Budka robi wrażenie, jakby chciał wszystkim się przypodobać. Tylko że chęć przypodobania się to jeszcze nie jest przywództwo Prof. Jarosław Flis – socjolog, profesor UJ, badacz komunikowania politycznego i zachowań wyborczych. Platforma Obywatelska się kończy? Już po niej? – Ile razy już to słyszałem! Że koniec PO. I co? Powiem panu tak: siłą Platformy jest to, ile klepsydr o swojej śmierci przeżyła. Z drugiej strony zagrożenie istnieje. Przecież od przeżycia fałszywych nekrologów człowiek nie staje się nieśmiertelny. Jak to więc jest z PO? – Przez lata jej siłą była umiejętność skupiania różnych nurtów, różnych strumieni politycznych, które się w niej mieszały. Teraz te strumienie oddalają się od siebie. Dlatego pojawiają się napięcia. Przypomnę, że całkiem niedawno w Platformie byli i Gowin, i Palikot. Dziś to niewyobrażalne, prawda? Teraz jest ona bardziej jednolita, lecz i tak jest mocniej poszarpana. Co jest tego powodem? – Przez lata było w PO spoiwo tych nurtów. To było domniemanie kompetencji. Platformę uważano za partię ludzi kompetentnych. Pamięta pan, co się działo w Wałbrzychu? Dziesięć lat temu była tam afera z kupowaniem głosów przez działaczy PO, procesy, powtarzanie wyborów. Zatopiło to Platformę? Nie. Platformersi ściągnęli ordynatora szpitala i on wygrał wybory na prezydenta miasta w cuglach, bo nikt inny nie miał kandydata o podobnych kompetencjach. PO, eksponując kompetencje, przykrywała brak zaangażowania ideowego. Ten rząd broni Polski przed ekstremizmami z lewa i prawa – mówił Tusk w Sejmie, w exposé w roku 2011. Mówił też, że PO jest partią ciepłej wody w kranie, że ludzie już nie chcą rewolucji. To się podobało, ale ewidentnie już nie działa. – Partia Umiarkowanego Postępu w Granicach Prawa jest atrakcyjna tylko wtedy, gdy rządzi i taki umiarkowany postęp się dokonuje. W opozycji ma kłopot. Ludzie niezadowoleni chcą radykalnych zmian. Do tego weszło do gry nowe pokolenie, które buntuje się przeciw PiS nie w imię tego, żeby mu dać święty spokój. Pokolenie polityków czy wyborców? – Przede wszystkim wyborców, lecz politycy jakoś chcą ku nim wyjść i też ciągną w różne strony. Spójrzmy, jak opozycja działa w obliczu PiS. Część wyborców razi interwencjonizm PiS, więc ucieka, jeśli chodzi o ekonomię, w stronę rozwiązań liberalnych. Lecz pozostaje konserwatywna obyczajowo – i trafia do Konfederacji. Drugą grupę razi właśnie toporny konserwatyzm rządzących – toteż ucieka w lewo, w stronę obozu postępu, dla którego najważniejsza jest rewolucja obyczajowa, lecz czasem przypomina on sobie także o państwie opiekuńczym. Siły te nie patrzą na siebie przychylnie. I podejrzewają się nawzajem o spiskowanie z PiS. Jeżeli uważa się, że sojusznicy są jedną nogą po stronie wrogów, to utrzymanie jedności jest trudne. Co więc ich łączy? – Potężną siłą jest PiS, które robi wszystko, żeby pomnożyć zastępy swoich wrogów. Największym problemem opozycji jest to, że jej formalni liderzy – z Borysem Budką na czele – nie są tymi, którzy mają tam najwięcej władzy. Sam powiedział, że niewiele może. – Bo nie ma pomysłu na to, jak uczynić partnerami tych, którzy ciągle mają realną władzę – prezydentów miast, tych wybranych z poparciem PO lub w opozycji do PiS. Oni mają własną pozycję, im Platforma jest potrzebna tylko po to, żeby w wyborach nie wystawiła im konkurenta. A przykład Krzystka w Szczecinie i Adamowicza w Gdańsku pokazał, że nawet to nie jest wielką groźbą. Spójrzmy na obecną czołówkę PO, na Budkę, Kierwińskiego, Tomczyka… Porównajmy ich realną władzę czy doświadczenie w rządzeniu z takimi prezydentami albo wieloletnimi marszałkami województw. Jakimi mogą być dla nich partnerami? Marszałkowie zależą od partyjnych machin, które organizują wybory. – Te machiny nie utrzymają władzy w samorządach bez udziału tych, którzy już tam sobie wyrobili nazwiska. To aparat partii ma kłopot – co się stanie, jeśli ci ludzie zadadzą sobie przed wyborami pytanie, w jakim obozie mają się znaleźć, dokąd iść? Jeżeli są mocni, to obóz chętny do ich przyjęcia znajdą bez kłopotów. I będzie rozbiór PO. – Taki rozbiór jest pewnie marzeniem lewicy. Ale czy jest możliwy? Zastanówmy się – w Polsce środek polityki to PSL i burmistrzowie miast powiatowych. Czy obóz lewicy i liberałów potrafiłby z nimi się dogadać? Potrafiłby









