Na spanie i dobry nastrój

Na spanie i dobry nastrój

Warszawa 02.10.2015 Dr hab. n. med. Adam Wichniak - specjalista psychiatra, neurofizjolog kliniczny. fot.Krzysztof Zuczkowski

Benzodiazepiny powinny być lekiem doraźnym, a są brane nawet latami Prof. Adam Wichniak – psychiatra, neurofizjolog kliniczny Podobno lawinowo wzrasta uzależnienie Polaków od benzodiazepin. – Rzeczywiście obserwujemy przyrost osób używających szkodliwie leków uspokajających z grupy benzodiazepin. Bierze się to stąd, że w społeczeństwie bardzo zwiększyło się rozpowszechnienie zaburzeń psychicznych, na które one pomagają, czyli zaburzeń nastroju, zaburzeń lękowych i bezsenności. Z czego wynika ten nie najlepszy stan psychiki? – Między innymi z trwającej od 2020 r. pandemii COVID-19, której konsekwencją był lęk o zdrowie własne i najbliższych, z braku poczucia bezpieczeństwa finansowego, a ostatnio dołożyły się inflacja i wojna w Ukrainie. Benzodiazepiny są w takiej sytuacji złotym środkiem? – Oczywiście, że nie. Ale użycie leku uspokajającego jest najprostszą metodą, żeby sobie pomóc. Problem w tym, że lek uspokajający powinien być jedynie pomocą doraźną. Czyli pacjent, który ma obniżony nastrój, zaburzenia lękowe, bezsenność, powinien pójść do lekarza rodzinnego, otrzymać krótkotrwałą pomoc lekiem uspokajającym, a potem trafić do opieki psychiatrycznej i otrzymać właściwą pomoc, czyli metody leczenia, które są skuteczne. A tak się nie dzieje. Pacjenci wpadają w dziurę braku opieki lekarskiej. Potrzeby społeczne są ogromne, bo bezsenność i lęk to są zaburzenia psychiczne, które dotyczą okresowo od 25% do 50% populacji. Jeśli system opieki zdrowotnej nie ma im nic do zaproponowania poza lekami uspokajającymi, które pomyślane są, żeby łagodzić dolegliwość i żeby pacjent dotrwał do wizyty i otrzymania właściwej pomocy, przyjmowanie tych preparatów staje się długoterminowe. A to prowadzi do uzależnienia. Czyli pacjenci z problemami psychicznymi są w pewnym sensie pozostawieni samym sobie. Naprawdę jest tak źle? – Jest dramatycznie źle. Nastąpiło załamanie opieki psychiatrycznej w Polsce. W dużych miastach w tej chwili właściwie nie ma szans na pomoc w poradniach zdrowia psychicznego w ramach NFZ w ciągu miesiąca od zgłoszenia. Osoby, które mają środki finansowe, podejmują leczenie w ośrodkach prywatnych. Alternatywą dostępną dla większości ludzi są albo leki uspokajające, albo – co jest wyjściem znacznie gorszym – alkohol. Od początku pandemii obserwujemy ogromny wzrost spożycia alkoholu i liczby osób, które przyjmują leki uspokajające. Taka sytuacja jest nie tylko w Polsce. W zasadzie w większości krajów europejskich systemy opieki zdrowotnej nie radzą sobie z lawinowo rosnącym rozpowszechnieniem zaburzeń psychicznych. W wielu krajach – tutaj najmocniejsze dane, które znam, są z Francji – liczba osób przyjmujących benzodiazepiny podwoiła się. Jak jest w przypadku Polaków? – Przed pandemią osoby przyjmujące leki uspokajające, głównie benzodiazepiny, stanowiły między 5% a 10% społeczeństwa. Aktualnych danych nie mamy, ale szacujemy, że to ponad 10%. Ktoś te leki przepisuje. – No tak, ale lekarz rodzinny chce pomóc pacjentowi. Jeżeli nie ma dobrej alternatywy, nie ma gdzie tych pacjentów przekierować do opieki psychiatrycznej, nie ma edukacji prozdrowotnej, to oczywiste, że stosuje się benzodiazepiny, które mają wskazanie do leczenia bezsenności, lęku, do leczenia skojarzonego w zaburzeniach nastroju. Tylko że to, co powinno być krótkotrwałe, czyli trwać od czterech do sześciu tygodni, zmienia się w leczenie przewlekłe. A trudno, żeby się nie zmieniło, skoro do psychiatry czeka się w Warszawie trzy miesiące – albo i sześć. Jak lekarz rodzinny ma sobie poradzić, jeśli ma do dyspozycji lek, który powinien być stosowany przez cztery-sześć tygodni, a skierowanie do psychiatry, które wystawia i z którego pacjent być może chciałby skorzystać, najwcześniej może być zrealizowane po kilku miesiącach? Można powiedzieć – tragedia. – Ten problem jest dostrzegany przez Ministerstwo Zdrowia. Trwa teraz ogromna reforma psychiatrii, która ma zmienić opiekę szpitalną w środowiskową. Duży nacisk kładzie się na rozbudowę poradni zdrowia psychicznego, na poprawę dostępności opieki psychologicznej. To kolejny problem – w Polsce leczymy zaburzenia psychiczne głównie medykamentami, a można je także leczyć za pomocą skutecznych interwencji psychologicznych. I to, że ludzie sięgają po alkohol, po leki, jest zrozumiałe. Nie mają innego wyboru, jeśli chcą zmniejszyć swoje dolegliwości. A długotrwałe zaburzenia snu, zaburzenia lękowe i zaburzenia nastroju to czynniki rujnujące jakość życia. Ale chyba nie bardziej niż choroby somatyczne? – Często się ocenia, że psychiatria to mniej dolegliwy obszar zdrowotny niż np. choroby nowotworowe, zawały serca, udary. W krótkim okresie tak. Ale dramatem psychiatrii jest to, że jeśli tych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 24/2022

Kategorie: Zdrowie