Nihiliści

Nihiliści

Europa zna ich sześć, niechby osiem lat – my od lat ponad 30. Reżyserzy społecznych napięć, mistrzowie destrukcji. „Spoceni mężczyźni w pogoni za władzą” – dziś trzeba by dodać: za władzą absolutną. Już w 1990 r. parli do „przyśpieszenia”, żądali rozwiązań radykalnych, podkładali dynamit pod świeżo odzyskane państwo. Potem dostali broń śmiertelnego rażenia: lustrację. Lista Macierewicza, lista Wildsteina… „Oszołomy” – tak ich nazywano. Albo: „popaprańcy”, bo spaprać umieli wszystko. I jeszcze: „olszewicy” – od nazwiska Jana Olszewskiego. Z początku byli jeszcze sami. Lecz z czasem ich projekty zyskały poklask politycznego centrum. Ustawa lustracyjna z „prokuratorem lustracyjnym”, Instytut Pamięci Narodowej z nierównością obywateli wobec prawa – wszystko to było już dziełem całego niemal obozu solidarnościowego. Jeżeli jednak w obozie tym istniały nadzieje na oswojenie popaprańców, to od początku były one złudne. Im nie szło przecież o idee, nawet nie o rozliczenia, lecz o – przykrytą mniej czy bardziej wzniosłymi hasłami – destrukcję. Dlatego wciąż wywoływali uczucie zagrożenia, odkrywali spiski w rodzaju „czerwonej pajęczyny”, obnażali korupcyjny „czworokąt”, piętnowali uchodźców roznoszących zarazki, wyjaśniali katastrofę smoleńską wybuchami w samolocie i porozumieniem Tuska z Putinem. Nigdy niczego nie wykryto, niczego nie udowodniono, za to szkoła podejrzeń i nienawiści przekształciła polskie społeczeństwo w dwa, splecione w śmiertelnym uścisku, plemiona. Opluli wszystko. Wielokrotnie twierdzili, że w czasie II wojny światowej „Polski nie było” (nie mówili tak nawet staliniści). Czyli opluli – oficjalnie tak bardzo czczoną – Armię Krajową, walczącą wszak z rozkazu rządu Rzeczypospolitej na uchodźstwie. Zresztą Armię Krajową opluli także dlatego, że zrównali ją z późniejszymi „wyklętymi” (oburzało to weteranów AK). A i „wyklętych” opluli, bo wymieszali w nich dobro ze złem, bohaterów ze zbrodniarzami. Opluli potem PRL, bo wtedy też „Polski nie było”. Opluli sierpień 1980 r., „dogadanie się Polaka z Polakiem”, a potem solidarnościową walkę non violence. Sponiewierali światową markę Lecha Wałęsy i zaraz potem opluli III Rzeczpospolitą. Państwo, będące marzeniem kilku pokoleń Polaków, uznali za „ubekistan”, „bantustan” i „postkomunistyczne monstrum”. Sklecili nawet opowieść, że III RP nadal jęczy w niewoli – młody Andrzej Duda posłusznie śpiewał: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie” (dziś już tak nie śpiewa). Tak więc, walcząc z „pedagogiką wstydu”, kazali nam się wstydzić – za wszystko, byle nie za nich. W imię stale tej samej destrukcji unurzali naród w błocie. Cel osiągnęli. Jak niegdyś, z poklaskiem politycznego centrum, zdelegitymizowali PRL, tak dziś, już wbrew politycznemu centrum, zdelegitymizowali III RP. Dlatego w tych samych głowach zrodził się teraz kolejny pomysł: zdelegitymizować Unię Europejską! Bo skoro udało się z Polską, to czemu nie spróbować z Unią? Co jednak wcale nie znaczy, że trzeba nas z Unii wyprowadzić. O, co to, to nie: nie teraz, nie tym razem. Tu oni wyjątkowo, pierwszy raz w życiu, nie kłamią. Nie chcą nas z Unii wyprowadzać, bo – po pierwsze – werdykt Trybunału Przyłębskiej już nas z niej wyprowadził. A po drugie, oni mają jeszcze w Unii wielką pracę do wykonania. Unię – lewacką Unię – trzeba zmienić. A to znaczy: spaprać ją. Opluć. Przekształcić na swój obraz i podobieństwo. Raz jeszcze wskrzesić polski mesjanizm, ewangelizować laicką Europę, jej „cywilizację śmierci”, tylekroć piętnowaną przez Jana Pawła II. O ileż łatwiej to czynić, będąc wewnątrz. O ileż łatwiej opluwać, paprać i rozkładać od środka. Bo przecież musimy bronić polskiej suwerenności! Musimy bronić niepodległości, na którą Unia czyha! Musimy bronić polskich tradycji, którym Unia zagraża! Musimy bronić Europy przed Europą! I oto dwa cele w jednym. Kąsanie Unii osłabi Unię, z czasem ma nawet szansę doprowadzić do jej rozkładu. Zaś obrzydzanie Unii uczyni z niej Polakom kolejnego wroga. Kolejnego – bo wrogami są już wszyscy właściwie nasi sąsiedzi. A także USA, na których ponoć opieraliśmy swoje bezpieczeństwo. Oraz Izrael, na przyjaźń z którym byliśmy – tak by się zdawało – skazani. I nawet Wielka Brytania, tak dzielnie niegdyś dokonująca brexitu, a teraz niewpuszczająca do siebie Rafała Ziemkiewicza. Ale Unia i tak jest najgorsza. Jaka stanie się jutro, gdy nie da pieniędzy? Te pieniądze nam się przecież należą! Tak, to nie są głupcy,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 44/2021

Kategorie: Andrzej Romanowski, Felietony