Morawiecki odkrywa karty

Morawiecki odkrywa karty

Bieda zostanie

W planie Morawieckiego próżno szukać złożonej przez wicepremiera obietnicy, że w 2030 r. Polacy będą zarabiali tyle, ile wyniesie przeciętne wynagrodzenie w Unii Europejskiej. Są za to smutne dane: „Połowa Polaków zarabia mniej niż 2,5 tys. zł »na rękę«. Pensje są około trzykrotnie mniejsze (nominalnie) niż w krajach wysoko rozwiniętych”.

Ma być lepiej, ale autorzy dokumentu przestrzegają przed „nadmiernym” wzrostem płacy minimalnej (od 1 stycznia 2017 r. wyniesie 2 tys. zł, minimalna stawka godzinowa – 13 zł) i zwiększaniem transferów socjalnych (takim jest program Rodzina 500+).

Tych, którzy uwierzyli politykom PiS, że w Polsce zniknie bieda, plan Morawieckiego rozczaruje: „Wzrost PKB per capita umożliwia poprawę sytuacji w sferze zagrożenia ubóstwem i wykluczenia społecznego, choć proces ten w nadchodzących 15 latach będzie już wyraźnie wolniejszy niż w minionym okresie. (…) Realna wartość transferów wspierających zostanie zmniejszona”. Jeśli się spełni optymistyczna prognoza rozwoju, to w 2030 r. zagrożony ubóstwem lub wykluczeniem społecznym będzie prawie co piąty Polak – 18% (w 2014 r. ten wskaźnik wyniósł 27%), skrajne ubóstwo, czyli życie poniżej minimum egzystencji, dotknie 3% (w 2014 r. – 7,4%), a odsetek zagrożonych ubóstwem relatywnym (obejmuje ono osoby w gospodarstwie domowym mające miesięczny dochód o 50% niższy niż przeciętny dochód gospodarstw domowych) zmniejszy się z 17% w 2014 r. do 12% w 2030 r. Zdaniem autorów opracowania środki na walkę z biedą i ubóstwem będą ograniczone ze względu na wymuszony wzrost wydatków na ochronę zdrowia i wsparcie osób starszych, co jest związane ze starzeniem się społeczeństwa.

Rewizja emerytur

„Strategia” bez entuzjazmu odnosi się do obniżenia wieku emerytalnego i zapowiada „przegląd systemu emerytalnego”, który ma polegać m.in. na analizie „przywilejów emerytalno-rentowych kompensacyjnych: nauczycieli, rolników, górników, służb mundurowych, sędziów i prokuratorów”.

Charakterystyczną cechą planu Morawieckiego jest połączenie elementów liberalnych (takich jak likwidacja wielu regulacji prawnych zwiększająca swobodę przedsiębiorczości, zmniejszenie CIT i uproszczenie VAT dla małych firm) z aktywną rolą państwa, które nadaje kierunki i koordynuje politykę gospodarczą. Państwo – jeśli wczytać się w plan Morawieckiego – ma strzec interesów polskiego kapitału. Autorzy „Strategii” niepokoją się, że rocznie do firm z kapitałem zagranicznym trafia 95 mld zł, że przypada na nie połowa produkcji przemysłu i dwie trzecie polskiego eksportu. Konstatują: „Zbalansowany wzrost gospodarczy wymaga równowagi pomiędzy zaangażowanym w gospodarkę kapitałem zagranicznym i krajowym (…). Krajowy kapitał jest bowiem podstawą stabilności wszystkich gospodarek rozwiniętych i dynamiczny wzrost jego roli stanowi priorytet”.

Polski kapitał rządzi

To właśnie krajowy kapitał wydaje się głównym beneficjentem planu Morawieckiego. To on może oczekiwać wsparcia państwa – finansowego i ustawowego. Do 2020 r. ma zostać uchwalona „Konstytucja dla biznesu” – „spójny i przejrzysty akt prawny jako podstawa prowadzenia działalności gospodarczej”, który ma się przyczynić do „wzmocnienia gwarancji wolności i praw przedsiębiorców”. Choć Solidarność stanowi bezpośrednie zaplecze PiS, o „Konstytucji dla pracowników” w planie Morawieckiego nie ma mowy.

Określenie związki zawodowe w ogóle nie pada w bardzo obszernym dokumencie. Wyrażone przez autorów obawy o skutki obniżenia wieku emerytalnego, podniesienia płacy minimalnej i wzrostu nakładów na usługi publiczne, zapowiedź cięć emerytur i stworzenia zachęt do indywidualnego oszczędzania na emeryturę wpisują się w ich neoliberalną nowomowę: „Do najważniejszych wyzwań należą potrzeba wspierania przedsiębiorczości wykorzystującej zasoby lokalne i zwiększającej zasoby miejsc pracy poza rolnictwem, poprawa mobilności międzysektorowej zasobów pracy w rolnictwie”.

Kilka tygodni przed publikacją „Strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju” wicepremier Morawiecki i minister energii Krzysztof Tchórzewski zapowiedzieli, że w 2026 r. po polskich drogach będzie jeździło milion samochodów elektrycznych skonstruowanych przez polskich inżynierów, zmontowanych z polskich części przez polskich robotników. W planie Morawieckiego można wyczytać, ile par lęgowych bociana czarnego jest w Polsce, ale o konkretnej wielkości produkcji samochodów elektrycznych nie ma w nim ani słowa. Dlatego zamiast słuchać, co mówią politycy, lepiej sięgnąć do nieoczekiwanie zrównoważonej „Strategii”.

Fot. Wojciech Strozyk/REPORTER

Strony: 1 2

Wydanie: 2016, 32/2016

Kategorie: Opinie

Komentarze

  1. Jędrek
    Jędrek 13 sierpnia, 2016, 14:27

    Tu się nigdy nic nie zmieni. Kto może, niech ucieka, bo do nieba nadal jest 300 mil.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy