Sąd nad monopolem

Attorney General Merrick Garland, joined by Associate Attorney General Vanita Gupta, speaks at the Department of Justice in Washington, Tuesday, Jan. 24, 2023. The Justice Department and several states have sued Google, alleging that its dominance in digital advertising harms competition. (AP Photo/Carolyn Kaster)
USA (znów) będą się procesować z internetowym gigantem Pod koniec stycznia prokurator generalny USA Merrick Garland i jego zastępczyni Vanita Gupta przed kamerami telewizyjnymi zapowiedzieli nowe postępowanie Departamentu Sprawiedliwości. Ogłosili, że wystąpią z pozwem antymonopolowym przeciwko internetowemu gigantowi Google. Zarzucają firmie, że jest monopolistą w dziedzinie reklamy internetowej, i domagają się odsprzedania przez nią części jej technologii, aby ponownie umożliwić konkurencję na tym rynku. Traf chciał, że akurat o tej porze amerykańscy wydawcy mediów nie mieli nic ważniejszego do omówienia i konferencja szybko przebiła się na czołówki. A może miał z tym coś wspólnego fakt, że Departament Sprawiedliwości właśnie w imieniu twórców, mediów i wydawców występuje dziś przeciwko internetowemu molochowi? Media mają szczególny powód, by argumenty Garlanda i szefa zespołu antymonopolowego, Jonathana Kantera, nagłośnić, prawda? Bo też o słowo monopol sprawa się rozbija. Choć coraz częściej pojawia się ono w ustach polityków i przedstawicieli amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości jako określenie tego, co robi Google, obywatele USA wciąż nie doczekali się spektakularnego zwycięstwa w inicjowanych przez rząd postępowaniach. Serię pozwów przeciwko Google’owi złożył jeszcze w 2020 r. Departament Sprawiedliwości, któremu szefował William Barr, człowiek Trumpa. Z osobnymi skargami wystąpiły również poszczególne stany. Administracja Bidena te starania kontynuuje – a sprawa z końca stycznia może się okazać przełomowa. „Może” nie znaczy jednak „musi”. Walka z monopolami miała być jednym z priorytetów administracji prezydenta Bidena, ale prędko i wbrew oczekiwaniom wielu istotniejsze stały się globalna rywalizacja z Chinami i wojna w Ukrainie. Poza tym rezultaty w podobnych postępowaniach nie przychodzą zazwyczaj szybko. I nie zawsze są korzystne dla pozywających. Rekin reklamy online O co chodzi w najnowszym pozwie? Śledczy Departamentu Sprawiedliwości odnaleźli w wewnętrznych dokumentach Google’a dające do myślenia porównanie, które pozwala to wytłumaczyć. Firma ma na rynku – czyli giełdzie – reklamy internetowej taką przewagę jak bank, który byłby zarazem właścicielem Nowojorskiej Giełdy Papierów Wartościowych. Prawdę mówiąc, da się znaleźć jeszcze bardziej obrazową analogię działania monopolu na rynku reklamy internetowej. Google jest jak właściciel targowiska, który jednocześnie jest właścicielem wszystkich straganów, kontroluje ceny towarów, pobiera marżę od każdej strony transakcji i przy okazji obstawia wyjścia, aby kupujący i handlarze nie mogli przedostać się swobodnie na konkurencyjny bazar. Te proste przykłady są konieczne. Szczegółowe tłumaczenie, dlaczego i o co toczy się spór, grozi zanudzeniem czytelnika. W dodatku tworzy wrażenie, że chodzi wyłącznie o techniczną, nieistotną dla zwykłego człowieka kwestię. Pozew Departamentu Sprawiedliwości dotyczy bowiem technologii dostarczania reklam internetowych na stronach nadawców – a konkretnie mechanizmu wyceny i handlu ową przestrzenią. Amerykańscy prokuratorzy dowodzą, że dzięki swojej pozycji niezbędnego pośrednika Google może pobierać bardzo wysokie marże od obydwu stron transakcji reklamowej. Czyli od tych, którzy wynajmują przestrzeń na stronach np. poczytnego tygodnika, ale i od tych, których reklama ostatecznie tam trafi. Według szacunków zawartych w pozwie mowa nawet o 35 dol. z każdych 100 dol. wydanych na reklamę za pośrednictwem należących do Google’a narzędzi. Dużo? I to jak! „Dziś Google kontroluje narzędzia cyfrowe, których prawie każdy większy nadawca używa do sprzedawania reklam na swoich stronach; kontroluje też narzędzie, dzięki któremu miliony dużych i małych reklamodawców kupują przestrzeń, jak również giełdę, czyli technologię, za pomocą której w czasie rzeczywistym łączy kupujących i sprzedających reklamy online”, czytamy w komunikacie Departamentu Stanu. Co więcej, sama ta pozycja monopolisty wynika – jak twierdzą prokuratorzy – z antykonkurencyjnych działań giganta: kupowania stanowiących konkurencję firm i zmuszania użytkowników usług do korzystania wyłącznie z narzędzi reklamowych Google’a. „Strategia Google’a od początku zakładała, że nie może być wyłącznie wyszukiwarką internetową, ale będzie się rozwijać i przejmie kontrolę nad reklamą online. Był jednak pewien problem: rynek reklam u wydawców treści kontrolował inny nieomal monopolista, DoubleClick – tłumaczył niedawno dziennikarz, autor książki „Goliath” i specjalista od monopoli w USA, Matt Stoller. – Serwery DoubleClick zajmowały niezwykle uprzywilejowaną pozycję, a narzędzia Google’a nie były w stanie się przebić”, bo wydawcy nie chcieli przechodzić przez „koszmarny” proces
Udostępnij:
- Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram
- Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp
- Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail
- Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety








