Na prawo od PiS hula polityka

Na prawo od PiS hula polityka

Fot. Jan Bielecki/East News, Warszawa 21.10.2016 28. posiedzenie Sejmu 8. kadencji N/z: Prezes PiS Jaroslaw Kaczynski i Jaroslaw Gowin

Czy z tych dzikich pól może przyjść zagrożenie dla Kaczyńskiego? Jarosław Kaczyński nie ukrywa, że racją stanu PiS jest to, by nikt nie obszedł tej partii z prawej strony. I „od zawsze” pilnuje, by tak było. A ponieważ na prawo do PiS wciąż funkcjonują różne inicjatywy, nieraz bardzo żywotne, Kaczyński musi je osłabiać. Posługuje się różnymi metodami, czasami robi to poprzez wchłonięcie lub kompromitując ich liderów albo też przejmując ich hasła. Na razie wychodzi z tych gier zwycięsko. Pytanie tylko, jak długo będzie wygrywał. Niepisowską prawicę możemy podzielić na dwie części. Pierwsza to grupy narodowo-katolickie, druga – wolnościowcy. Liczbowo nie są to jakieś wielkie siły, ale z punktu widzenia Jarosława Kaczyńskiego nie można ich lekceważyć. Raz, że tworzą je środowiska ideowe, a to w polityce duża wartość. Dwa – skupiają one potencjalnych liderów. Trzy – te środowiska traktują PiS jako establishment, jako partię zepsutą, która właśnie wskakuje w buty PO, wymieniając na kasę niedawne idee. Zawsze więc istnieje niebezpieczeństwo, że lekceważone grupy mogą rozkwitnąć i przejąć znaczną część elektoratu. Dlatego zarówno wobec wolnościowców, jak i narodowców oraz grup fundamentalistów katolickich Kaczyński prowadzi różne polityczne działania. Zacznijmy od fundamentalistów katolickich. To różne stowarzyszenia, które poparły PiS, ale nie bezwarunkowo, tylko za cenę realizacji konkretnych postulatów. Jednym z nich jest całkowity zakaz aborcji. Kaczyński wie, że politycznych punktów mu to nie przyniesie, raczej straty, że taki zakaz może wywołać demonstracje, stać się iskrą wzmacniającą środowiska lewicy. Z drugiej strony ma wpływowe na prawicy grupy, których liderów nie kupi stanowiskami ani nie zastraszy. Już to trenował, lata musiały minąć, zanim udało mu się spacyfikować Marka Jurka i jego Prawicę Rzeczypospolitej. Różnymi zabiegami partia ta została wygaszona, sam Marek Jurek z listy PiS trafił do Parlamentu Europejskiego. Ale problem pozostał. Po europośle walkę o całkowity zakaz aborcji przejęli inni, m.in. stowarzyszenie Ordo Iuris. Głośno zrobiło się o nim we wrześniu 2016 r., gdy zaproponowało projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcji, który przewidywał kary więzienia (do lat pięciu) za dokonanie zabiegu nie tylko dla lekarzy, ale i dla samych matek. Projekt trafił do Sejmu, tam – w obliczu fali demonstracji, Czarnego Protestu – został wycofany. Ale przecież nie porzucony. Teraz lobby antyaborcyjne wraca z nowym projektem. Zakazującym tzw. aborcji z powodów eugenicznych. Autorzy projektu chcą nowelizacji Ustawy z 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Ich projekt zakłada wykreślenie przepisu zezwalającego na aborcję, gdy dziecko może się urodzić niepełnosprawne lub chore. I wydaje się, że osiągną swój cel. Polki będą musiały rodzić nieuleczalnie chore dzieci, trwale uszkodzone płody. I prezydent Duda, i premier Szydło już zapowiedzieli, że poprą zakaz aborcji „eugenicznej”. Za jest również Jarosław Kaczyński. „Te dzieci, jeśli uda im się przeżyć i rodzice nie zdecydują się na, niestety, proponowaną obecnie aborcję, są bardzo szczęśliwe. Jest nie do przyjęcia, że dziś w Polsce można te dzieci zabijać. To są wspaniali ludzie, którzy swoim życiem mogą zrobić wiele dobrego”, mówi Duda. Inną drogą jest Trybunał Konstytucyjny. Ponad 100 posłów, głównie z PiS, złożyło w Trybunale wniosek o rozstrzygnięcie, czy konstytucja pozwala na przerywanie ciąży, gdy płód jest uszkodzony. W ten sposób PiS tylnymi drzwiami wprowadza te zapisy, których nie udało się przeforsować 14 miesięcy temu. Z politycznego punktu widzenia to cena za rozbrojenie grup radykalnych katolików. Żeby nie szukali możliwości realizowania swoich celów poza PiS. Podobnie rozbrajani są wolnościowcy. To grupa skupiona wokół Janusza Korwin-Mikkego. Teoretycznie niewielka, choć wystarczająco duża, by ocierać się o barierę 5%. W ostatnich wyborach do Sejmu zdobyła (pod nazwą KORWiN) 4,7% poparcia. Dziś ten wynik to abstrakcja. Kolejna partia Korwin-Mikkego, tym razem pod nazwą Wolność, uzyskuje w sondażach do 2% poparcia i targają nią wewnętrzne konflikty. Pisał o nich w „Najwyższym Czasie!” redaktor naczelny pisma Tomasz Sommer: „Odchodzący działacze dają do zrozumienia, że zamiast transparentności finansowej i sprawności organizacyjnej wychodzącej na zewnątrz, partia wykształciła wewnętrzny układ, który broni swoich przywilejów finansowych przed resztą organizacji, stąd wszelka jej działalność, broniąca

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 45/2017

Kategorie: Publicystyka