Jeśli Facebook przejdzie w nadchodzących latach radykalną transformację, zmiana ta nie nastąpi od środka W maju 2020 r. Facebook ogłosił powołanie pierwszych 20 członków niezależnej komisji utworzonej w celu rozstrzygania najtrudniejszych spraw dotyczących wolności słowa na platformie. Rada Nadzoru Facebooka miała się składać z naukowców z całego świata, byłych przywódców politycznych oraz ekspertów ds. praw obywatelskich, którzy mieli zajmować się wybranymi przypadkami odwoływania się od decyzji Facebooka dotyczących treści, w tym usunięcia poszczególnych postów i kont użytkowników. Zuckerberg nosił się z tym pomysłem od lat, w jego przekonaniu rada powinna przypominać Sąd Najwyższy, który głosowałby nad poszczególnymi sprawami i przedstawiał swoją opinię. Rada, finansowana przez firmę, była uprawniona do wydawania wiążących orzeczeń, których nie mógł podważyć ani Zuckerberg, ani nikt inny z kierownictwa. „Facebook nie powinien samodzielnie podejmować ważnych decyzji dotyczących wolności wypowiedzi i bezpieczeństwa”, wyjaśnił Zuckerberg w poście przedstawiającym członków rady. Jedna z pierwszych jej decyzji dotyczyła postu z Mjanmy, który Facebook początkowo usunął, ponieważ uznano go za „szyderczy lub obraźliwy” wobec muzułmanów. W swoim orzeczeniu rada stwierdziła, że post nie nawołuje do nienawiści ani nie skutkuje nieuchronną krzywdą, chociaż przyznała, że rola, jaką platforma odgrywała wcześniej w tym kraju, wiązała się z zagrożeniami. Decyzja zapadła w dziwnym momencie dla Facebooka, ponieważ firma dopiero co rozprawiła się z mową nienawiści w Mjanmie dzięki powiększeniu zespołu o moderatorów mówiących w lokalnych językach i ściślejszej współpracy z miejscowymi organizacjami pozarządowymi. W sierpniu 2020 r., prawie dwa lata po tym, jak firma odrzuciła prośbę Matthew Smitha o przekazanie ONZ potencjalnych dowodów zbrodni wojennych popełnionych przez armię Mjanmy, udostępniła organizacji zarchiwizowany zbiór żądanych dokumentów. Wiele przypadków, do których na początku swojej działalności odniosła się rada, stanowiły drobne skargi, od usunięcia zdjęcia sutka, które miało służyć zwiększeniu świadomości na temat raka piersi, po leki na receptę na COVID-19 we Francji. Ale 21 stycznia 2021 r. Zuckerberg odpalił bombę. Zamiast podjąć ostateczną decyzję, by po inauguracji Bidena na stałe zablokować konto Trumpa, skierował sprawę do rozpatrzenia przez Radę Nadzoru Facebooka. Na orzeczenie trzeba było poczekać do kwietnia. Rada zaproponowała Facebookowi idealne rozwiązanie. Zuckerberg skutecznie przerzucił na innych trudną decyzję, co zrobić z Trumpem. Była to niezwykle wygodna strategia, która sprawdzała się na wielu frontach. W następstwie zablokowania Trumpa ruchy obywatelskie na całym świecie domagały się takiego samego potraktowania innych autokratów, takich jak prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan czy prezydent Wenezueli Nicolas Maduro, za podżeganie do nienawiści i szerzenie dezinformacji. Dlaczego atak na Kapitol był gorszy niż ludobójstwo i przemoc w Mjanmie, Sri Lance czy Etiopii? Wielu pracowników i użytkowników wskazywało również na fakt, że Trumpa ukarano za posty, które podżegały do przemocy podczas zamieszek na Kapitolu, a nie zareagowano, kiedy wzywał do „użycia broni” wobec „szabrowników” podczas protestów Black Lives Matter. Wszystko to było teraz w gestii rady. Po raz kolejny firma znalazła sposób na uniknięcie odpowiedzialności pod pozorem robienia tego, co najlepsze dla świata. Nie była zainteresowana prawdziwą reformą, zamiast tego skupiła się na „fasadowych zmianach”, jak senator Elizabeth Warren określiła powtarzające się decyzje firmy dotyczące wypowiedzi politycznych. Federalne i stanowe pozwy antymonopolistyczne wniesione w grudniu poprzedniego roku były trudniejsze do zbycia. Powaga i rozległość zarzutów oraz wezwania do rozbicia monopolu Facebooka stanowiły pewne zaskoczenie. Dwa miesiące wcześniej prawnicy firmy opublikowali dokument, w którym przekonywali, że gdyby doszło do jej rozbicia, utrzymanie oddzielnych systemów pochłonęłoby miliardy dolarów, osłabiło bezpieczeństwo i zepsuło przyjemność korzystania z platformy. „Rozbicie Facebooka jest zatem całkowicie chybionym pomysłem”, podsumowali. Latem Mark Zuckerberg i Sheryl Sandberg złożyli zeznania przed Federalną Komisją ds. Handlu (FTC) i przedstawicielami władz stanowych, a doradcy byli przekonani, że ich argumentacja była bez skazy. Składając zeznanie online ze swojego domu, Sandberg od niechcenia zsunęła buty i podwinęła pod siebie nogi, jak to często robiła na spotkaniach, a gdy zadawano jej pytania, spijała piankę z cappuccino. Wiernie podążała za ustalonym scenariuszem: Facebook ma wielu konkurentów i nie jest monopolistą. Robi wszystko, co w jego mocy, aby wspierać rozwój Instagrama i WhatsAppa
Tagi:
Amazon, amerykańscy oligarchowie, atak na Kapitol, biznes, Black Lives Matter, Brzydka prawda. Kulisy walki Facebooka o dominację, Catlin O’Neill, covid-19, debata publiczna, demokracja, Donald Trump, dziennikarze, Elizabeth Warren, Elon Musk, Facebook, gospodarka, informatyka, Instagram, internet, IT, Jeff Bezos, Joel Kaplan, kapitalizm, korporacje, Kustomer, Mark Zuckerberg, media, media społecznościowe, multimiliarderzy, Nancy Pelosi, neoliberalizm, Nicolás Maduro, nowe technologie, oligarchia, prasa, Recep Tayyip Erdoğan, Sheryl Sandberg, społeczeństwo, społeczna kontrola korporacji, Tesla, Tom Bernthal, Twitter, USA, WhatsApp, wolność prasy, wolność słowa, Zoom








