Trudna walka z pedofilią

Trudna walka z pedofilią

Bogaty Kościół działa na granicy prawa, a nawet to prawo łamie

Mec. Janusz Mazur – adwokat ofiary księdza pedofila działającego wiele lat na terenie archidiecezji wrocławskiej i diecezji bydgoskiej

Czy dzisiaj w Polsce adwokat musi się wykazać dużą odwagą, żeby bronić ofiarę kościelnego pedofila?
– Nie, bo adwokat, żeby mógł dobrze wykonywać swój zawód, w ogóle musi być odważny. To oczywiste, że każdy ma prawo do obrony. W tym ofiary księży pedofilów czy zakonników pedofilów. Takie sprawy nie wymagają szczególnej odwagi, raczej wyjątkowego zaangażowania. Są bowiem bardzo, bardzo trudne.

Dlaczego?
– Ponieważ pedofilię przez lata ukrywano, a raczej wiedza o tym zjawisku nie była powszechna. Zresztą nie tylko w Kościele inaczej ją traktowano. Sam dawno temu prowadziłem jako obrońca sprawę pedofila – tłumacza, który nie tylko wykorzystywał małoletnich, ale jeszcze kontaktował ich z pedofilami z Zachodu. I traktowano to jako drugorzędnego rodzaju występek. Ale od tamtego czasu zmieniła się moralność. Jesteśmy bardziej wrażliwi na krzywdę człowieka, a dziecka w szczególności.

Ale chyba i kiedyś, i teraz dużo łatwiej walczyć z pedofilią w szkole niż w Kościele.
– Kościół otoczył się szczelnymi murami: murem konkordatu i murem kodeksu kanonicznego. Te mury wspierane są dodatkowo przez instytucje państwa polskiego. Państwa, które niby jest świeckie, ale tak naprawdę coraz bardziej kościelne. Prokurator z całą bezwzględnością będzie ścigał nauczyciela pedofila. Ale już wobec księdza wykorzystującego dzieci zacznie postępować według innych standardów.

Co jest ważniejsze: polski Kodeks karny czy Kodeks prawa kanonicznego?
– Duchownych, tak jak innych polskich obywateli, obowiązuje przede wszystkim polski Kodeks karny, wszystkie ustawy i polska konstytucja. Kodeks kanoniczny jest wobec nich podrzędny, nie jest w Polsce obowiązującym prawem.

To dlaczego księża i biskupi mogą się nim zasłaniać?
– Ponieważ jest na to przyzwolenie. W sprawie, którą obecnie prowadzę, bydgoskiego gimnazjalisty, molestowanego w latach 2006-2009 przez ks. Pawła Kanię, obrońca księdza również powołuje się na kodeks kanoniczny.

Proszę przypomnieć tę sprawę.
– Przed Sądem Okręgowym w Bydgoszczy domagam się zadośćuczynienia od Kościoła. Nie od księdza, który molestował i został skazany za to prawomocnym wyrokiem (odbywa obecnie karę pozbawienia wolności), tylko od jego przełożonych. W ramach tzw. czynu niedozwolonego na gruncie prawa cywilnego skarżę archidiecezję wrocławską i diecezję bydgoską, które według prawa polskiego są reprezentowane obecnie przez biskupów Józefa Kupnego i Jana Tyrawę. To biskupi, przełożeni ks. Kani (biskupem Wrocławia, odpowiedzialnym za międzydiecezjalne „transfery” ks. Kani, był wówczas Marian Gołębiewski), umożliwili mu molestowanie seksualne nieletnich – bo mój klient nie jest jedyną ofiarą Pawła Kani. Przenosząc go z parafii do parafii, z diecezji do diecezji, zacierali ślady jego pedofilskiej działalności. I umożliwiali kontynuowanie pedofilskich praktyk.

Powtórzę pytanie: jak to możliwe, że mogą się zasłaniać kodeksem kanonicznym w sądzie świeckim, gdzie obowiązuje prawo świeckie?
– Próbują, mataczą, czasami to jest skuteczne, niestety. Właśnie sprawa ks. Kani jest tego dobrym przykładem. W czasie pierwszego procesu przed Sądem Rejonowym we Wrocławiu słusznie uznano go za winnego posiadania pornografii dziecięcej. A w postępowaniu apelacyjnym uniewinniono go od tego zarzutu. Na szczęście sąd szybko się zorientował, że popełnił błąd, który został skorygowany w postępowaniu kasacyjnym. Ale do dzisiaj biskupi – a właściwie ich pełnomocnicy – powołują się na ten wyrok. I sieją zamęt.

Kościół często też odmawia wglądu do akt księdza oskarżanego o pedofilię.
– Tak, nie można się dostać do akt osobowych księdza, bo „trwa postępowanie kanoniczne i wyłączona jest jawność postępowania”. A to bzdura. Prokurator ma prawo dostępu do wszystkich dokumentów.

Dlaczego więc tego prawa nie egzekwuje?
– Pozwalają mu na to przełożeni i władza: szef prokuratury rejonowej, prokurator generalny i sądy. To jest właśnie to przyzwolenie. Na szczęście na ogół zasłanianie się kodeksem kanonicznym w sądzie nie działa. Ale co najciekawsze – właśnie w prawie kanonicznym, gdy dobrze w nim poszukać, są i zakaz molestowania, i liczne kary kanoniczne za przestępstwa seksualne, i odpowiedzialność przełożonego za podlegającego mu księdza, i konieczność absolutnego posłuszeństwa księdza wobec biskupa. Tylko że trzeba chcieć to znaleźć, a przede wszystkim egzekwować. Homoseksualizm i pedofilia są w tym środowisku bardzo rozpowszechnione. Moim zdaniem bardziej, niż to mówią statystyki, które szacują, że ok. 10% duchownych jest homoseksualnych. Czy ktoś uwierzy, że przełożony mający skłonności pedofilskie będzie karał podwładnego za molestowanie dzieci?! Nie można być sędzią we własnej sprawie. Dlatego w Kościele nigdy nie będzie sprawiedliwości, jeśli tę sprawiedliwość zostawić tylko w jego rękach.

Wyjątkowa pozycja Kościoła katolickiego w Polsce, przyzwolenie społeczne i instytucjonalne – co jeszcze powoduje, że sprawy o pedofilię duchownych rzadko kiedy trafiają do sądu?
– Również pieniądze. Kościół katolicki to bardzo bogata instytucja. Stać go na wynajmowanie skutecznych adwokatów, którzy jeżdżą po całej Polsce do ofiar i poza sądem załatwiają ugody. Nie prowadzą spraw, tylko je załatwiają. Często na granicy prawa albo to prawo łamiąc. W sprawie ks. Kani też jeździł adwokat, który reprezentuje wszystkich i wszystko załatwia po cichu, kłamiąc i matacząc.

Jak to reprezentuje wszystkich?
– W sprawie, którą obecnie prowadzę, występował jednocześnie jako pełnomocnik ks. Kani, archidiecezji wrocławskiej i mojego klienta. Kłamał, że chłopak nie ma żadnych szans w sądzie. I podsuwał mu do podpisania ugodę, która na pewno nie leżała w interesie ofiary, oferowała niewielkie pieniądze i zamykała drogę do dalszych roszczeń.

Można być równocześnie pełnomocnikiem stron, które mają sprzeczne interesy?
– Nie, oczywiście, że nie można. I dlatego ten adwokat ma postępowanie dyscyplinarne przed sądem dyscyplinarnym Okręgowej Rady Adwokackiej we Wrocławiu.

Dlaczego jeszcze te sprawy o pedofilię są tak trudne?
– Ponieważ brakuje dowodów. Do niedawna uważano, że proboszcz wiedział o pedofilii wikarego tylko wtedy, gdy stał nad łóżkiem, w którym ksiądz molestował dziecko. A przecież jest tyle zachowań i sytuacji, które powinny zrodzić podejrzenie i wywołać reakcję przełożonego. Jeśli płyną sygnały z zewnątrz od dyrektora szkoły, rodziców, dzieci, że ksiądz zachowuje się dziwnie, dotyka miejsc intymnych, całuje, śpi w jednym pokoju z wychowankiem, włącza dzieciom filmy nasycone seksem, podaje alkohol, prowokuje rozmowy o seksie itp., i jeśli takie sygnały są ignorowane, możemy z całą pewnością mówić o współwinie, o współodpowiedzialności. Niestety, orzecznictwo, czyli praktyka, jest żadne. Komentatorzy też specjalnie tym się nie zajmują. I dopiero kolejne sprawy przed sądami w całej Polsce powoli zmuszają sędziów, żeby głębiej zinterpretowali przepisy i uznali winę także przełożonych księdza.

Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich, twierdzi, że w Polsce brakuje standardów odpowiedzialności instytucjonalnej.
– Zgadzam się z nim w stu procentach. Brakuje orzecznictwa tworzącego te standardy. Dlatego czerpiemy z pracy Trybunału Europejskiego, to na niego się powołujemy. Ale i u nas mamy już pierwsze orzeczenia. Oczywiście sprawa poznańska – gdzie zakon musiał zapłacić ofierze milionowe odszkodowanie. Sprawa wychowanka specjalnego ośrodka wychowawczego prowadzonego przez boromeuszki w Zabrzu. Ale także wiele prowadzonych przez mec. Nowaka, który też wystąpił w filmie braci Sekielskich. I jeszcze inne, toczące się przed sądami gdzieś w Polsce, w tym moja, bydgoska. Torujemy drogę następnym. W tej bydgoskiej sprawie od razu skarżę instytucję, a w praktyce – przełożonych ks. Kani, bo ich wina dla mnie jest bezsporna.

Jednak Kościół polski do winy się nie poczuwa. Abp Michalik powiedział: „Do zobowiązań finansowych Kościół nie może się poczuwać, odsyłamy do winowajcy. Co innego moralne zadośćuczynienie i pomoc ofiarom”.
– Duchowny Kościoła katolickiego jest w pełni zależny od swojego przełożonego. Pracuje tam, gdzie biskup go pośle. Musi prosić o zgodę, żeby pójść na urlop czy na studia. Kościół to instytucja silnie zhierarchizowana. Jak wojsko. Przyszłoby komuś do głowy, że dowódca nie odpowiada za swojego żołnierza?

Prof. Mirosław Nesterowicz wskazuje w pracach, że w przypadku kościelnej pedofilii można mówić o czterech winach Kościoła: winie własnej sprawcy (art. 415 kc), winie organu, bo osoba prawna jest zobowiązana do naprawienia szkody wyrządzonej z winy jego organu (art. 416 kc), winie w wyborze, bo Kościół wybiera, kształtuje i posyła konkretnych księży w konkretne miejsca (art. 429 kc) i winie w nadzorze (art. 430 kc). Czyli są w Polsce kodeksowe narzędzia do walki z kościelną pedofilią.
– Mimo to biskupi często w praktyce okazują się nietykalni. Chociaż przerzucali księdza pedofila z parafii do parafii czy nawet z diecezji do diecezji, doskonale znając jego skłonności. Wracamy tu do przyzwolenia społecznego. Ludzie bardziej wierzą hierarchom niż ofiarom. Ale to – na szczęście – się zmienia. Coś powoli się przełamuje. Mapa pedofilii czy filmy Smarzowskiego i braci Sekielskich na pewno miały w tym udział.

Wystąpił pan w filmie braci Sekielskich. Nie obawiał się pan negatywnych konsekwencji?
– Nie miałem żadnych wątpliwości, czy wziąć udział, czy nie. Potraktowałem to nawet jako rodzaj adwokackiej powinności. I nie spotkałem się z negatywnymi konsekwencjami. Wręcz przeciwnie. Ludzie gratulowali mi odwagi, choć, jak mówiłem, ja tego tak nie traktuję; otwarcie wyrażali poparcie dla tego filmu – odebrałem wiele telefonów, spoza Polski, nawet z Australii, w tej sprawie. Dzwoniły również ofiary duchownych pedofilów. Żadnej sprawy nie przyjąłem z uwagi na odległości dzielące mnie od potencjalnych klientów, ale pomogłem, bo pokierowałem, poinstruowałem, co mają dalej robić.

Czego jeszcze brakuje w Polsce, żeby ofiary kleru w końcu mogły otrzymać godziwe odszkodowania, tak jak na zachodzie Europy czy w Ameryce?
– Nie ma powszechnej znajomości prawa. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że coś ich naprawdę chroni i tylko muszą po to sięgnąć.

Czyli brakuje edukacji prawnej?
– Tak jak edukacja seksualna, podobnie ta prawna jest potrzebna, i to już w szkole podstawowej. Kiedyś sędziowie, adwokaci i prokuratorzy chodzili do szkół i popularyzowali pewne zagadnienia prawne. Sam na takie spotkania byłem zapraszany. Teraz nie chodzą i powiedzmy to wprost: popularyzacja prawa dzisiaj w Polsce może być bardzo trudna. Przecież żyjemy w czasach, gdy sędziemu, który wkłada koszulkę z napisem „Konstytucja”, zarzuca się, że naruszył etykę zawodową. To jest oczywiście skandal. Ale to w końcu minie. Nawet jeśli przed nami czas Mordoru. On też minie.

Tym łatwiej zrozumieć adwokatów z małych środowisk, którzy nie chcą brać spraw dotyczących pedofilii w Kościele.
– Oczywiście, ja w prawie 400-tysięcznej Bydgoszczy jestem w innej sytuacji niż adwokat w małym mieście, który ma wystąpić przeciwko wpływowemu księdzu proboszczowi czy biskupowi w sądzie rejonowym w Człuchowie, Chojnicach i Bytowie. To małe społeczności, bardzo ze sobą powiązane. Taki adwokat musi pewnie się liczyć z ostracyzmem towarzyskim czy nawet z utratą części klientów. I woli nie ryzykować. Ale jeśli chce, i tam może zachować się przyzwoicie, kontaktując ofiarę kościelnej pedofilii z adwokatem spoza małomiasteczkowego układu.

Fot. archiwum prywatne

Wydanie: 2019, 35/2019

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy