Rury nieprzyjaźni

Kiedyś pomiędzy Polską a Rosją kursowały tak zwane “pociągi przyjaźni”, które z biegiem czasu zamieniać się poczęły w sprytnie przemyślane wyprawy handlowe, kończące się zazwyczaj przywozem do Polski tanich rosyjskich “pylesosów”, “sokowyżymałek” czy telewizorów marki “Junost”. Te “pociągi przyjaźni” były forpocztą późniejszego handlu przygranicznego i obie strony czerpały z nich umiarkowane, lecz realne korzyści materialne, co zazwyczaj sprzyja także przyjaźni. Obecnie nie tylko zlikwidowaliśmy ów handel przygraniczny, którego obroty sięgnęły z czasem miliardów złotych, ale – jak donoszą media – w miejsce “pociągów przyjaźni” pojawić się mają teraz rury nieprzyjaźni, z których jedna, z gazem ziemnym, połączyć ma Polskę z Norwegią, a druga, z ropą naftową, Polskę z Ukrainą. Jest jeszcze trzecia rura, również gazowa, o której prezydent Kwaśniewski rozmawiał ostatnio z prezydentem Putinem, ale tę zostawmy na razie na boku jako rurę zbyt dyplomatyczną. Co do dwóch zaś wspomnianych wyżej rur źródła rządowe otwarcie przyznają, że gaz ziemny sprowadzany rurą z Norwegii będzie droższy niż ten, który obecnie importujemy z Rosji, w dodatku zaś trzeba będzie zbudować samą rurę, a ropa z Ukrainy – do której też nie ma jeszcze rury – zacznie się może opłacać, kiedy rura się zamortyzuje, a więc za ładnych kilka lat. Mimo to jednak obie rury są niesłychanym sukcesem naszej polityki wschodniej, ponieważ uniezależniają nas od Rosji. Polska całkowicie uniezależniłaby się od Rosji, gdyby udało się ją przenieść na Wyspy Kanaryjskie lub do Szwajcarii. Przyglądając się natomiast większości normalnych krajów na świecie, można zauważyć, że nawet kiedy ich położenie geopolityczne nie wydaje się im szczytem marzeń, kraje te nie tylko starają się z tym pogodzić, ale w dodatku wyciągać stąd jakieś korzyści. Podobnie zresztą działo się i u nas, kiedy to na przykład po upadku Powstania Styczniowego Polacy rozwinęli intensywny handel z Rosją, a więc swoim ciemiężcą, czemu zawdzięczamy gwałtowny rozwój polskiego przemysłu włókienniczego i polskiego kolejnictwa, wcześniej zaś podobne działania podejmował z podobnym skutkiem Lubecki. Świadczy to po prostu o tym, że polska polityka wobec Rosji nie zawsze znajdowała się w ręku ludzi zaślepionych i nieodpowiedzialnych. Obecna wizyta prezydenta Kwaśniewskiego w Moskwie miała na celu wyprowadzenie naszych stosunków z Rosją z epoki lodowcowej, w którą wepchnęły je rządy prawicy. Zadanie to, choć ambitne, nie wydaje się jednak łatwe. Polityka nasza wobec Rosji posuwa się bowiem dwoma rozbieżnymi torami. Z jednej strony jest ta wizyta, a także formalne deklaracje rządowe, z drugiej właśnie wspomniane rury. Ale przecież nie o same rury mi chodzi. Chodzi mi o to, że argumentacja, załączona do sprawy rur, a więc to, że niekorzystny handlowo interes jest w istocie niezwykle korzystny, ponieważ uniezależnia nas od Rosji, została bez mrugnięcia oka przełknięta przez media, w tym także przez telewizję publiczną, ustami pani Romaszewskiej bodajże. Pomijam już kwestię, czy naprawdę w obecnej sytuacji, gdy Polska jest członkiem NATO, nasze związki gospodarcze z Rosją mogą być dla nas źródłem jakiegokolwiek zagrożenia narodowego. Jest to nonsens, o którym nie warto rozmawiać. Ale jego akceptacja świadczy o tym, że nasze stosunki z Rosją budowane są nadal na irracjonalnym podłożu emocjonalnym zamiast na trzeźwej ocenie racjonalnej. Niedawno Marian Krzaklewski przyjął z rąk jakichś młodzieżowych oszołomów szablę z napisem “bij bolszewika”, którą wymachuje na zdjęciach w prasie, a chyba zna on na tyle geografię, aby “bolszewików “ poszukiwać raczej na wschodzie. Ale przecież rząd, który nami rządzi, jest rządem Krzaklewskiego, zaś jego popisom przyglądał się premier Buzek. Myślę więc, że prezydent Putin zachował się bardzo rozważnie, przyjmując zaproszenie do Polski dopiero po wyborach prezydenckich – chce po prostu wiedzieć, czy ma tu przyjechać na wizytę, czy na zawody szermiercze. W protokole spotkania Kwaśniewski-Putin znajdują się zapisy dotyczące polskich cmentarzy w Katyniu i Miednoje oraz ceremonii ich otwarcia. Nie muszę się zaklinać, że rozumiem bezmiar tragedii, jaka się tam rozegrała przed ponad półwieczem, w grobach katyńskich leży także jeden z członków mojej rodziny. Ale przecież, powiedzmy to w końcu otwarcie, owa historyczna już kwestia katyńska nadal pozostaje bodaj głównym tematem, gdy mowa o polskich stosunkach z Rosją. Chcemy koniecznie, aby Rosjanie nieustannie wyrażali skruchę z powodu tej okropnej zbrodni, która miała

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 29/2000

Kategorie: Felietony