Pierogi solidarności

Pierogi solidarności

Wielki podziw dla Ukraińców stawiających opór rosyjskiej agresji oraz współczucie dla ofiar wojny, w tym dla tysięcy uchodźców, którzy znaleźli schronienie i pomoc na polskiej ziemi, istotnie zmieniły stosunek Polaków do Ukrainy. Na jakiś czas (na jak długo?) przygasło tak typowe u nas i zupełnie nieuzasadnione poczucie wyższości wobec wschodnich sąsiadów. Staramy się, aby Ukraińcy nie czuli się u nas obco. W przestrzeni publicznej pojawiły się napisy informacyjne w języku ukraińskim. Nawet w bankomatach można wybrać instrukcję w języku ukraińskim. Często obok polskich flag wywieszane są ukraińskie (co, nawiasem mówiąc, denerwuje niektórych naszych narodowców).

Społeczeństwo i samorządy stanęły na wysokości zadania. Znacznie gorzej radzi sobie administracja rządowa. Nawet nie wie, ilu spośród Ukraińców, którzy przybyli do Polski, zostało u nas, ilu wyjechało dalej na Zachód. Nikt nie wie, ilu spośród tych, którzy zostali, zamierza tu się osiedlić, ilu planuje powrót na Ukrainę, a ilu chce emigrować dalej, do Europy Zachodniej czy Ameryki. Nikt nie wie, jaka jest struktura zawodowa tych, którzy u nas zostali z zamiarem osiedlenia się. Nie ma jakiegoś ogólnopaństwowego programu przystosowania zawodowego tych ludzi, wykorzystania ich w polskiej gospodarce czy usługach publicznych. Czy ktoś wie np., ilu ukraińskich lekarzy, a ściślej ukraińskich lekarek, utrzymuje się dziś w Polsce ze sprzątania, w sytuacji gdy tak dramatycznie brakuje u nas lekarzy? Ilu ukraińskich inżynierów jeździ u nas jako kierowcy taksówek? Oczywiście za jakiś czas gospodarka, szczególnie prywatny biznes, choć nadchodzi kryzys, wchłonie i zagospodaruje tych uchodźców, da im pracę, możliwość utrzymania się, przybędą jej tak potrzebne ręce do pracy. Ale, po pierwsze, będzie to trwać długo. Po drugie, zmarnuje się spory potencjał. Wielu fachowców z Ukrainy nie będzie pracować w swoim zawodzie, ich umiejętności i wiedza pozostaną niewykorzystane. Brakuje tu nie tylko sensownego programu rządowego, ale nawet elementarnego rozeznania, na podstawie którego można by takie programy budować. O ile społeczeństwo: samorządy, organizacje pozarządowe i zwykli pojedynczy ludzie, zdało egzamin na piątkę, o tyle państwo i tu niestety wykazało swoją słabość i nieudolność.

Objawy sympatii dla Ukrainy i Ukraińców mają czasem niezamierzony komiczny wymiar. Na przykład restauratorzy w jadłospisach zmienili nazwę pierogów. Zamiast tradycyjnych „ruskich” mamy teraz „ukraińskie”. Okazało się przy tym, że dotąd byli przekonani, że serwują rosyjskie pierogi! No nie. Serwowali „ruskie”, to znaczy ukraińskie właśnie. „Ruskie” od Rusi (do wyboru: Czerwonej, Halickiej, Kijowskiej, Zakarpackiej…). Od Rusi, nie od Rosji!

Innym przykładem przesadnej poprawności politycznej jest mówienie „w Ukrainie” zamiast tradycyjnie i zgodnie z konwencją językową „na Ukrainie”. Ktoś wymyślił, że użycie „na” zamiast „w” jest spowodowane chęcią wywyższenia się, śladem dawnego polskiego panowania, którego oto wspaniałomyślnie się wyrzekamy. No, mogłoby tak się wydawać, bo przecież mówimy „w Niemczech”, „w Anglii” czy „we Francji”, ale „na Litwie”, „na Białorusi”, no i „na Ukrainie”. Ale przecież mówimy też „na Węgrzech” czy „na Słowacji”, a tam nigdy nie panowaliśmy ani nawet nie mieliśmy takich zamiarów. Więc to „na” z panowaniem nic wspólnego nie ma. Nie wiem, dlaczego tak się utarło, trzeba by spytać historyków języka (oni pewnie to wiedzą), dlaczego mówimy „w Siedmiogrodzie”, ale „na Wołoszczyźnie”, dlaczego „na Węgrzech”, ale „w Rumunii” czy „w Bułgarii”. No i dlaczego barszcz jest „ukraiński”, ale pierogi „ruskie”?

Myślę, że chyba lepiej na Ukrainie jeść ruskie pierogi, widząc w Ukraińcu przyjaciela, niż w Polsce patrzeć na niego nieżyczliwie znad talerza „ukraińskich” pierogów, myśląc, że mógłby już wrócić do siebie „do Ukrainy” (broń Boże nie „na Ukrainę”!).

Niech sobie każdy pierogi nazywa, jak chce, niech interesuje się tym, co się dzieje „na Ukrainie” lub „w Ukrainie”, byle okazywał Ukraińcom solidarność i zwykłą ludzką życzliwość.

Wydanie: 2022, 41/2022

Kategorie: Felietony, Jan Widacki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy