Skąd się wzięła Solidarność?

Skąd się wzięła Solidarność?

Warszawa 06.05.2021 r. Andrzej Celinski. fot.Krzysztof Zuczkowski

Polityka staje się miejscem przyjaznym, ale – jak to mówi Kaczyński – dla gorszego sortu Andrzej Celiński – uczestnik Marca 1968 r., współpracownik KOR, organizator Towarzystwa Kursów Naukowych, w czasach NSZZ Solidarność szef gabinetu Lecha Wałęsy. Uczestnik Okrągłego Stołu, senator OKP. Wiceprzewodniczący Unii Demokratycznej (1993-1994), później w UW (do 1996 r.). W latach 1999-2004 wiceprzewodniczący SLD, następnie w SdPl (do 2008 r.). Sierpniowy bunt… Jak on mógł tak się rozwinąć? Rozgorzeć? – Po kilku tygodniach 9,5 mln ludzi! Przekrój społeczny, kulturowy, terytorialny całej Polski. Poszło jak ogień po wysuszonej słomie. Dlaczego tak gwałtownie? – Polskie życie publiczne było jak kocioł przykryty ciężką, żeliwną pokrywą. Buzowało pod nią. A zdjęcie tej pokrywy to wybuch! Mieliśmy w Polsce trzy pokolenia, które żyły bez nawet pozoru wolności. W jakoś nieprawdziwym świecie, w codziennym upodleniu. Owszem, był wielki awans społeczny, ale… Dla milionów wolnością był awans społeczny. Wyrwanie się ze swojej wsi do zakładu pracy w dużym mieście. Później pojawiły się większe aspiracje. Rozejrzeli się i chcieli więcej. – Mieszkanie. Łazienka… Ale przecież nie wszyscy. A dostawało się po uważaniu. A potem różne frustracje. Aż wreszcie tłumiona energia społeczna wykipiała. I przyszło marzenie o wolności. Udało wam się oszukać świat Samo przyszło? – Im jestem starszy i im więcej mam doświadczeń społecznych, politycznych, tym bardziej jestem przeświadczony, że w momentach przełomowych, krytycznych ogromne znaczenie mają ci, którzy dają pierwszą interpretację, którzy nazywają to, co się dzieje, potrafią opowiedzieć ludziom o ich sytuacji, ich możliwościach, ich lękach, wskazać perspektywę, ustalić standardy. Ważny jest ton. To, kto go nada i jak on brzmi. Fenomenem Solidarności było to, że wydobyła z Polaków to, co szlachetne, czyste, łączyła w działaniu na szczytach możliwości, ustrzegła się tępej nienawiści. Mówi pan o przywódcach Solidarności. Nie wszystkich… – Miałem kiedyś okazję spędzić kilka nocnych godzin z Aleksandrem Kwaśniewskim, kiedy był prezydentem. Sam na sam. W jakimś momencie powiedział: „Andrzej, Polska jest krajem nieprawdopodobnego sukcesu”. Miód na moje serce! Cud transformacji. Polska przeskoczyła z trzeciej ligi europejskiej do połowy tabeli jej ekstraklasy. Przecież w 1989 r. byliśmy na takim samym poziomie jak Białoruś i Ukraina. Litwa była na wyższym poziomie. Nie mówiąc o Węgrach czy Czechach i Słowakach. A staliśmy się, przynajmniej politycznie, bezpośrednim zapleczem czołówki, czyli Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii. A on dalej mówił: „Ale wiesz, ten sukces jest ufundowany na wielkim kłamstwie. Równym temu sukcesowi”. I zakończył, dźgając mnie palcem w pierś: „Że wam się udało w 1980 i 1981 r. przekonać Solidarność, a potem Polskę, Europę i świat cały, że Solidarność jest taka jak wy”. Jednym zdaniem powiedział wszystko. A dlaczego udało się przekonać? Tych wąsatych robotników? – Ważne jest to, kto nadaje ton, pierwszą interpretację. I kto posłucha. Wskoczy na beczkę i powie, jak jest. – Tak. Bez Lecha Wałęsy by tego nie było. Wyobraźmy sobie, że na tę beczkę wskakuje Jurczyk… No, tak jak dzisiaj Morawiecki z Kaczyńskim i Suskim na dodatek. Wtedy mogłoby to się skończyć inaczej. Nawiasem mówiąc, jeszcze w listopadzie 1980 r. była próba rozbicia Solidarności, podejmowana przez prawicę solidarnościową, tę niby kościelną. Pojechali do księdza prymasa z przesłaniem, że chcą prawdziwych, chrześcijańskich związków zawodowych. Wyszyński ich pogonił. Powiedział, że Solidarność jest chrześcijańska i nie ma co jej rozbijać. A kto w tej sprawie chodził do Wyszyńskiego? – Wądołowski. Mogło być inaczej! Przecież do zjazdu, do lata 1981 r., struktura organizacyjna Solidarności była strukturą postrajkową. Regiony to były międzyzakładowe komitety założycielskie. Dopiero cały proces wyborczy, prowadzący do wrześniowo-październikowego zjazdu, od zakładów pracy, poprzez regiony, zbudował strukturę wybraną od początku do końca. Z Wałęsą na czele. – Przecież to nie było do końca oczywiste. Tam się kręciło dużo więcej chętnych. Ale pasy transmisyjne były już zbudowane. I zadziałały. Jak przesunąć granice możliwości? Tworzyli je robotnicy? – To byli nie byle jacy robotnicy. Na ogół z maturą, technicy, przeważnie bardzo młodzi. Młodzi są odważniejsi, bardziej prężni. Czują, że świat stoi przed nimi otworem! Ale oni

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 34/2023

Kategorie: Kraj, Wywiady