Putin wstał z kolan

Putin wstał z kolan

Gdy piszę te słowa (czwartek, 24 lutego), Rosja zaatakowała ukraińskie lotniska i centra dowodzenia, rozpoczęła też lądową operację w Donbasie. Jej celem jest, jak można się domyślać, opanowanie całych obwodów donieckiego i ługańskiego, bo w rękach separatystów było do dziś zaledwie ok. 30% ich obszaru. Nadto celem jest całkowite zdestabilizowanie Ukrainy jako państwa i dokonanie w niej zmiany władzy.

Putin, komentując zbrojną napaść, powiedział kilka ważnych rzeczy. Po pierwsze, wezwał wojskowych ukraińskich do złożenia broni i niewykonywania rozkazów „zbrodniczego reżimu” z Kijowa. Po drugie, zapewnił, że zamiarem Rosji nie jest okupowanie ukraińskiego terytorium, chodzi o „ochronę tamtejszej ludności” i umożliwienie jej zrealizowania prawa do samostanowienia. Na koniec stwierdził, że zamierza „zdemilitaryzować” i „zdenazyfikować” Ukrainę.

Te słowa trzeba odczytywać w kontekście orędzia Putina, wygłoszonego po uznaniu niepodległości samozwańczych republik w Doniecku i Ługańsku. Komentowano je powszechnie jako zdumiewające i oburzające. Putin zakwestionował w nim faktycznie prawo Ukraińców do własnej państwowości, jak również odrębność narodu ukraińskiego od rosyjskiego. Nie wiem, jak te ostatnie twierdzenia przyjął Łukaszenka. Myślę, że choć jest wiernym sojusznikiem Putina i w pełni od niego zależy, musiał się lekko zaniepokoić.

Niektórzy komentatorzy w Polsce pisali, że Putin jest szalony, że przez ponad 20 lat prezydentury stracił kontakt z rzeczywistością. Niestety, Putin nie jest szalony. On nader metodycznie realizuje swój plan. A to, co mówił o Ukrainie i Ukraińcach, nie było czymś nowym. Podobnie mówiło się w Polsce międzywojennej. A o Litwie i Litwinach – nie tylko w czasie akcji gen. Żeligowskiego i bezpośrednio po niej, ale nawet na początku lat 90. XX w. Wiem to dobrze, bo jako ambasador RP w Wilnie takich głupot wypowiadanych nie tylko przez przedstawicieli organizacji kresowych, ale i przez prawicowych polityków nasłuchałem się wiele.

Gdy na przełomie lat 80. i 90. rozpadał się pojałtański ład, na szczęście nikt w środkowej Europie nie zakwestionował pojałtańskich granic. Ich przebieg był dla wielu państw tego regionu krzywdzący. Uznano jednak, że wracać do tego po 55 latach nie ma już sensu – przez ten czas wyrosły już dwa pokolenia, a każda próba zmiany granic wywoła efekt domina. Europa Środkowa i Wschodnia stanie się obszarem gigantycznych sporów oraz konfliktów o granice.

Pamiętam dobrze tamten czas. Pamiętam, jak piastujący wysokie stanowiska państwowe działacz ZChN przekonywał mnie, że uznanie za bezdyskusyjne pojałtańskich granic to błąd, który historia może kiedyś ocenić jako zdradę. A uznanie granicy polsko-litewskiej to błąd zasadniczy. To mógłby być ewentualnie punkt dojścia, ale nie punkt wyjścia. Jego zdaniem można by tę granicę na koniec uznać, ale za cenę litewskiej zgody na autonomię okręgów polskich, wileńskiego i solecznickiego, za uznanie, że „chałupniczy” Uniwersytet Polski w Wilnie jest prawdziwym kontynuatorem Uniwersytetu Stefana Batorego. Czy ta filozofia tak bardzo różniła się od filozofii Putina?

Co będzie? Nie wiem. Być może zanim ten tekst wyjdzie z drukarni, będzie już zupełnie nowa rzeczywistość. Wiele zależy od tego, jak zachowają się mieszkańcy Ukrainy. Trzeba pamiętać, że Ukrainę zamieszkuje prawie 20% ludności, która deklaruje się jako Rosjanie. I że południowy wschód Ukrainy jest mocno zrusyfikowany, dominuje tam pogląd, że Ukraińcy i Rosjanie stanowią w zasadzie jeden naród. Z prowadzonych 11 lat temu przez Research Branding Group badań wynikało, że 43% mieszkańców Ukrainy uważało – podobnie jak Putin – że rozpad ZSRR był wielkim nieszczęściem, a ponad 50% nie miałoby nic przeciwko powrotowi Związku Radzieckiego. Trzeba pamiętać, że południe i wschód Ukrainy są wciąż rosyjskojęzyczne i osadzone w rosyjskiej kulturze.

Trudno przewidzieć, na ile te postawy się zmieniły. Na ile wpływ na to miały dwa Majdany, aneksja Krymu, walki w Donbasie, no i wkroczenie w dorosłość pokolenia urodzonego już w niepodległej Ukrainie.

Putin nie jest szalony. Putin jest bezwzględny. W swoim politycznym myśleniu jest anachroniczny, ale konsekwentny. I, co najważniejsze, ma siłę militarną, by swoje pomysły realizować. Sankcje zachodnie nie robią na nim większego wrażenia. On wie, że Europa potrzebuje jego ropy i gazu. Tak wygląda rosyjskie wstawanie z kolan. Groźne dla Ukrainy, dla Polski, dla Europy, dla świata.

Ta filozofia wstawania z kolan jest ostatnio modna. „Uczyńmy Amerykę znów wielką!”, wzywał prezydent Trump. „Wstajemy z kolan”, „bronimy suwerenności” przed… Unią Europejską – to już Polska. Rosyjskie wstawanie z kolan jest groźne dla sąsiadów. Nasze jest śmieszne i groźne dla nas samych. Odpowiedzią na rosyjskie wstawanie z kolan może być tylko jedność Europy i jedność euroatlantycka. Odrzucenie nacjonalistycznego myślenia, budowanie europejskiej wspólnoty. A my robimy wiele, by tę jedność europejską osłabić.

j.widacki@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 10/2022, 2022

Kategorie: Felietony, Jan Widacki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy