniejąca już Izba Dyscyplinarna, nie jest sądem. Krajowa Rada Sądownictwa jest organem niekonstytucyjnym, a wybrani przez nią sędziowie nie są sędziami, może im przysługiwać co najwyżej mało honorowy (i oby dożywotni) tytuł neosędziego. Nawiasem mówiąc, czas te orzeczenia wprowadzić w życie. Podsumowując, prezydent nie mógł ułaskawić nieskazanych. Izba Kontroli Nadzwyczajnej nie mogła rozpatrywać zażalenia na wygaśnięcie mandatu. Od pierwszego z tych wydarzeń rozpoczęła się tragikomedia z Kamińskim i Wąsikiem w rolach głównych. Czym się zakończy? Prezydent, od którego działania całe zamieszanie się zaczęło, a który tuż przed zatrzymaniem dwóch bohaterów gościł ich z honorami w swoim pałacu, zapewniał, że „nie spocznie”, dopóki nie odzyskają wolności, ale wszystko czynić będzie zgodnie z konstytucją (tak jak dotychczas?). No i nie spoczął. Wszczął kolejną (tym razem legalną) procedurę ułaskawieniową. Cokolwiek przy tym by mówił – a znów mówił dużo, nerwowo i chyba wyćwiczył ze dwie nowe miny – de facto uznał, że w 2015 r. nie ułaskawił ich skutecznie. To rozładowuje doraźny konflikt, ale nie załatwia sprawy. Teraz będą trwały spory, jak się ma ułaskawienie do utraty mandatu i co dalej z Izbą Kontroli Nadzwyczajnej (której orzeczenie, wszczynając procedurę ponownego ułaskawienia, prezydent









