Rosyjska ruletka Trumpa

Rosyjska ruletka Trumpa

Chęć poprawy stosunków z Rosją nie jest dowodem zdrady Trumpa W okresie powojennym w amerykańskim systemie politycznym doszło do znacznego zbliżenia ideologii i strategii głównych partii konkurujących o władzę. Oznaką tego było pojawienie się w żargonie dziennikarskim terminu metooism, od słów me too (ja też), jakimi kandydaci zwykle odpowiadali na propozycje programowe swoich oponentów. Zamiast różnic podkreślali tożsamość celów, które formułowano w języku populistycznym, grając na konformizmach grupowego myślenia. Krótkotrwałym wyłomem w tej praktyce była historia kandydatury Ronalda Reagana z jego pierwszej kadencji. Mimo to w USA nadal postępowała profesjonalizacja polityki, a wraz z nią uniezależnianie się klasy politycznej od elektoratu, który teoretycznie nadal miała reprezentować. W wyniku tych procesów polityka na szczeblu centralnym systematycznie traciła charakter obywatelski, wspólnotowy i republikański, a nabierała cech spektaklu rozgrywającego się na oczach oddalonego od niej społeczeństwa. Spektaklu reżyserowanego przez specjalistów od wizerunku zgodnie z im tylko znanymi regułami. Pomiędzy ludem – suwerenem a jego reprezentantami wyrósł olbrzymi, potężny i nieprzejrzysty aparat nacisku zorganizowanych grup interesu, obstawiony doradcami, konsultantami, ekspertami, PR-owcami, fundacjami, think tankami i lobbystami. Ich wpływ na kształt rozwiązań politycznych był nieporównanie większy niż mitycznego suwerena, do którego rytualnie i pompatycznie odwoływano się tylko przy okazjach ceremonialnych oraz w trakcie wyborczych spektakli, w jakie przekształcono obywatelski udział w demokracji. Obywatelska odpowiedzialność została zastąpiona nieustającymi sondażami, które nie tyle odzwierciedlały, ile kreowały opinię publiczną potrzebną do legitymizacji kierunku politycznego obranego przez oderwane od społeczeństwa elity. Demokracja oddalała się od modelu deliberacyjnego i partycypacyjnego w stronę samowystarczalnego Schumpeterowskiego mechanizmu wyłaniania elit. Jednocześnie wraz z upodabnianiem się głównych partii establishmentu dochodziło do coraz większej radykalizacji ideologicznej formacji kontestujących mainstream. Do głosu zaczęły dochodzić opinie dawno wypchnięte – niekiedy słusznie – poza margines politycznej poprawności. Odradzały się rasizm, ksenofobia, nietolerancja, obskurantyzm religijny, które często łączyły się z apologią darwinistycznego kapitalizmu. Przykładami najlepiej ilustrującymi tę tendencję są szybka kariera paleokonserwatywnej Partii Herbacianej czy paramilitarny ruch skrajnie prawicowych „patriotycznych milicji”. Skutkiem ubocznym tych procesów jest także przypadek Donalda Trumpa, prezydenta znienawidzonego przez połowę mieszkańców Ameryki, którego do władzy wyniosło oburzenie drugiej połowy, niechcącej już godzić się na status quo i dominację samozwańczych elit, które tak doskonale opanowały sztukę manipulowania mechanizmami demokracji, że wyborcy stali się im zbędni. Trump jest zemstą zwykłego obywatela na establishmencie politycznym i karą dla niego. Niestety, okaże się też karą dla społeczeństwa, które wkrótce się przekona, że nie jest on tym wyśnionym wybawcą. Państwo w państwie W polityce wewnętrznej, zwłaszcza gospodarczej, Trump nie ma nic interesującego do zaoferowania społeczeństwu, którego kolejnym pokoleniom będzie się żyło gorzej niż ich rodzicom. W USA stale pogłębiają się nierówności ekonomiczne, american dream dla większości staje się czczym marzeniem lub snem o przeszłości. Zgromadzenie wokół siebie wielu przedstawicieli finansjery z Wall Street, podobnie jak dyżurne propozycje libertariańskie, na czele z deregulacją i ulgami podatkowymi dla najbogatszych, z pewnością nie są tym, czego oczekiwali zniechęceni neoliberalnymi praktykami członkowie antyestablishmentowego ruchu oburzonych. Sam pomysł, że ktoś taki jak Trump może być ich liderem, jest kuriozalny. Na pocieszenie dla prekariatu, który zastąpił mityczną klasę średnią, Trump ma kilka populistycznych, ksenofobicznych sloganów, które na krótką metę dadzą próżną satysfakcję sfrustrowanym, ale nie przyniosą żadnych realnych korzyści. Propozycje ręcznego sterowania gospodarką i handlem zagranicznym poprzez kary również nie wróżą niczego dobrego. Trump miał w programie jedną ciekawą propozycję, która dotyczyła spraw międzynarodowych – poprawienie relacji z Rosją. W odróżnieniu od większości jego propozycji dotyczących kwestii wewnętrznych ta nie była bezsensowna i przyciągała uwagę poza USA. Paradoks tej prezydentury tkwi w tym, że właśnie tu establishment nie pozwolił na działanie samodzielnie. Być może nigdy w dziejach tego państwa władza prezydenta nie była tak mocno kwestionowana i delegitymizowana. Prawdopodobieństwo, że Trump zostanie usunięty z urzędu, jest bardzo wysokie. Ledwie ogłoszono jego zwycięstwo wyborcze, zaczęto szukać sposobów na niedopuszczenie do objęcia przezeń urzędu. Po zaprzysiężeniu wydano mu otwartą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 26/2017

Kategorie: Opinie