Prywatny sąd czy prywatne bojówki?

Prywatny sąd czy prywatne bojówki?

Beniamin Netanjahu zawiesił kontrowersyjną reformę sądownictwa

Setki tysięcy Izraelczyków protestujących w ostatnich tygodniach mogą choć na chwilę odetchnąć z ulgą – Beniamin Netanjahu ogłosił, że wstrzymuje się z kontrowersyjną reformą sądownictwa. Zmiany proponowane przez rząd Likudu i koalicjantów skupiały też na sobie uwagę mediów i analityków nie tylko w Izraelu, ale i w innych krajach Bliskiego Wschodu oraz na Zachodzie, przypominają bowiem, co zauważyli demonstrujący, reformy przeprowadzone przez rządy Polski i Węgier. W percepcji znacznej części społeczeństwa propozycje ministra sprawiedliwości Jariwa Lewina zagroziłyby demokratycznemu charakterowi Izraela, który wyróżnia państwo żydowskie na tle autorytarnych reżimów regionu.

Według rządowego planu konieczna jest zmiana sposobu wybierania sędziów Sądu Najwyższego (a także wszystkich innych sądów), którzy wyłaniani są przez specjalny komitet, w skład którego wchodzą przedstawiciele władz i środowiska prawniczego. Rząd tłumaczy, że dzisiaj to sędziowska samowolka, że wybierają oni spośród siebie osoby na eksponowane stanowiska. Potrzebne byłoby zatem powiększenie komitetu, tak by przeważała w nim władza wykonawcza.

Na tym jednak pakiet reform się nie kończy, bo planowane jest również wprowadzenie klauzuli umożliwiającej parlamentowi odrzucanie wyroków Sądu Najwyższego, gdy ten orzeka o konstytucyjności przyjmowanych ustaw. Wśród innych kontrowersyjnych przepisów, zaprojektowanych tak, by przynieść bezpośrednie korzyści politykom rządzącej obecnie koalicji, najgłośniej zaś o prawie, które zabroniłoby Sądowi Najwyższemu wpływania na skład rządu. Ma to unieważnić decyzję SN ze stycznia, w związku z którą Arje Deri, lider partii Szas i skazany przestępca podatkowy, został zdymisjonowany przez Bibiego ze stanowiska ministra spraw wewnętrznych i ministra zdrowia. Kolejny mający działać wstecz przepis unieważni zeszłoroczny wyrok nakazujący premierowi Netanjahu zwrócenie bezprawnej darowizny w wysokości 270 tys. dol., którą Bibi otrzymał na wydatki związane z obsługą prawną ciążących na nim zarzutów korupcyjnych od kuzyna, amerykańskiego biznesmena Nathana Milikowsky’ego.

Takie zmiany byłyby niepożądane, a protestujący dawali temu wyraz, wykrzykując, że nie chcą, by ich kraj stał się drugą Polską czy Węgrami. Nie uspokoiło ich też to, że wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński w wywiadzie udzielonym Robertowi Mazurkowi w RMF FM przyznał wprost, że rząd PiS „dzielił się doświadczeniami” ze stroną izraelską w zakresie zmian w sądownictwie, zresztą na zapytanie Izraela.

W ostatnich tygodniach zaczęły się pojawiać rysy na rządzącej Izraelem koalicji, widoczne szczególnie w partii premiera. Minister obrony Joaw Galant najgłośniej wzywał do wstrzymania reform, mówiąc, że pozostanie na stanowisku będzie dla niego trudne, zwłaszcza że liczni żołnierze rezerwy odmawiali stawiania się na służbę i ćwiczenia, jeśli zmiany zostaną wprowadzone w życie. Rezerwiści są istotną częścią systemu obrony Izraela, gdyż większość obywateli podlega obowiązkowi służby wojskowej, a tym samym na ich mobilizacji oparte są strategie na wypadek eskalacji konfliktów z Hamasem i Palestyńskim Islamskim Dżihadem w Strefie Gazy bądź konfliktu z innymi sąsiadami czy nawet z oddalonym Iranem, który postrzegany jest dzisiaj jako największe zagrożenie dla Izraela.

Przeciwwagą dla Galanta okazał się minister bezpieczeństwa publicznego Itamar Ben Gwir, odpowiedzialny za izraelską policję. Przywódca skrajnie prawicowego ugrupowania Ocma Jehudit (hebr. Żydowska Siła), w przeszłości skazany za rasizm i wspieranie organizacji terrorystycznej, zaznaczył, że jeśli Netanjahu zatrzyma reformę, on odejdzie z rządu, co mogłoby się zakończyć rozpadem koalicji i kolejnymi wyborami, choć ostatnie miały miejsce ledwie w listopadzie.

Netanjahu postawił na publiczne ogłoszenie dymisji Galanta (chociaż do momentu oddania tego tekstu do druku minister według izraelskich mediów wciąż nie otrzymał oficjalnego dokumentu potwierdzającego dymisję), gdyż, jak sam powiedział, „stracił wiarę” w niego jako ministra. Krótko później jednak ogłosił, że zmiany w sądownictwie zostaną zatrzymane, przynajmniej do maja, kiedy odbędzie się następne posiedzenie Knesetu. Ta decyzja nie zakończyła się bynajmniej rozpadem rządu, gdyż Ben Gwirowi udało się wynegocjować coś, o co zabiegał od lat, zanim jeszcze został istotnym strategicznie koalicjantem Netanjahu. Premier zgodził się, by w parlamencie rozpoczęły się prace nad ustawą o utworzeniu gwardii narodowej. Nowa służba ma się składać z ochotników i, jeśli wierzyć przeciekom medialnym, jej budżet sięgać będzie miliarda szekli. Przede wszystkim jednak ci ochotnicy mają podlegać bezpośrednio poleceniom ministra bezpieczeństwa publicznego, pomijając w formalnej hierarchii zawodowych oficerów policji.

Pojawiły się więc obawy, że Ben Gwir otrzymał od Netanjahu prywatną bojówkę. Izraelska prawica, zwłaszcza ta związana z ruchem osadniczym, wzywała do utworzenia takiej formacji jeszcze w 2021 r., kiedy dochodziło do zamieszek na tle etnicznym i starć między izraelskimi Żydami i Arabami, kolejnej eskalacji konfliktu po decyzji o eksmisji rodzin z Szajch Dżarrah (wstrzymanej później przez Sąd Najwyższy). Zdaniem prawicowych aktywistów gwardia mogłaby być mobilizowana w momentach kryzysów wewnętrznych. Przeciwnicy tego pomysłu sugerują, że wykorzystanie źle wyszkolonych ochotników, którzy potencjalnie rekrutowaliby się z tzw. młodzieży ze wzgórz (młodych osadników zamieszkujących osiedla na Zachodnim Brzegu, nielegalne nawet według prawa izraelskiego), samo w sobie stanowi zagrożenie wewnętrzne i będzie jedynie nasilać przemoc. Tym bardziej jeśli rzeczywiście podlegaliby oni bezpośrednio Ben Gwirowi. Ten bowiem w ostatnich tygodniach był krytykowany za wzywanie policji do stosowania siły przeciwko demonstrującym, zupełnie jakby armatki wodne, granaty hukowe i oddziały konne były niewystarczające. Sąd Najwyższy zresztą zabronił mu wydawania poleceń operacyjnych policjantom, bo w ten sposób wykraczałby on poza swoje kompetencje ministerialne.

Ben Gwir miał w ostatnich dniach omawiać koncepcję gwardii narodowej z szefem policji Kobim Szabtajem, dynamicznie zabierając się do pracy nad nowym prawem. Raczej jednak nie oznacza to, że koncepcja reformy sądownictwa, do której prawica wzywała od lat, zostanie całkowicie porzucona przez rząd Netanjahu. W tej chwili w ramach koalicji Arje Deri mediuje między premierem a Joawem Galantem, starając się wypracować kompromis, który pomoże utrzymać ministra obrony na stanowisku. Do kompromisu w kwestii reformy wezwał też rząd i największe ugrupowania opozycyjne prezydent Icchak Herzog. Wcześniej przedstawił własną propozycję, która jednak została odrzucona przez obie strony sporu. Rząd przekonywał, że jest zbyt bliska obecnego status quo, opozycja zaś uważała ją za wyciągnięcie ręki do Netanjahu.

Nowy pomysł przedstawił także Uriel Lynn, doświadczony parlamentarzysta z Likudu. Według niego klauzula uchylająca jest konieczna, ale powinna być oparta na większości stanowionej 67 głosów w Knesecie, co w przypadku większości ostatnich kadencji wymuszałoby ponadpartyjną zgodę na odrzucenie wyroku sądu. Co więcej, zaproponował, by to prezydent zasiadał na czele komitetu decydującego o składzie sądów. Byłoby to pewne novum, gdyż rola prezydenta Izraela jest raczej symboliczna, a według tej koncepcji uzyskałby on znacząco większy wpływ na kształtowanie polityki kraju.

Nie wiadomo jeszcze, czy ta propozycja zostanie przyjęta, ale może Netanjahu będzie bardziej skory do kompromisów teraz, kiedy administracja Joego Bidena wzmocniła naciski. Amerykanie są najważniejszym strategicznym sojusznikiem Izraela i od początku protestów wzywali Netanjahu, by nie rozmontowywał dotychczasowego systemu. Dzisiaj jednak z ust prezydenta Bidena słyszymy, że Netanjahu nie zostanie zaproszony do Waszyngtonu w najbliższym czasie, mimo że wstrzymanie reformy zostało przyjęte dość ciepło. Środowisko Bibiego nie pozostaje dłużne i jego syn Jair zaczął publicznie sugerować, że protesty finansowane były przez amerykański Departament Stanu, czemu ten stanowczo zaprzecza. Trudno jeszcze mówić o kryzysie w relacjach izraelsko-amerykańskich, ale sytuacja jest daleka od idealnej. Netanjahu ma więc trudną rolę do odegrania – musi równoważyć ambicje koalicjantów ze skrajnej prawicy i opór opozycji popieranej przez najważniejszego sojusznika.

Fot. AP/East News

Wydanie: 14/2023, 2023

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy