Wojciech Jaruzelski wymyka się schematom. Nie można go jednoznacznie zaszeregować Kiedy Wojciech Jaruzelski wtargnął w moje życie? Może wtedy, gdy w dzieciństwie, w latach 60., przeczytałem w gazecie nazwisko ministra obrony narodowej, marszałka Polski Mariana Spychalskiego, oraz nazwiska dwóch jego zastępców, gen. Jerzego Bordziłowskiego i Jaruzelskiego właśnie? O Spychalskim mówiono, że w czasach stalinowskich był więziony, o Bordziłowskim – że jest odkomenderowany z Armii Czerwonej, natomiast o Jaruzelskim nie wiedziano nic. A może to wtargnięcie nastąpiło w kwietniu 1968 r., gdy ów generał o dziecięcej twarzy został szefem PRL-owskiej armii? Jeżeli tak, to powinienem z nim łączyć udział polskich jednostek w interwencji w Czechosłowacji w sierpniu 1968 r. oraz masakrę na Wybrzeżu w grudniu 1970. A przecież faktów tych nie kojarzono na ogół z Jaruzelskim: to dopiero dziś wytaczamy mu proces „za grudzień”, choć zarazem milczymy o tym, czego wówczas nawet się nie domyślano: że to m.in. on przyczynił się do usunięcia faktycznego sprawcy masakry – Władysława Gomułki. (…) Jaruzelski, człowiek sfinks, zagościł w mym życiu już nieco wcześniej, bo w lutym 1981 r. Po Józefie Pińkowskim (czy ktoś jeszcze pamięta to nazwisko?) stanął wtedy na czele PRL-owskiego rządu i fakt ten przyjęto z euforią. (…) A jednak to właśnie Jaruzelski, choć nie był kojarzony z partyjnym betonem, zaczął – tak się wydawało – już po paru miesiącach przeć do konfrontacji. Na koniec zastąpił chwiejnego Stanisława Kanię, porozstawiał wojskowych na kluczowych stanowiskach, dokonał kilku prób logistycznych… I wreszcie 13 grudnia 1981 r. wtargnął już bez reszty w moje – i nasze – życie. Berg czy Murawjow? Czyli oszukał nas. Mówił o porozumieniu, a zafundował nam stan wojenny. Zwrócił polskie wojsko nie przeciw hipotetycznemu najeźdźcy, lecz przeciw własnemu narodowi. To on, wyprowadzając wojsko z koszar, spowodował, że pojawiły się ofiary śmiertelne. To on powołał na rzecznika swego rządu Jerzego Urbana, co tydzień na konferencjach prasowych nurzającego naród w błocie. Tak uważałem wtedy. Bo wtedy nie mogłem Jaruzelskiemu darować. Jego miejsce widziałem w szeregu tych, którzy mieniąc się Polakami, z patriotycznym frazesem na ustach, realizowali w Polsce interes Rosji. Dlatego publikowałem eseje, w których pod maską historyczną ukazywałem generała w postaci np. Fiodora Berga, tłumiącego w Warszawie powstanie styczniowe. Berg przecież – starałem się dowieść – również realizował „linię porozumienia i walki”. W przeciwieństwie do topiącego Litwę w krwi Murawjowa – „Wieszatiela”… A jednak nawet w tamtych czasach nie wszystkie analogie były proste. Dziwiłem się, że moje eseje, z aluzjami aż nadto przejrzystymi, cenzura jednak puszczała. Lecz przede wszystkim nie znajdowałem odpowiedzi na pytanie zasadnicze: o cel naszej – stłumionej przez Jaruzelskiego – walki. Znałem ZSRR i mentalność człowieka sowieckiego, nie mogłem więc sobie wyobrazić polskiej enklawy solidarnościowej, otoczonej ze wszystkich stron Bratnimi Krajami. (…) Miesiące stanu wojennego wspominam jak koszmar. Ale przeżyłem je na wolności – co mają powiedzieć ci, co byli internowani? I ci, którym wytoczono procesy? A co mają rzec rodziny zabitych? IPN doliczył się stu ofiar śmiertelnych – wprawdzie nie tylko stanu wojennego, lecz całej dekady lat 80. Ale nie włączył już do tej listy sierżanta Zdzisława Karosa – 32-letniej ofiary bratobójczego konfliktu, tym razem po stronie władzy. Czyli: liczba ofiar była większa, zresztą o wielu z nich już nigdy nie będziemy wiedzieć. Jakkolwiek by jednak patrzeć, upływ krwi w stanie wojennym nie wytrzymuje porównania z żadnym powstaniem narodowym. Ani nawet z zamachem majowym Józefa Piłsudskiego, który w trzech tylko dniach kosztował życie co najmniej 379 osób. Tak, Jaruzelski nas oszukał, wprowadził stan wojenny podstępem, z zaskoczenia… czy jednak nie zaoszczędził przez to narodowi ofiar, które w przeciwnym razie można by liczyć na tysiące? Bo przecież był to najbardziej bodaj liberalny stan wyjątkowy w historii świata. (…) Ślepowron w komunizmie Wojciech Jaruzelski, rocznik 1923. Jego daleki kuzyn: Zbigniew Cybulski. Jego klasowy rywal na lekcjach polskiego w latach 30.: Tadeusz Gajcy. Ziemiańska rodzina, herb Ślepowron, tradycja powstańcza, wychowanie katolickie, gimnazjum ojców Marianów… Kogo to dziś interesuje? Przecież zawsze można powiedzieć: tym gorzej dla generała, skoro wszystkie te wątki od siebie odepchnął, skoro poszedł na służbę do wroga. Czy jednak aby na pewno? Jakkolwiek by patrzeć, zawsze pozostaje w tej biografii coś, co niepokoi. Tym
Tagi:
Armia Czerwona, Czechosłowacja, Czesław Kiszczak, debata publiczna, Fiodor Berg, Gazeta Wyborcza, geopolityka, Gustáv Husák, historia klasy robotniczej, historia lewicy, historia ludowa, historia Polski, historia PRL, historia społeczna, I RP, II RP, IPN, János Kádár, Jerzy Bordziłowski, Jerzy Urban, Józef Pińkowski, KC PZPR, komunizm, Lech Wałęsa, Lewica, Marian Spychalski, Marzec 1968, policja historyczna, polityka historyczna, postkomunizm, PPS, prawica, propaganda Kremla, Rada Państwa PRL, relacje polsko-litewskie, relacje polsko-rosyjskie, relacje PRL-ZSRR, Rosja, społeczeństwo, szlachta, Tadeusz Gajcy, Tadeusz Mazowiecki, Universitas, Wojciech Jaruzelski, Wojsko Polskie, XIX wiek, Zbigniew Cybulski, zbrodnie Wyklętych, zesłańcy na Syberię, Żołnierze Wyklęci, ZSRR