Zawieszenie broni

Zawieszenie broni

Fot. Stanisław Kowalczuk/East News. 22.07.2016 Warszawa 23. posiedzenie sejmu VIII kadencji n/z: Zbigniew Ziobro , Mateusz Morawiecki

Nie ma cudów, konflikty pozostaną No to kończy się rekonstrukcja rządu, która trwała całe lato. Piszę w trybie niedokonanym, bo gdy zamykaliśmy numer, oficjalne decyzje nie zostały jeszcze ogłoszone. Ale nieoficjalnie wszystko było jasne. Po pierwsze, Zbigniew Ziobro nie został wyrzucony z rządu, a jego Solidarna Polska z koalicji. Po drugie, Ziobro musiał się przed Kaczyńskim ukorzyć i zaakceptować jego warunki. Po trzecie, do rządu wszedł Jarosław Kaczyński. Będzie wicepremierem bez teki, nadzorującym trzy ministerstwa – obrony, spraw wewnętrznych i, co najważniejsze, sprawiedliwości. Po czwarte, ten ruch osłabia nie tylko Ziobrę, ale i Mateusza Morawieckiego. Po piąte, świadczy raczej o zapętleniu ekipy rządzącej, a nie o jakiejś jej odbudowie. To rozwiązanie tymczasowe – i odłożenie kolejnego kryzysu na później. Ziobro zostaje Jeśli ktoś bardzo poważnie potraktował deklaracje ważnych polityków Prawa i Sprawiedliwości, które padły zaraz po głosowaniach w sprawie tzw. piątki dla zwierząt, że to koniec koalicji i że Ziobro może już się pakować, dziś może czuć rozczarowanie. Słowa, które wówczas padały, rzeczywiście mogły sprawiać wrażenie wielkiej przedrozwodowej awantury. Ale, jak się okazało, były tylko przykrywką dla przeprowadzenia operacji zastraszenia i spacyfikowania Solidarnej Polski. Samo tupnięcie i pogłoski, że Kaczyński każe wyczyścić z ziobrowców wszystkie spółki skarbu państwa, wystarczyły, by minister sprawiedliwości zamachał białą flagą. Tym sposobem Kaczyński szybko sprowadził Ziobrę do wyznaczonych mu pięć lat temu rozmiarów. Dlaczego nie wyrzucił go z koalicji? Powód jest oczywisty – to 19 posłów Solidarnej Polski, którzy zasiadają w Sejmie. Zostali wybrani z listy Zjednoczonej Prawicy, ale gdyby Kaczyński wyrzucił ich z klubu, utworzyliby własny i w ważnych głosowaniach trzeba by z nimi się dogadywać. OK, może część przeszłaby do PiS, być może nawet kilkunastu. Ale jak pokazał wcześniejszy, majowy bunt Jarosława Gowina, wystarczy kilku posłów, a PiS traci w Sejmie większość. Oczywiście rząd mniejszościowy, tak jest napisana konstytucja, może trwać. I to długo. Ale tylko trwać. Już na pstryk, jak do tej pory, nie można byłoby przepychać ustaw. Dlatego Kaczyński dążył do tego, o czym mówili wcześniej jego współpracownicy – żeby Solidarna Polska głosowała tak, jak chce PiS, żeby za dużo się nie domagała, bo też jej siła jest niewielka. No i żeby Ziobro zbytnio nie dokazywał. I te cele PiS osiągnęło. Warunkiem umowy z Ziobrą jest to, że Solidarna Polska tym razem zagłosuje w sprawie ustawy „bezkarność+” oraz ustawy „futerkowej” zgodnie z wolą prezesa. A w każdym razie takie panuje tam teraz przekonanie. Bezkarność+ Przypomnijmy, właśnie sprawa tych dwóch ustaw była bezpośrednią przyczyną przesilenia w koalicji. Oczywiście o wiele ważniejsza była „bezkarność+”, Kaczyńskiemu bardzo na niej zależało. Rozgrzeszała ona wszystkich urzędników i polityków za działania w czasie epidemii. A jeżeli ktoś nie wierzy, niech przeczyta jej zapis, dla prawnika kuriozalny: „Nie popełnia przestępstwa, kto w celu przeciwdziałania COVID-19 narusza obowiązki służbowe lub obowiązujące przepisy, jeśli działa w interesie społecznym, i bez naruszenia tych obowiązków lub przepisów podjęte działanie nie byłoby możliwe lub byłoby istotnie utrudnione”. Realnie zatem ustawa zapewniłaby bezkarność ministrowi Szumowskiemu i jego urzędnikom za miliony przetracone na kontrakty dotyczące respiratorów i maseczek. Rozgrzeszyłaby też premiera Morawieckiego i ministra Sasina za straty związane z majowymi wyborami, za te karty do głosowania, które Sasin kazał drukować. W dalszej kolejności zapewniłaby bezkarność samemu Kaczyńskiemu, bo to przecież on kazał im te wybory szykować. Uniknęłoby też kary wielu innych pisowskich polityków i urzędników. Można zresztą śmiało zakładać, że objęłaby mnóstwo innych spraw, bo co to za problem podciągnąć jeden czy drugi przekręt pod hasło walki z epidemią. Nic więc dziwnego, że opozycja krzyczała, że to skandal, łamanie cywilizowanych zasad. I, ku wściekłości Kaczyńskiego, te głosy poparł Ziobro. Dlaczego? Czy doszedł do wniosku, że to dobry pretekst, by zderzyć się z Morawieckim, czy może dlatego, że ustawa wyjmuje mu z rąk potężną broń? Przecież już dziś prokuratura mogłaby postawić i premierowi, i urzędnikom wysokiego szczebla zarzuty kryminalne. Zatrzymać ich, przesłuchać. Jeśli ktoś pamięta sprawę ministra Janusza Kaczmarka, łatwo to sobie wyobrazi. Ale gdy te wszystkie czyny, które obecnie są uznawane za przestępstwo, za chwilę przestępstwem nie będą, prokuratura i sam Ziobro stracą tę możliwość. Nie wnikajmy w jego intencje. Efekt

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 40/2020

Kategorie: Kraj