Nowy Rok, nowe nadzieje

Nowy Rok, nowe nadzieje

Końcówka roku jest wyraźnie lepsza. A największy wpływ na poprawę nastrojów miał dramatyczny, ale skuteczny finisz negocjacji w Kopenhadze. W twardej walce o sensowny udział Polski w poszerzonej Unii ekipa Millera okazała się równie sprawna jak zaprawieni w bojach unijni technokraci. Jeszcze raz okazało się, że w najtrudniejszych sytuacjach potrafimy być i świetnie przygotowani, i skuteczni. Choć słowa „potrafimy być” trzeba było po debacie sejmowej szybko zawęzić. Padło tam tyle kłamstw na temat Unii i słów zwyczajnie głupich, że znowu wróciliśmy do bajora, w którym się taplamy. Choć w każdym społeczeństwie jest jakiś procent ludzi o skłonnościach destrukcyjnych, to mam wrażenie, że zwykle są oni trzymani na obrzeżach polityki i gospodarki. I nie mają przez to realnego wpływu na bieg wydarzeń. Jakże szczęśliwe są te kraje, w których mądre rozwiązania systemowe premiują kompetencję i uczciwość. I o ile łatwiej żyłoby się nam w Polsce, gdyby nie uporczywe ściąganie w dół przez różnego rodzaju miernoty.
Problem na pewno jest. Ale może jest i tak, że zbyt często mówiąc o powodach, dla których coś nam się nie udaje, winy szukamy wszędzie, ale nie w sobie? Nie widzimy bałaganu na własnym podwórku, niedostatku swoich kwalifikacji ani skłonności do odkładania spraw. Źle traktowani, marnie opłacani, a na dodatek oszukiwani przy każdej okazji, mamy tendencję do oddawania tego z nawiązką.
W wielu dyskusjach słyszę, że jednym z największych problemów dzisiejszej Polski jest fatalny stan stosunków między ludźmi, łącznie z tymi, którzy z powodów rodzinnych czy towarzyskich powinni być sobie szczególnie bliscy.
Skala tego zjawiska i jego powszechność prowokują do pytania o udział każdego z nas w tym, co się dzieje. Na ile my sami uczestniczymy w korowodzie złych emocji i negatywnych zachowań?
Koniec roku to dobry moment, by robiąc osobisty rachunek sumienia, samokrytycznie popatrzeć na własne relacje ze światem, a zwłaszcza z ludźmi.
W Polsce długo jeszcze z powodów obiektywnych nie będzie powszechnego dobrobytu, ale może, i musi, być sensowniej i uczciwiej!
A to, jak będzie, w największym stopniu zależy od nas samych. Obyśmy w Nowym Roku zrobili choć mały krok w tę stronę.


Dobrych dni w 2003 roku i dobrych wiadomości w „Przeglądzie”
życzy redakcja

Wydanie: 01/2003, 2003

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy