Węgla nie ma, zimą może zabraknąć gazu, prąd będzie kosztował x razy więcej, a tankowanie na Orlenie rujnuje budżet domowy. Jak żyć? Polska to bardzo bogaty kraj, skoro stać nas na tak imponujące wydatki. Ponad 11 mld zł – według rządowych szacunków – będzie kosztował budżet najnowszy pomysł rządu premiera Morawieckiego – 3 tys. zł dopłaty dla gospodarstw domowych korzystających ze źródeł ciepła opalanych węglem. Pieniądze niekoniecznie trzeba będzie wydać na zakup tego surowca, zwłaszcza że chwilowo składy węgla w Polsce świecą pustkami albo oferują desperatom kolumbijski ekogroszek po 3-3,4 tys. zł za tonę. Gabinet premiera opracował szlachetny plan. Mamy nad Wisłą 3,5 mln gospodarstw domowych korzystających z węgla. By sięgnąć po dopłatę, wystarczy zarejestrować piec, kozę lub inne palenisko w Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków i zgłosić się do urzędu gminy po pieniądze. A ponieważ rząd nie przewiduje wprowadzenia kryterium dochodowego, chętnych będzie wielu. Za to na wsparcie ze strony państwa nie mogą na razie liczyć „ekofrajerzy”, którzy ogrzewają domy gazem, pelletem, drewnem lub olejem opałowym. W przeszłości wzięli dopłaty, by wymienić „kopciuchy” na spełniające unijne normy nowoczesne piece, a dziś płacą i płaczą. Wszystko to dzieje się w kraju z największymi w Unii Europejskiej złożami węgla kamiennego. Mającymi nam wystarczyć – jak zapewniał prezydent Andrzej Duda – na 200 lat. Dlaczego Polska, hojnie obdarowana czarnym złotem, zmuszona jest szukać węgla w tak odległych krajach jak Australia, Botswana, Indonezja, Tanzania, Kolumbia czy Republika Południowej Afryki? Co poszło nie tak? Chaos na rynku węgla to nie wina Putina, lecz efekt niekompetencji rządu Morawieckiego. Łatwo mogliśmy tego zamętu uniknąć, a zaoszczędzone miliardy wydać na edukację albo służbę zdrowia. Politycy Prawa i Sprawiedliwości świetnie wiedzieli, że natychmiastowe wprowadzenie embarga na rosyjski i białoruski węgiel spowoduje niedobory tego surowca. Pisano i mówiono o tym w mediach. Rząd musiał znać ekspertyzy precyzyjnie opisujące, ile jakiego węgla sprowadzamy i skąd. I wiedzieć, jakie są możliwości przeładunkowe polskich portów oraz możliwości przewozowe spółki PKP Cargo. A mimo to w kwietniu wybrańcy narodu radośnie głosowali za ustawą wprowadzającą embargo na rosyjski i białoruski węgiel. W tym samym czasie Komisja Europejska przezornie zgodziła się, by embargo na ten surowiec zaczęło obowiązywać w Unii dopiero od połowy sierpnia. Oficjalnie chodziło o zakończenie zawartych w dobrej wierze kontraktów. Mniej oficjalnie – o zgromadzenie jak największych zapasów. W marcu już nikt na Zachodzie nie miał złudzeń co do tego, jak bardzo tamtejsze gospodarki są uzależnione od dostaw surowców energetycznych, w tym węgla, z Rosji. I jak trudno będzie znaleźć alternatywnych dostawców. Dlatego Bruksela i co bardziej przytomne europejskie rządy zgodziły się opóźnić termin wprowadzenia zakazu importu tego surowca. Trzeba było zrobić tak samo. Nie zostalibyśmy wtedy zaskoczeni informacją, że – w zależności od szacunków – zabraknie nam w tym roku od 4,5 mln ton do nawet 11 mln ton węgla. Rząd i politycy PiS, mając świadomość, że wysokie ceny tego surowca oraz jego brak w składach najbardziej uderzą po kieszeni ich twardy elektorat – mieszkańców wsi, małych miast i miasteczek, hodowców drobiu, właścicieli szklarni itp. – niemal natychmiast zaczęli szukać rozwiązań. Ich pierwszą reakcją na telewizyjne materiały o pustych składach węgla oraz doniesienia o błyskawicznym wzroście jego cen był oryginalny pomysł, by Polacy, niczym pańszczyźniani chłopi, zbierali po lasach chrust, patyki, gałęzie i szyszki. Następnie do akcji wkroczyła minister klimatu i środowiska Anna Moskwa, której premier powierzył zadanie zatkania węglowej dziury. Dlaczego jej? Resort, którym kieruje, odpowiada za rodzimą energetykę. 1 czerwca br. na Twitterze pojawił się wpis sygnowany nazwiskiem pani minister: „Wraz ze Spółkami Skarbu Państwa prowadzimy skuteczne działania, które zapełniły lukę węglową po decyzji o zakazie importu tego surowca z Federacji Rosyjskiej. Na dziś mamy zabezpieczone ponad 8 mln ton węgla. Jesteśmy po bezpiecznej stronie”. Akurat! Ceny opału od marca do lipca wzrosły dwuipółkrotnie. W mediach gęsto było od krytycznych publikacji na temat e-sklepu Polskiej Grupy Górniczej, w którym sprzedawano tani
Tagi:
Adam Glapiński, Andrzej Duda, Anna Moskwa, Australia, Baltic Pipe, Botswana, Centralna Ewidencja Emisyjności Budynków, ceny paliwa, covid-19, Daniel Obajtek, ekogroszek, ekologia, energetyka, Indonezja, Jacek Kurski, Jacek Sasin, Jarosław Kaczyński, Kolumbia, KPO, KPRM, KPRP, Marian Banaś, Mateusz Morawiecki, NBP, NIK, Orlen, pandemia, parlament, PiS, polityka energetyczna, polityka gospodarcza, polityka pieniężna, polityka społeczna, polska polityka, polska prawica, RPA, Ryszard Terlecki, rząd Morawieckiego, rząd PiS, scena polityczna, Sejm, Senat, Solidarna Polska, spółki skarbu państwa, Tanzania, TVP, TVPiS, ubóstwo energetyczne, Zbigniew Ziobro, ziobryści, Zjednoczona Prawica










