Mieszkanie to nie towar

Mieszkanie to nie towar

13.05.2022 Lodz. Zakup nieruchomosci na kredyt hipoteczny. Fot. Piotr Kamionka/REPORTER

Każda kolejna ekipa rządząca, która obiecuje mieszkania, zawodzi. Coraz większa grupa ludzi, tych bez mieszkań i tych „zrobionych w kredyt”, ma tego dość Czy wystarczą cztery słowa, by wyprowadzić każdego polskiego liberała z równowagi? Na to wygląda. Gwarantowany efekt dają te: „mieszkanie prawem, nie towarem”. To znane od lat hasło ruchów lokatorskich i protestów przeciw nielegalnym eksmisjom albo bandyckiej reprywatyzacji zyskało w ostatnich miesiącach nowe życie. Dziś wzięły je na sztandary sejmowa Nowa Lewica, część sympatyków Szymona Hołowni oraz ruchy miejskie, ale w polskim internecie, publicystyce i przy rodzinnych stołach spór trwa od dobrych kilku miesięcy. I trzeba dodać: trwa znowu, bo kłótnia o mieszkania staje się już zjawiskiem cyklicznym. Być może dlatego, że każda kolejna ekipa u władzy, która obiecuje mieszkania, zawodzi. I więcej z kieszeni Polaków przekazać bankom i deweloperom zwyczajnie już się nie da. A być może również dlatego, że młodzi ludzie mają coraz bardziej dość retoryki, za pomocą której dyscyplinuje ich pokolenie rodziców. „Trzeba było oszczędzać”, „Mieszkania od państwa to już za komuny przerabialiśmy”, „Zmień pracę i weź kredyt”, słyszą od swoich starszych o pokolenie kolegów: dziennikarzy, menedżerek, programistów i dyrektorek w międzynarodowych korporacjach, wchodzący na rynek pracy. Na co odpowiadają, że oszczędzanie nie pomoże, gdy w polskich miastach cena metra mieszkania w niekoniecznie nawet najbardziej atrakcyjnej okolicy przekracza 10 tys. zł. Kredyt? Aktualnie zdolność kredytowa rodziny zarabiającej średnią krajową pozwoli być może na 50 m kw. w Szczecinie lub Opolu i dług do końca życia. O ile ktoś ma oczywiście 100 lub 200 tys. zł na wkład własny. I przytaczają całą długą listę faktów na dowód, że rynek mieszkaniowy jest w Polsce po prostu „ustawiony” przeciwko nim jak nieuczciwa rozgrywka w kapitalistycznym kasynie. Ci, którzy odziedziczyli nieruchomości lub uwłaszczyli się na nich lata temu, pouczają tych, którzy muszą wziąć kredyt, a o mieszkania konkurują z wykupującymi je masowo funduszami inwestycyjnymi czy międzynarodowymi korporacjami, które gentryfikują całe dzielnice. Gdyby spór dotyczył dowolnego innego obszaru polityki publicznej: ochrony zdrowia, wojskowości czy infrastruktury, nie byłby tak ostry i tak naładowany międzypokoleniowymi pretensjami. Z mieszkaniami jest inaczej. Bo to spór nie o cztery ściany i dach, ale także o ocenę III RP i PRL, o to, że zamożniejsi Polacy okopali się na swoich pozycjach, gdy awans wszystkich pozostałych napotyka bariery, o klasy społeczne. I o to, czy dach nad głową jest prawem człowieka. Rynek czy kasyno? Gdy rzecznik lewicowej młodzieżówki Dawid Dobrogowski napisał w marcu na Twitterze: „Mieszkanie prawem, nie towarem”, na jego wpis odpowiedziały tysiące osób. A kolejne dziesiątki – jeśli nie setki – publicystek i komentatorów dały wyraz swojemu oburzeniu, rozbawieniu lub szokowi. Hasła: „Komuna”, „Twoi towarzysze już próbowali kiedyś mieszkania rozdawać” i „PRL bis” wyznaczały ton znacznej części komentarzy. Że lewica chce rozdawać czyjeś mieszkania albo że chce przyznać sobie prawo do cudzych lokali (i w ogóle najróżniejszych dóbr), zaczęli bić na alarm komentujący różnych barw politycznych i przekonań, od posła konfederaty Artura Dziambora po działacza wolnorynkowych think tanków Marka Tatałę. Obaj nie zrozumieli (lub zrozumieć nie chcieli od początku), że nikt nie wzywa do rozdawania własnościowych mieszkań ani samochodów czy iPhone’ów. „Hasło lewicy »mieszkanie prawem, a nie towarem« przypomina słynne »czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy«”, straszyła na stronach Wyborcza.biz Alicja Defratyka, związana wcześniej z Forum Obywatelskiego Rozwoju. Tweet młodego polityka nie był oczywiście pierwszym, choć bezmyślność reakcji, do jakich doprowadził, z pewnością jest pouczająca. W haśle „mieszkanie prawem, nie towarem” chodzi o urzeczywistnienie obecnego i w konstytucji RP, i w programie pierwszej Solidarności, i w wiążących Polskę umowach międzynarodowych zobowiązania państwa. Człowiek ma bowiem prawo do dachu nad głową, czyli wolności od bezdomności. Ale także do tego – jak ujmuje to m.in. nasza konstytucja – że w zamian za płacone podatki i daniny władze „prowadzą politykę sprzyjającą zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych obywateli”, a „w szczególności przeciwdziałają bezdomności, wspierają rozwój budownictwa socjalnego oraz popierają działania obywateli zmierzające do uzyskania własnego mieszkania”. Tak mówi konstytucja. A skoro władze mają zaspokajać potrzeby mieszkaniowe społeczeństwa, budować i wspierać dochodzenie do własności mieszkań, to znaczy, że nie mogą ot tak zrezygnować z tego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 26/2022

Kategorie: Kraj