Ważne, aby ostatni utwór dobrze się zazębiał z tym pierwszym Natalia Przybysz – wokalistka i autorka tekstów Tak jak słyszymy w utworze „Zew”, kiedyś wierzyła pani, „że porusza niebem”. A dziś? Co się zmieniło? – To piosenka, którą pisałam w trakcie pandemii. Miała być swego rodzaju przypomnieniem, że przed covidem mieliśmy inny świat, większą swobodę, lepszy kontakt ze sobą. Pandemia oderwała nas nieco od samych siebie. Wlała w nas hektolitry strachu, doprowadziła do pewnego paraliżu. Ta kompozycja miała zwrócić nas ku sobie; przypomnieć o bliskości, o dotyku. Czy Natalia Przybysz z albumu „Prąd” odważyłaby się na nagranie płyty z interpretacjami utworów Kory? Czy jest to projekt, który wymaga większej świadomości muzycznej, doświadczenia? – Trudno stwierdzić, ale raczej tak! Nie zapominajmy, że przed płytą „Prąd” był album „Kozmic Blues: Tribute to Janis Joplin”. A jednak rzucenie się w wir z piosenkami Janis Joplin wtedy, było o wiele większym wyzwaniem. Nie jestem pewna, czy wówczas byłabym otwarta na pracę z tekstami Kory, ale mogłabym nagrać taki album. Na pewno zrobiłabym to mniej dojrzale. A przy okazji wydaje mi się, że pomysł na nagranie płyty z utworami Joplin, przy moim tamtym doświadczeniu, był znacznie bardziej lekkomyślny. W materiałach załączonych do pani najnowszego albumu napisano, że spotkała się pani z Kamilem Sipowiczem, partnerem Kory, a efektem jest właśnie płyta „Zaczynam się od miłości”. Co się wtedy wydarzyło? – Z Kamilem spotkałam się, aby pokazać mu moje wykonanie „Krakowskiego Spleenu” na potrzeby mojej poprzedniej płyty „Jak malować ogień”. Zgodził się, abyśmy wykorzystali ten utwór, a przy okazji zaproponował, abym napisała melodie do tekstów Kory, które nigdy nie zostały nagrane. Spotkaliśmy się pewnego razu na kolacji i mój syn nieustannie pytał: „Kamil, a chciałbyś mieć tutaj portal czasoprzestrzenny?”. Byliśmy w domu Kory i Kamila na Bielanach i ja też czułam coś mistycznego. Dużo czasu upłynęło, zanim zaczęłam pracę nad projektem, który przekształcił się w mój najnowszy krążek. Pani spotkanie z Korą, tak jak spotkania w teledysku „Jest miłość”, było przelotne. Zwykłe przywitanie, nic więcej. Żałuje pani, że to się potoczyło jedynie w ten sposób? – Bardzo bym chciała móc pokazać jej całą płytę, usłyszeć, co ma do powiedzenia, dowiedzieć się co nieco o jej dynamice bycia, o tym, jak pracowała, jak funkcjonowała. Poznałam ją po jednym z koncertów, ale to był uścisk dłoni, nic więcej. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że nasze drogi w jakiś sposób się połączą. Poznałam ją przelotnie, jakby to była kobieta, której powiedziałam na ulicy „dzień dobry”. I nic więcej! Powiedziała pani: „Poezja Kory z precyzją akupunktury dotykała często rdzenia mojej emocjonalnej konstrukcji”. Dlaczego tak bardzo wrażliwość Kory synchronizowała się z tą, którą ma Natalia Przybysz? – Zapewne nigdy się nie dowiem dlaczego, ale wiem, że nieustannie czuję jej muzykę, i te teksty w jakiś sposób rezonują z moją wrażliwością. Kora miała niesamowitą zdolność ukierunkowania przepływu energii z żalu, tęsknoty czy smutku w stronę pięknego, jasnego słońca. Nieraz z trudnych sytuacji wychodziła o wiele silniejsza i jest to wyczuwalne w jej tekstach. W muzyce Kory czuć jej siłę. Uczucie miłości było arcyważne w jej patrzeniu na rzeczywistość. Często zanurzała się w emocjach, które z miłością były właśnie powiązane. W pewien abstrakcyjny sposób oddziaływała na słuchaczy i tym samym trafiła w moją muzyczną uczuciowość. Piosenki pochodzą z tomu „Miłość zaczyna się od miłości”, w którym znajdziemy teksty Kory niewykonane dotychczas na żywo lub nienagrane („Mama” jest wyjątkiem). Jak wyglądała selekcja tych utworów? – Gdyby to były wiersze, byłoby jeszcze trudniej, bo one nie są przeznaczone do śpiewania. Natomiast tu otrzymaliśmy teksty bardzo wdzięczne do wykonywania. W końcu Kora zajmowała się muzyką, często badała słowa pod kątem ich muzykalności czy dynamiki, rytmu. Słowa, które znajdziemy w tym tomie, są często plastyczne, co ułatwiło mi dobór, a następnie samo wyśpiewywanie. Natomiast najwięcej czasu spędziłam na szukaniu zdań i fragmentów, z którymi się utożsamiam albo które chwytały mnie za serce, gardło czy wręcz jeszcze inne części ciała. Zajmowałam się tym w bardzo burzliwym czasie dla Polaków, dlatego zastanawiałam się, jakie wersy będą potrzebne zarówno










