Smoleńsk – instrukcja obsługi

Smoleńsk – instrukcja obsługi

Warszawa 07.04.2016 r. Dom bez kantow - instalacja - 6 rocznica ktastrofy smolenskiej. fot.Krzysztof Zuczkowski

Jak czytać kolejne sensacyjne doniesienia o katastrofie Tu-154M? Katastrofa smoleńska jest dziś oficjalną religią partii rządzącej, jej mitem założycielskim. Owszem, PiS funkcjonowało wcześniej, działali bracia Kaczyńscy. Ale tamten okres to czasy przed naszą erą, czasy dawnych legend, Stary Testament. Dla Jarosława Kaczyńskiego liczy się przede wszystkim Smoleńsk. On jednoczy prawicę. To jest kluczowe wydarzenie, które obrosło takimi określeniami jak „zdradzeni o świcie”, „polegli pod Smoleńskiem”, „męczeńska śmierć” itd. Oczywiste są więc wojskowa asysta honorowa podczas kolejnych miesięcznic katastrofy, pomnik przed Pałacem Prezydenckim, uroczyste msze i manifestacje. Katastrofa przenoszona w sferę sacrum staje się państwowym świętem. „Pancerna brzoza” i inne teorie W tej opowieści Judaszem jest Donald Tusk, a zdradzonym i skazanym na śmierć – wiadomo kto. PiS tak właśnie, zupełnie bezwstydnie, interpretuje katastrofę smoleńską. Wpisuje ją w łańcuch polskich bojów, nieszczęść i zdrad – 17 września 1939 r., Katyń, powstanie warszawskie, żołnierze wyklęci, Solidarność i zdrada jej liderów, najpierw w sierpniu 1980 r., a potem w Magdalence, noc teczek, Smoleńsk. Katastrofa smoleńska nie może więc być zwyczajnym wypadkiem komunikacyjnym. I dlatego nigdy nie będzie wspólnego poglądu na jej przyczynę i przebieg. Żadne komisje, zespoły Laska, Millera czy inne tu nie pomogą. Co nie znaczy, że były niepotrzebne. Historia smoleńskich interpretacji przecież ewoluuje. W pierwszych miesiącach po katastrofie mówiono o wywołanej przez Rosjan sztucznej mgle, o rozpylonym przez rosyjski samolot helu, o bombie magnetycznej czy wreszcie o tym, że Tu-154M wylądował, a tych, co przeżyli, dobijano strzałami z karabinu. Jesienią 2012 r., gdy w „Rzeczpospolitej” napisano, że na wraku prezydenckiego samolotu odnaleziono ślady trotylu, sam prezes PiS nie wytrzymał i mówił: „Zamordowanie 96 osób to niesłychana zbrodnia. Każdy, kto miał cokolwiek z tym wspólnego, powinien ponieść konsekwencje”. Gdy kolejne teorie upadały, bo nie potwierdzały ich żadne fakty, pojawiały się nowe. Przeważnie zresztą każda następna przeczyła poprzedniej, ale to nie miało większego znaczenia. Zwłaszcza gdy promował je Antoni Macierewicz. Jakie zatem teorie funkcjonują dziś w kręgach PiS? Bardzo popularna jest opowieść o „pancernej brzozie”, bo do jej zwolenników należy Jarosław Kaczyński, a jak wiadomo, jego słowo – w każdej sprawie – znaczy na prawicy najwięcej. Najkrócej mówiąc, i Kaczyński, i jego zwolennicy wątpią, by brzoza mogła złamać skrzydło Tu-154M. Twierdzą, że samolot tego typu, będący cywilną przeróbką bombowca strategicznego, powinien swobodnie wylądować wśród brzóz, łamiąc je i tratując. Dlaczego tak się nie stało? Bo najprawdopodobniej nastąpił wybuch. Mówił o tym m.in. Antoni Macierewicz podczas posiedzenia sejmowej Komisji Obrony Narodowej. Że były trzy wybuchy nad ziemią (stąd obecność trotylu na resztkach samolotu i niechęć Rosjan, by wrak nam oddać), w wyniku których samolot rozpadł się w powietrzu. Ostatnio powtórzył to w wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego” Wacław Berczyński, przewodniczący powołanej przez Antoniego Macierewicza podkomisji ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej: „Z ogromnym prawdopodobieństwem, prawie z pewnością, można stwierdzić, że samolot rozpadł się w powietrzu”. Takie wnioski wysnuł na podstawie nowych zdjęć z miejsca katastrofy. „Zdjęcia pochodzą od naszych sojuszników. Pokazują teren przed katastrofą i zaraz po niej, 9 i 10 kwietnia”, dodał. Ponieważ teoria brzozy i wybuchu w powietrzu może się nie utrzymać, PiS zajęło w sprawie katastrofy nowe rubieże. Powtarzana jest teraz innego rodzaju wątpliwość – otóż niesprawne, obarczone wadą fabryczną, mogły być silniki Tu-154M. Tę informację, niezwykle ważną dla śledztwa, ludzie Tuska, m.in. minister Siemoniak, ukrywali przed opinią publiczną. Antoni Macierewicz mówił, że istnieją zeznania 250 (sic!) świadków, którzy widzieli ostatnie sekundy samolotu i wydobywające się z jego silników dym i ogień. Innymi słowy, być może bomby nie było, ale były złe silniki. I teraz pytanie: gdzie i kiedy zostały zepsute? Czy podczas remontu i przeglądu w Rosji, czy też ktoś celowo uszkodził je w Polsce? Prezentując tę teorię, Antoni Macierewicz przyjął, niejako przy okazji, nową linię działania. Nie brnie już w kolejne wersje katastrofy, lecz używa słów: trzeba to zbadać, sprawdzić. Pomóżcie nam! Dopaść Tuska W tym celu zresztą powołał podkomisję mającą zbadać przyczyny katastrofy. Ma ona

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2016, 2016

Kategorie: Kraj