Iluzja pokoju

Iluzja pokoju

Wojna to konflikt, wskutek którego ginie co najmniej tysiąc osób rocznie.

Świat jest pełen takich wojen

Do lata 2008 r. wojna była dla większości Europejczyków bardzo abstrakcyjnym pojęciem. Owszem, ich armie brały udział w odległych konfliktach, lecz dotyczyło to niewielkich odsetków populacji. Jednak rosyjski atak na Gruzję – mimo że na chwilę wywołał ferment w opiniach publicznych – szybko przestał być powodem do zmartwień. Wojnę stoczono daleko, gdzieś na pograniczu z Azją, a jej skutki ekonomiczne i demograficzne miały symboliczny wymiar. Sześć lat później to samo myślenie zwyciężyło w postrzeganiu krwawych zmagań w Donbasie – nawet środkowo-wschodni Europejczycy w większości uznali je za coś, co ich nie dotyczy. Aż nastał 24 lutego br. i armia Putina dokonała pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. Dziś za naszą wschodnią granicą toczy się konflikt zbrojny o intensywności, której kontynent nie doświadczył po 1945 r. Jego konsekwencje nie rozkładają się równomiernie, te ekonomiczne właściwie dopiero przed nami, ale jasne jest, że wojna ponownie zakotwiczyła się w codzienności mieszkańców Europy. Nie trzeba spadających na głowę bomb, by wiedzieć, że trwa.

Kiedy to już wojna?

Tyle że to nasza europocentryczna perspektywa, fałszywe z gruntu przekonanie o świecie, w którym niemal bez wyjątku panuje pokój. Nieistniejący już niemiecki Instytut Badania Przyczyn Wojny (AKUF) podawał, że w 2010 r. toczyły się 32 konflikty zbrojne, z czego 90% miało miejsce w państwach Trzeciego Świata; w 2011 r. ich liczba wzrosła do 36, rok później wynosiła 34. W 2013 r. AKUF zarejestrował 30 wojen o różnej intensywności. Przeglądając europejskie gazety z tamtych lat, znaleźć można jedynie ślad tych dramatów – stosunkowo nieliczne doniesienia z Iraku i Afganistanu, których zapewne byłoby jeszcze mniej, gdyby nie udział zachodnich wojsk. 2014 okazał się rokiem 31 konfliktów. Najkrwawszy rozgrywał się w Syrii, przy niewielkim zainteresowaniu europejskiej opinii publicznej. Ta przecknęła się w kolejnym roku. Wtedy ponad milion Syryjczyków ruszyło na bezpieczny kontynent w poszukiwaniu lepszego życia. W takich okolicznościach powstała presja na rządy, „żeby wreszcie zrobiły coś z Syrią”. W przypadku krajów skupionych w NATO skończyło się na ograniczonej misji wojskowej, powołanej do zniszczenia Państwa Islamskiego (ISIS).

W zeszłym roku liczba ofiar śmiertelnych starć zbrojnych i zamachów terrorystycznych wskazywała na stan wojny w 20 krajach świata. Według naukowców ze szwedzkiego Uniwersytetu w Uppsali – gromadzących dane związane z przemocą zorganizowaną – za wojnę należy uznać konflikt, na skutek którego w roku kalendarzowym ginie ponad tysiąc osób. W przypadku Afganistanu „limit” ów w 2021 r. przekroczono 41 razy – tyle kosztowała przede wszystkim droga talibów do ponownego objęcia władzy, rozpoczęta wiosną, a zakończona wejściem do Kabulu w połowie sierpnia ub.r. W tamtym czasie walczono też w Jemenie, gdzie od 2014 r. (aż do dziś) trwa wojna domowa wzniecona przez powstańców z szyickiego ruchu Huti. Według ONZ tylko w minionym roku kosztowała ona życie 22 tys. osób, sprawiając jednocześnie, że aż 16 mln Jemeńczyków żyło na granicy głodu. Tragiczna sytuacja humanitarna to okrutny paradoks, bo Jemen sąsiaduje z niezwykle zasobną Arabią Saudyjską (która przy wsparciu logistycznym USA jest stroną konfliktu, przeciwną powstańcom). Podobnie można określić sytuację w Nigerii – jednym z najbogatszych w zasoby naturalne krajów świata – gdzie w 2021 r. aż 9,3 tys. osób zginęło na skutek wojny z terrorystyczną organizacją Boko Haram.

Odwrócony rozwój

Ale po drugiej stronie nie zawsze stoją żołnierze, partyzanci czy terroryści – wojna może mieć również postać zmagań z pospolitymi przestępcami. Z taką sytuacją mamy do czynienia w Meksyku, którego władze od dekad borykają się z kartelami narkotykowymi, a od 2006 r. prowadzą z nimi regularną wojnę. W zeszłym roku pochłonęła ona 7,7 tys. ofiar, a multimedialne zapisy potyczek budzą skojarzenia z partyzanckimi walkami miejskimi. Bojówki narkotykowych baronów są świetnie wyposażone, także w broń przeciwlotniczą, odkąd policja i armia używają wobec nich śmigłowców. Niektóre maszyny spadają, a kadry niczym z „Black Hawk Down” (pol. „Helikopter w ogniu”) – fabularnej opowieści Ridleya Scotta o amerykańskiej akcji w somalijskim Mogadiszu – regularnie trafiają do meksykańskich mediów i sieci.

A skoro jesteśmy przy Somalii – w 2021 r. doszło tam do 1,6 tys. potyczek i 500 eksplozji, w których zginęło niemal 3,2 tys. osób. Od wielu lat radykalni islamiści z Asz-Szabab dokonują w kraju zamachów terrorystycznych. W najnowszej odsłonie tego dramatu, zaledwie sprzed kilkunastu dni, zginęło 19 osób, gdy bojownicy ostrzelali pojazdy na drodze w regionie Hiran. Zabici to pasażerowie i kierowcy cywilnego mikrobusa oraz ciężarówek przewożących pomoc humanitarną. Członek miejscowej starszyzny przekazał Agencji Reutera, że stworzonym przez mieszkańców grupom samoobrony udało się pozbyć bojowników z tego terenu, siły rządowe nie przysłały jednak żadnego wsparcia, które zapobiegłoby powrotowi terrorystów.

Jest więc Somalia nadal na liście państw objętych działaniami zbrojnymi – i to wysoko. Wymienia się ją w najnowszej „Mapie wojny” Grupy Banku Światowego (WBG), zaprezentowanej w marcu br. podczas Fragility Forum 2022. Prezes grupy David Malpass wyliczył wówczas konflikty o wysokiej lub średniej intensywności, toczące się w 23 państwach, w których łącznie mieszka 850 mln ludzi (czyli jedna dziewiąta ziemskiej populacji). Malpass zaznaczył, że od ostatniego forum w 2020 r. dramatycznie wzrosła liczba ofiar śmiertelnych konfliktów i niepokojów społecznych. Według przytaczanych przez niego danych w 2021 r. 300 mln mieszkańców krajów dotkniętych konfliktami doświadczyło „poważnego braku zabezpieczenia żywnościowego”. „Miliony rodzin mierzą się z odwróceniem rozwoju i największym kryzysem gospodarczym od prawie stulecia”, alarmował szef WBG.

Krwawiąca Syria

O tym, że wojna poza śmiercią i zniszczeniami oznacza dotkliwe skutki ekonomiczne, przekonują się właśnie Ukraińcy. Na prowadzenie działań zbrojnych przeznaczane jest obecnie aż 75% budżetu państwa. W czasach pokoju utrzymanie armii oscyluje na poziomie 10% wpływów budżetowych, mamy więc do czynienia z kilkukrotnym wzrostem (nie siedmioipółkrotnym, bo po 2014 r. Kijów wydawał na wojsko więcej z uwagi na wojnę w Donbasie) – oczywiście kosztem usług oferowanych obywatelom.

Chociaż obiektywnie trudne, warunki życia większości Ukraińców są dużo lepsze niż Syryjczyków, o czym Europejczykom łatwo zapomnieć, bo po rozbiciu ISIS uznaliśmy wojnę w Syrii za zakończoną. Ona tymczasem trwa, choć nie jest już tak intensywna. W czerwcu br. lotnictwo USA dokonało nalotu, w którym zginął Abu Hamzah al-Jemeni, jeden z przywódców Al-Kaidy. Pod koniec sierpnia samoloty F-35 zaatakowały pozycje wspieranych przez Iran bojówek w północno-wschodniej Syrii. Był to odwet za wcześniejszy atak na amerykańskie instalacje. W tym samym czasie agencje donosiły o intensywnej wymianie ognia między Kurdami a turecką armią w okolicy Kobane, na pograniczu z Turcją. Ta garść informacji dobrze ilustruje skomplikowaną sytuację Syrii. Baszar al-Asad kontroluje dziś ponad 80% terytorium kraju, reszta znajduje się w rękach islamskich radykałów i Kurdów. Skrawek państwa zajmują Amerykanie, wzdłuż własnej granicy kordon bezpieczeństwa zbudowała Turcja. Na terenach pod kontrolą Asada goszczą zaś Rosjanie (którzy w ostatnich tygodniach wycofują część sprzętu, kompensując straty poniesione w Ukrainie). A ponieważ interesy wszystkich tych podmiotów są sprzeczne, nie da się wykluczyć eskalacji walk. Zresztą nawet bez tego jest źle – w wyniku zorganizowanej przemocy w Syrii zginęło w 2021 r. 5,5 tys. osób. Obecny rok nie zapowiada się lepiej.

A na koniec ciekawostka (cytuję za Wojciechem Orlińskim, publicystą „Gazety Wyborczej”, nauczycielem): z powodu braku traktatu pokojowego II wojnę światową zakończyły akt bezwarunkowej kapitulacji Niemiec oraz jednostronne deklaracje państw walczących z Niemcami, że już z nimi nie walczą. Polska przyjęła stosowny dokument późno – 18 lutego 1955 r. – ale do tej pory nie zrobiło tego aż 14 krajów. Formalnie zatem pozostają one w stanie wojny z Berlinem.

m.ogdowski@tygodnikprzeglad.pl

Fot. AFP/East News

Wydanie: 2022, 38/2022

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy