W kilka cel dookoła świata

W kilka cel dookoła świata

Fot. Bartosz Krupa/East News. 25.04.2021 Warszawa. Na planie programu telewizyjnego "Dzien Dobry TVN". N/z: Andrzej Lasota

Polacy trafiają do zagranicznych więzień nie tylko za przestępstwa, ale też za przekonania O rodakach łamiących prawo poza granicami naszego kraju najczęściej mówiło się w ostatnich latach w kontekście uznawania polskiego wymiaru sprawiedliwości za coraz mniej wiarygodny. Kolejne kraje europejskie odmawiały ekstradycji Polaków, podając w wątpliwość ich szanse na sprawiedliwy proces w niezawisłym sądzie. Upolitycznione przez rząd Zjednoczonej Prawicy sądownictwo rzeczywiście nie cieszy się dobrą reputacją za granicą, o więzieniach nad Wisłą pewnie też trudno mówić w samych superlatywach. Mimo to obie instytucje w skali globalnej nie wypadają tak źle – zwłaszcza w porównaniu z niektórymi państwami, gdzie osadzeni są skazańcy z Polski. Tym, którzy trafili za kratki w ojczyźnie, rzadko się zdarza, żeby w trakcie odsiadki zupełnie ogłuchli. A taki los spotkał Jakuba Skrzypskiego, bohatera jednej z najbardziej sensacyjnych i jednocześnie absurdalnych historii o Polakach w zagranicznych więzieniach. Skrzypskiego wolności pozbawił trzy lata temu rząd Indonezji, karę odbywa w areszcie w mieście Wamena, mającym nieco ponad 60 tys. mieszkańców. To sam środek zachodniej części Papui, tropikalnej wyspy, jednej z najbardziej wysuniętych na wschód na całym obszarze Indonezji. Przez jej środek przebiega granica z Papuą-Nową Gwineą, a gęsto porośnięte dżunglą wyżyny cały czas są obszarem walki – zarówno partyzanckiej, jak i polityczno-propagandowej. Na zachodzie Papui od lat funkcjonują silne ruchy separatystyczne, dążące do oderwania tych ziem od Indonezji, kraju znanego z opresyjnej polityki wobec mniejszości etnicznych oraz ignorowania standardów demokracji i praw człowieka. Właśnie o propagandową dywersję i związki z separatystami został oskarżony Skrzypski, pierwszy obcokrajowiec z wyrokiem skazującym w całej historii trwającego już ponad sześć dekad konfliktu. Rząd w Dżakarcie zamknął go na pięć lat za kontakty z organizacjami zagrażającymi bezpieczeństwu narodowemu Indonezji. Skrzypski nie zaprzecza, że w czasie pobytu w Papui Zachodniej spotykał się z aktywistami na rzecz niepodległości, ale dodaje, że właściwie nie da się uniknąć takich rozmów na tych terenach, biorąc pod uwagę, jak niepopularny jest tam indonezyjski rząd federalny. Władze w Dżakarcie nie uwierzyły w te tłumaczenia, a Polak nie miał zamiaru okazać skruchy. Siedzi więc do dzisiaj w ciasnej celi policyjnego aresztu. Parlament Europejski uznał go za więźnia politycznego i bezskutecznie apelował o jego uwolnienie. Podobnie jak polskie służby dyplomatyczne. Z relacji niewielu zagranicznych dziennikarzy, którym udaje się przedostać do Papui Zachodniej, wynika, że w tym samym czasie aresztowani zostali też obywatele Francji i Szwajcarii, ale tych wypuszczono niemal natychmiast po interwencjach ich rządów. Skrzypski tymczasem czeka, a jego zdrowie się pogarsza. Oprócz wspomnianych problemów ze słuchem narzeka na stan psychiczny. Dziennikarzom nowozelandzkiego radia opowiada o braku odpowiedniej wentylacji w celach, zbyt dużej liczbie osadzonych w pojedynczych pomieszczeniach i ogólnej atmosferze strachu i przemocy. Tylko trochę lepiej MSZ sprawdziło się w innym głośnym przypadku aresztowania Polaka za granicą – mowa o historii kpt. Andrzeja Lasoty. W 2019 r. został on oskarżony w Meksyku o przemyt 250 kg kokainy na pokładzie jego statku, płynącego z Kolumbii. Zanim ostatecznie go uniewinniono w marcu 2021 r., Lasota spędził ponad półtora roku w meksykańskim areszcie. Jego sprawa jest jednak o tyle kuriozalna, że na policję zgłosił się sam, informując o próbie przemytu na pokładzie jego jednostki. Statek płynący pod cypryjską banderą do meksykańskiego portu Altamira wyruszył z kolumbijskiej Barranquilli, skąd transportował koks metalurgiczny. Narkotyki odkryto na dnie ładowni statku, załoga natychmiast zaraportowała to kapitanowi, a ten zadzwonił na numer alarmowy straży granicznej. Wydawałoby się więc, że prędzej niż kara, spotka go nagroda. Ale Meksykanie nie chcieli uwierzyć, że Polak nie miał nic wspólnego z przemytem. Najpierw aresztowali całą załogę: czterech polskich oficerów i 19 pracujących na statku Filipińczyków. Po przesłuchaniach zwolnili i odesłali do domu wszystkich poza kapitanem, którego przenieśli – bez wyroku skazującego – do więzienia o zaostrzonym rygorze w mieście Tepic na pacyficznym wybrzeżu Meksyku. Lasota czekał na rozprawę kilkanaście miesięcy, meksykańskie władze zasłaniały się pandemią i restrykcjami sanitarnymi. Nie pomagało wstawiennictwo ani międzynarodowych organizacji transportu morskiego, ani polskiego rządu, ani lokalnych organizacji praw człowieka, alarmujących o przepełnieniu więzienia (na małej powierzchni jest tam osadzonych ponad 2,5 tys. osób) i rosnącej w nim

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2022, 2022

Kategorie: Świat