Horda iuris

Horda iuris

Zacznę od dłuższego cytatu, moim zdaniem bardzo ważnego. W powieści „Niewinni” jej autor, Hermann Broch, tłumaczył: „Książka przedstawia stosunki i typy ludzi w Niemczech przedhitlerowskich. Wybrane w tym celu postaci są całkowicie apolityczne (…). Jednakże jest to ten właśnie stan umysłów i uczuć, z którego – tak przecież było – czerpał swe siły narodowy socjalizm. Indyferentyzm polityczny bowiem jest blisko spokrewniony z indyferentyzmem etycznym, a co za tym idzie, z etyczną perwersją. Słowem, na ludziach politycznie niewinnych ciąży w dość poważnym stopniu wina etyczna”. A zatem – ostrożnie z obojętnością. Wczuwając się w rolę obserwatora, chciałbym podkreślić: w naszym kraju toczy się prawdziwa walka, nie przysypiajmy. Zasada rządów prawa uczyniona jest z najszlachetniejszych kruszców, pariasom rozumu i moralności bardzo to przeszkadza. Przez osiem ostatnich lat (pamiętamy ten zwrot?) trwało natarcie nihilistów. Gdy patrzę na ten czas, dwa słowa przychodzą mi namyśl – horda iuris. Przesadzam? To nie był najazd? Będę jednak się upierał – oto nagle, z wielkim impetem, na obszary praktyk utrwalających zasadę rządów prawa wtargnęły zastępy hałaśliwych arywistów, którzy ponad prawem postawili własne ambicje. Kryteria praworządności zastąpiła żądza władzy. Wszyscy przecież pamiętamy rok 2015 i to, co było potem. Butę, pogardę dla zasad, chorobliwy błysk oka. Prof. Adam Strzembosz podkreśla: prezydent RP złamał konstytucję 13 razy! I co? I nic? Tak przynajmniej myśleli egzekutorzy bezprawia, napawając się swoim bezwstydem. Cel był prosty – zmusić niepokornych, by opuścili gmach prawa i złożyli hołd czcicielom bałwanów. No cóż, nie udało się – opór okazał się zbyt silny. Tyle że to nie koniec – wygrana została ważna bitwa, ale wojna trwa. Wiele jeszcze trzeba uczynić, by powstrzymać zuchwałe, podszyte pogardą dla prawa ambicje „nowo przybyłych”. Intoksykacja jest głęboka. „Nieomylne” werdykty – odrzucając prawomocny wyrok sądu – ogłasza partyjny halabardnik (innymi słowy rzecznik). Widzieliśmy to, prawda? Stratosfera absurdu, tyle można powiedzieć. Będziemy teraz sądzeni (i uniewinniani) na wiecach, przez partyjnych agitatorów? Sprawa jest poważna – mamy w istocie do czynienia z gwałtem zadanym samej idei prawa. Przemówił – strach pomyśleć – jakiś pierwotny instynkt bezprawia. To on wykarmił „dobrą zmianę”, która łamanie reguł praworządności próbowała przykryć bezwstydną, pokrętną gadaniną imitującą wykładnię prawa. Pamiętamy te niekończące się występy pisowskich wiceministrów piłujących niemiłosiernie pojęcie suwerenności, ogłaszających z bezczelnym samozadowoleniem zasady „kwadratowego koła”. Ich repertuar można spokojnie połączyć z kanonem mądrości „płaskoziemców”. Żaden uczestnik tych seansów demagogii nie zdałby egzaminu ze wstępu do nauki o państwie i prawie i nie przeszedł na drugi rok studiów prawniczych (zdarzyło mi się kiedyś taki egzamin zdawać). No i wreszcie jest rozpaczliwa puenta „dobrej zmiany” – ogłoszono „terror praworządności”! Trudno o lepsze podsumowanie logiki odwróconego prawa. Dowiedzieliśmy się nawet, że obowiązywanie prawa (jeśli dotyczy partyjnych kolegów) jest sprzeczne z konstytucją. Pośród pieszczochów „dobrej zmiany” nerwowo – może trzeba będzie się ukrywać? Pytanie tylko, czy wszyscy zmieszczą się w Pałacu Prezydenckim lub zdołają dotrzeć do Brukseli. Poza hałaśliwymi wyrobnikami bezwstydu w nacierających szeregach byli też szamani – specjaliści od sideł i pułapek. Świątobliwi krętacze, którzy czynili wszystko, by pogmatwać obraz i wywołać wrażenie zamętu pośród „niewinnych”, nieoswojonych z tajnikami prawniczej sofisterii. Ale i oni nie doszli do celu. Widzimy to na przykładzie „betonowania” prokuratury. Okazało się, że podwórkowa orkiestra pomyliła nuty. Gdy pojawili się prawnicy z prawdziwego zdarzenia – prawdziwi mistrzowie profesji – „autorytetom” pozostała już tylko smętna gadanina. Mydlane bańki ich wymowy pofrunęły z wiatrem. Partia matka pewnie zapłacze – pokazała drogę, przelała swoją najgłębszą mądrość, ale dzieciom poplątały się nogi. Alertu jednak nie wolno odwoływać. Zastanówmy się – jak daleko może sięgać władza fałszywych świadków prawa i moralności? Horda iuris nie zwinie z pewnością swoich sztandarów, chyba że uderzy w nią jakaś „hatakumba”. Ale zostawmy żarty. Uszczerbek jest poważny, naruszone zostały imponderabilia – oddając fundamentalne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety