Na polski wymiar sprawiedliwości w ciągu ostatnich ośmiu lat spadło jak na biblijny Egipt co najmniej kilka plag. Egipt i tak był w nieco lepszej sytuacji, bo te plagi spadały na niego po kolei. Na nasz wymiar sprawiedliwości spadły wszystkie naraz. I nie był to wyraz bożego gniewu, tylko próba PiS podporządkowania sobie trzeciej władzy. Pierwsza plaga to stan Trybunału Konstytucyjnego. Zaraz na początku swojego urzędowania prezydent nie odebrał ślubowania od trzech prawidłowo wybranych sędziów. Na ich miejsce zdominowany przez PiS parlament wybrał sędziów dublerów, których ochoczo dokooptowano do starego jeszcze składu Trybunału. Później rząd, wbrew konstytucji i elementarnej kulturze prawnej, uznał, że jest instancją nadrzędną nad Trybunałem Konstytucyjnym, ma prawo oceniać jego orzeczenia, a jak mu się nie spodobają, to nie będzie ich drukował ani tym bardziej uznawał. W uzasadnieniu tego kuriozalnego stanowiska szczególnie wyróżniła się minister Beata Kempa. Teraz eurodeputowana, która zasłynęła m.in. tym, że nie wiedziała, jaki kierunek studiów skończyła. Sądziła, że prawo, a to była administracja. Taki drobiazg. Jak pani Kempa zna się na administracji, nie wiem; to, że nie ma pojęcia o prawie, udowadniała raz po raz. Gdy prof. Andrzej Rzepliński skończył swoją kadencję prezesa, a wraz z nim cały stary skład TK, do sędziów dublerów dołączali kolejni nowi sędziowie, wybierani przez sejmową pisowską większość. Prezesem została pani Julia Przyłębska, „odkrycie towarzyskie” prezesa Kaczyńskiego. Jak gotuje, nie wiemy, prezes zaświadcza, że świetnie. Jak potrafi orzekać, wiemy z opinii wystawianych jej w macierzystym sądzie i z tego, jak orzeka w Trybunale. Wszystko wskazuje, że jej talent prawniczy zdecydowanie nie dorównuje kulinarnemu. Trybunał pod jej rządami albo ekspresowo, na zawołanie, po myśli PiS orzeka nawet w sprawach nienależących do jego kognicji, albo nie orzeka wcale. W międzyczasie zasiliły go takie figury jak Krystyna Pawłowicz i Stanisław Piotrowicz, którzy zostali powołani na stanowiska sędziów TK mimo osiągnięcia wieku emerytalnego. A więc wbrew przepisom. O ile o ich kwalifikacjach prawniczych, postawie moralnej i walorach intelektualnych można dyskutować (posłowie PiS, widać, ocenili je wysoko), o tyle ich wiek jest bezdyskusyjny. Chociaż sędzia Pawłowicz czuje się młodo i – jak sama twierdzi – wygląda na młodszą od Moniki Olejnik oraz pierwszej damy Francji. Ale mniejsza o panią Pawłowicz. Problem w tym, że Trybunał Konstytucyjny w tym stanie i składzie może wespół z prezydentem zablokować każdą ustawę. Jakby tego było mało, na Sądzie Najwyższym narosły dwie huby. Jedna to Izba Odpowiedzialności Zawodowej, przepoczwarzona z dawnej Izby Dyscyplinarnej. Złożona w większości z neosędziów, a więc poniekąd dzieci poczętych wspólnym wysiłkiem prezydenta i upolitycznionej, pisowskiej, powołanej w sposób niezgodny z konstytucją Krajowej Rady Sądownictwa, czyli neo-KRS. Drugą hubą narosłą na Sądzie Najwyższym jest jakiś osobliwy „Sąd Jeszcze Wyższy od Najwyższego”, działający pod nazwą Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Aby nie było wątpliwości: złożony w całości z pisowskich nominatów i z tej racji nieuznawany za sąd ani przez trzy połączone Izby Sądu Najwyższego, ani przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, ani przez Europejski Trybunał Praw Człowieka. Ostatnio ten „Sąd Jeszcze Wyższy od Najwyższego” uznał, że pan Wąsik mimo skazania prawomocnym wyrokiem przez sąd nie utracił mandatu poselskiego, na co powołuje się sam zainteresowany, a przy okazji także pan Kamiński, pan prezydent i całe PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Rzecz w tym, że ten niebędący sądem twór, podszywający się pod Sąd Najwyższy, wykroczył nawet poza kognicję tego ostatniego. Sąd Najwyższy w takiej sprawie sprawdza tylko, czy marszałek Sejmu, obwieszczając wygaszenie mandatu poselskiego, rzeczywiście dysponował prawomocnym sądowym wyrokiem skazującym dotyczącym posła, a nie to, czy prawomocny wyrok, którego ogłoszenie skutkuje wygaszeniem mandatu, był słuszny, czy nie. A więc „Sąd Jeszcze Wyższy od Najwyższego” przekroczył nawet te uprawnienia, które sobie przywłaszczył. Bez pilnego rozwiązania problemu Sądu Najwyższego, w którym, oprócz wspomnianych dwóch izb niebędących sądami, zasiada w pozostałej części już więcej niż połowa neosędziów, w tym powołana na to stanowisko przez prezydenta jego znajoma I prezes), i Trybunału Konstytucyjnego żadna naprawa państwa prawa się nie uda. A tu rządząca koalicja, dotąd konsekwentna i zdeterminowana, chyba się zawahała. Zdaje się, że nie bardzo wie, jak









