Strefa dyskomfortu

Strefa dyskomfortu

„Strefa interesów” zapewne będzie teraz kanonicznym przykładem w filmoznawczych wykładach o przestrzeni pozakadrowej, ten film był skazany na Oscara za dźwięk. Była szansa na dzieło wybitne, ale Jonathan Glazer postanowił odejść od idei utworu w pełni konceptualnego i przełamał zimną konwencję obserwowania rajskiego lebensraumu państwa Hössów. A to negatywowymi sekwencjami upychania jabłek w miejscach pracy więźniów (skądinąd same w sobie te sceny są mocne, to maniera estetyczna je osłabia), a to monochromatycznymi planszami z groźną strefą audio, które są takim znakiem dla mniej rozgarniętych widzów: uwaga, to nie kino familijne, wyjdźcie ze stref komfortu, przestańcie chrupać te nachosy! Jedynym przełamaniem mającym znamiona wybitności jest finał – spojrzenie Hössa w przyszłość: nagle zaczyna się krztusić, dławić, dusić, tak jak będzie niebawem umierał na szubienicy, i widzi panie współcześnie sprzątające muzeum Auschwitz, a potem schodzi po niekończących się schodach w mrok. Z drugiej strony owe podprogowe „przypisy” dla widzów, by tak rzec, umiarkowanie kompetentnych historycznie mogły się wydać po prostu konieczne. Siedziałem w pierwszym rzędzie, bo nie było już innych miejsc, film był grany w multipleksie w środku tygodnia przy komplecie widowni – rozumiem, że to pokłosie nocy oscarowej – i miałem nieodparte wrażenie, że duża część sali szczerze współczuła Rudiemu, kiedy żegnał się rzewnie ze swoją klaczą i musiał, biedaczyna, wyjechać na robotę do Oranienburga. Przecież tak starannie zarządzał obozem koncentracyjnym, jakże nieczuli ci faszyści, że zmusili go do rozdzielenia z rodziną!  Odtwórca roli Hössa, Christian Friedel, dysponuje nietypowo wysokim głosem i w gruncie rzeczy dość chłopięcą twarzą – jest w filmie czułym ojcem, czytającym dzieciom na dobranoc baśnie Grimmów (trudno się dziwić, że dzieciaki mają koszmary). Jak na wyobrażenie historyczne komendanta największej na świecie fabryki śmierci filmowy Höss to uosobienie łagodności. Świetna rola Friedela to jednak ledwie przystawka do tego, co robi fenomenalna Sandra Hüller. Tak naprawdę jej geniusz można docenić, zestawiając „Strefę interesów” z „Anatomią upadku” – w skali rozpiętej między Hedwig Höss, strażniczką ogniska domowego alias nazistowską cielną krową (jak ona człapie!), a niezależną intelektualistką, pisarką z „Anatomii upadku”. Hüller potrafi być hitlerowskim babonem o nalanych, bladych łydach, który bezrefleksyjnie plewi ogródek, tak jak jej mąż za murem „wyrywa ludzkie chwasty” na przemysłową skalę, i subtelną, atrakcyjną zwłaszcza dla osobników sapioseksualnych, damą w żałobie (a przynajmniej w solidnym kryzysie egzystencjalnym).  Skądinąd złotopalmiasta „Anatomia upadku” jako dramat sądowy sprawdza się o dwie klasy lepiej od okropnego złotolwiego „Saint Omer”, które niedawno oglądałem, ale jako bergmanowska wiwisekcja małżeńskiego trupa nieco mniej. Strefa audialnego dyskomfortu w „Anatomii upadku” też jest niekiepska – nigdy nie słyszałem tak katowanego IV preludium Chopina. Jeśli jednak „Strefa interesów” mną wstrząsnęła, to być może właśnie za sprawą bliskości ekranu, dzięki której łatwo było zauważyć szczegóły scenograficzne. Znam przecież te antryje, byfyje, szranki, gardiny, wzorki wałkowane na ścianach, białe obrusy, ciemne wyłączniki prądu, które się przekręcało, piec kaflowy, którego drzwiczki otwierało się, a potem dokręcało specjalnym mechanizmem, pamiętam, jak wodzę dłonią po żłobieniach jego kafli, czuję ich chłód, bo przecież w tym piecu za mojego życia już się nie paliło, stał w kącie wyłącznie jako ozdobny mebel. Co najmniej do końca PRL czas w moim domu rodzinnym stał wciąż w przedwojniu. Filmowe wnętrza willi Hössów to sceneria mojego dzieciństwa. Ups.     Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2024, 2024

Kategorie: Felietony, Wojciech Kuczok
Tagi: filmy, kino