Podzwonne dla wymiaru sprawiedliwości

Podzwonne dla wymiaru sprawiedliwości

Właśnie się kończy dorzynanie Sądu Najwyższego. Po rozwaleniu Trybunału Konstytucyjnego partia rządząca wzięła się za Sąd Najwyższy. Nie chodzi już nawet o to, że na przymusową emeryturę wysłano dużą grupę dotychczasowych sędziów Sądu Najwyższego, w tym wielu naprawdę wybitnych prawników. Nie chodzi nawet o to, że ich miejsca zajmują z nominacji PiS i stworzonej przez tę partię atrapy Krajowej Rady Sądownictwa sędziowie o nader wątpliwych kwalifikacjach prawniczych i jeszcze bardziej wątpliwych kwalifikacjach moralnych. Wszystko to będzie skutkować przez najbliższe lata, a może nawet dziesięciolecia, obniżonym poziomem orzecznictwa. Ten „obniżony poziom orzecznictwa”, choć dla przeciętnego Kowalskiego brzmi abstrakcyjnie i niezrozumiale, powodować będzie, że nieszczęsny Kowalski może być niesłusznie skazany, może przegrać proces cywilny, mimo że racja będzie po jego stronie, może nie dojść swojej prawdy w sądzie. Tego Kowalski nie rozumie, bo nikt mu tego nie wytłumaczył. Ani opozycja, ani dziennikarze. Nie wytłumaczyli, choć powinni. Bo taka powinna być misja. Informowanie i objaśnianie. Na razie Kowalski wie, że PiS robi porządek z sądami, których on nie lubił i do których nie miał większego zaufania. Choć i tak do tej pory było ono większe niż do partii i Sejmu. Kowalski nie rozumie, dlaczego niektórzy bronią sądów i sędziów. Wierzy rządowej propagandzie, że to obrona układów, sitwy, ba, postkomuny. Nikt Kowalskiemu nie wytłumaczył, że ci, którzy protestują pod sądami, protestują nie tyle w obronie sądów i sędziów, ile w jego, Kowalskiego, obronie. Najgorsze jest to, że stworzono skuteczny, zinstytucjonalizowany mechanizm nacisku na sądy i sędziów. Kowalski tego nie rozumie, Kowalski myśli, że może to i dobrze. Nikt Kowalskiego nie wyprowadził z błędu. Nawet nie próbował. W cywilizowanym demokratycznym państwie prawa wymiar sprawiedliwości jest niezależny od władzy rządu czy Sejmu. To do niego należy pilnowanie, czy rząd albo nawet parlament nie łamią prawa. Orzeczenia sądowe podlegają jedynie kontroli sądów wyższej instancji, a w ostateczności kontroli Sądu Najwyższego. Wyrok sądu może, i to tylko w warunkach i rygorach przewidzianych przez prawo, zmienić sąd drugiej instancji. W wypadkach nadzwyczajnych prawomocny wyrok może uchylić („skasować”) Sąd Najwyższy. On też, w sytuacjach zupełnie nadzwyczajnych i szczegółowo opisanych w kodeksie, może kazać wznowić prawomocnie zakończony proces. Nikt, poza sądem wyższej instancji, nie ma prawa oceniać trafności wyroku sądowego. Tak jest w cywilizowanych państwach Zachodu. Z tego klubu „cywilizowanych państw Zachodu” krok po kroku się wycofujemy. Kowalskiemu jest to w najlepszym razie obojętne. Kowalski wciąż nie rozumie, że to chodzi przecież nie o jakieś abstrakcyjne zasady, które mogą być takie lub inne, ale o niego, o jego prawa i zagwarantowanie ich ochrony. Czy ktoś próbuje to Kowalskiemu tłumaczyć? Politycy opozycji? Media? Nie zauważyłem. U nas, w przeciwieństwie do tego, co jest przyjęte w cywilizowanym świecie, gdy władzy nie podoba się wyrok, nie czekając na wyrok sądu wyższej instancji, wszczyna przeciw sędziemu postępowanie dyscyplinarne (albo nawet karne!). Tak to faktyczny nadzór nad orzecznictwem sądów orzekających w pierwszej instancji sprawuje nie jak dotąd wyłącznie sąd wyższej instancji, ale… prokurator! Aby wyjaśnić, na czym polega absurdalność tej sytuacji, dodajmy jeszcze, że szefem wszystkich prokuratorów jest prokurator generalny, który jako minister sprawiedliwości ma jeszcze wzmocnioną władzę nad sądami. To on decyduje, kto zostanie sędzią, kto nie. Który sędzia pójdzie w stan spoczynku, któremu pozwoli się orzekać nadal. To on powołuje i odwołuje prezesów sądów. On ma wpływ na obsadę stanowisk sędziowskich, on może zażądać wszczęcia postępowania dyscyplinarnego przeciw sędziemu. Kowalski musi to sobie wyobrazić, że jak w sprawie karnej trafi do sądu, jego przeciwnikiem będzie prokurator. Spór Kowalskiego z prokuratorem rozstrzygać będzie sędzia zależny w wielu aspektach od ministra sprawiedliwości, który jako równocześnie prokurator generalny, jest szefem oskarżającego prokuratora. Ten minister mógł wybrać skład sądzący. Może, gdy mu się wyrok nie spodoba, nie czekając na prawomocny wyrok sądu drugiej instancji, zlecić prokuraturze wszczęcie postępowania karnego przeciw sędziemu albo biegłym, albo postępowania dyscyplinarnego przeciw sędziemu. Dotychczas, aby pociągnąć sędziego do odpowiedzialności karnej, sąd dyscyplinarny musiał uchylić sędziemu immunitet. Dotychczas sądem dyscyplinarnym dla sędziów były sądy apelacyjne z innej apelacji. Teraz wszystko załatwiać będzie upolityczniona Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego. Właśnie odbywa się do niej nabór. Samo powołanie tego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 35/2018

Kategorie: Felietony, Jan Widacki