Jak Zachód pomaga oligarchom, kleptokratom i mafiom Oliver Bullough – pochodzący z Walii pisarz i dziennikarz, zajmuje się Rosją, krajami poradzieckimi i międzynarodową przestępczością finansową. Autor książek, m.in. „Moneyland” i „Ostatni Rosjanin”. Prowadzi bloga na stronach codastory.com. Jego najnowsza książka „Kamerdyner świata” ukaże się niebawem w języku polskim. W wywiadach powtarza pan zdanie, które mogłoby zaszokować wiele osób w Polsce: „To nie my finansujemy agresję Putina na Ukrainę, ale to my ją stworzyliśmy”. – Oczywiście nie przekonuję, że ktokolwiek inny niż sam Władimir Putin odpowiada za swoje czyny. I swoje zbrodnie. Jednak kremlowski system nie istniałby bez gościnności zachodnich stolic gotowych zaoferować rosyjskim elitom swoje pałace, jachty i dyskretne konta bankowe. Rosja nie jest zamkniętym autorytaryzmem z XX w., a Moskwa mogła szczodrze czerpać z zachodnich rynków finansowych, rajów podatkowych i ich przywilejów. Ludzie, którzy pomogli złodziejom przeistoczyć się w oligarchów, a oligarchom w filantropów i przedsiębiorców, to prawnicy, bankierzy, specjaliści od wizerunku i zarządzania reputacją. I nie są to „ludzie Putina”, mówię tu o mieszkańcach Londynu, nie Moskwy. Oni byli gotowi sprzedać swoje usługi każdemu, kto dość zapłacił. I tak uzupełniają się jedni i drudzy. Specjaliści od złodziejstwa, rozboju i mordu spotkali specjalistów od zamiany owoców tych przestępstw w rodzinne fortuny, szanowane fundacje filantropijne i międzynarodowe firmy. Dziś nie można już zaprzeczać temu, jak koszmarnym błędem Wielkiej Brytanii, a Londynu w szczególności, było sądzić, że te pieniądze dostajemy za nic. Za nic? – Panowało przekonanie, że pranie pieniędzy światowej – bo przecież nie tylko rosyjskiej – oligarchii nie będzie miało ani negatywnych konsekwencji dla nas, ani większego wpływu na globalną politykę. Oczywiście dziś w Ukrainie widzimy, jakie są konsekwencje. Wspieraliśmy w Rosji budowanie systemu opartego na złodziejstwie, rozkradaniu narodowego majątku i bezkarności – a naturalne było przejście od bandytyzmu do agresji. Wiele grzechów obciąża Putina, ale i nasze elity nie powinny mieć spokojnego sumienia. Jak to w największym skrócie działa? – Jeśli jesteś bogaczem z Rosji – albo z Kazachstanu, Malezji, Nigerii – i nie ma instytucji, które mogą cię powstrzymać, da się ukraść prawie wszystko. Na czym polega rola Londynu? Gdy przeniesiesz tam swoje – to znaczy ukradzione przez ciebie – pieniądze, nikt nie może ukraść ci ich z powrotem. Dajemy złodziejom najlepsze, co może być: mogą kraść u siebie i korzystać z ochrony państwa prawa u nas. W debacie publicznej, ilekroć trzeba skrytykować kogoś za zbyt łagodne stanowisko wobec Rosji, zawsze pada jednak na Niemcy albo Francję, nigdy na Wielką Brytanię. Dlaczego? – To dobre pytanie. Po części dlatego, że politycy z Wielkiej Brytanii od dawna byli głośniejsi w potępianiu Rosji niż np. niemieccy. Ale jednocześnie brali od Rosjan pieniądze. – Na tym polega sztuczka! Brytyjscy politycy pilnowali tego, żeby głosić ostre poglądy podczas szczytów NATO i na różnych spotkaniach międzynarodowych. W tym samym czasie nie mieli problemu z tym, żeby ich ojczyzna wyciągała pod stołem rękę po brudne – również rosyjskie – pieniądze. Jaka była wymówka? Gdy będziemy brać od nich kasę, to ich ucywilizujemy, nauczą się działania międzynarodowych rynków, światowej gospodarki i biznesu. „My tych ruskich dzikusów udomowimy, zobaczycie”. W rzeczywistości nic podobnego się nie stało. Złodzieje dostali jedynie jeszcze więcej narzędzi do okradania własnych państw i społeczeństw. Tego rodzaju naiwność można było wytłumaczyć w latach 90., ale na pewno nie dziś. Sam pan przyznaje w jednej z książek, że w to wierzył. Sądził pan, że wolny rynek i międzynarodowe instytucje finansowe zdemokratyzują Rosję i obszar poradziecki. – Oczywiście. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że byłem wówczas dzieciakiem. W Polsce, pomimo trudów i wyrzeczeń transformacji, udało się – jesteście członkiem klubu państw Zachodu. A my rzeczywiście kiedyś wierzyliśmy, że w krajach byłego ZSRR stanie się to samo, co w Polsce, Czechach czy państwach nadbałtyckich. To była naiwność, ale wynikająca z optymizmu. Nie brakowało jednak ludzi, którzy byli „naiwni” dużo dłużej, niż było trzeba – bo to im się opłacało. Opłacało się „wierzyć”, udawać wiarę, że Rosji potrzeba do demokracji raptem jeszcze trochę wolnego rynku i jeszcze trochę biznesowej współpracy po stronie Zachodu. Ci ludzie głosili takie poglądy, bo czerpali z tego korzyści.
Tagi:
amerykańscy oligarchowie, biznes, debata publiczna, Donbas, dziennikarze, Elon Musk, geopolityka, giełda, gospodarka, internet, Joe Biden, kapitalizm, konflikty zbrojne, korporacje, Mark Zuckerberg, multimiliarderzy, NATO, neoliberalizm, oligarchia, oligarchowie, Oliver Bullough, Rosja, rosyjska propaganda, rynki finansowe, totalitaryzm, Wielka Brytania, Władimir Putin, wojna rosyjsko-ukraińska, Wołodymyr Zełenski, Zachód, zbrodnie przeciwko ludzkości, zbrodnie wojenne









