Parafrazując biblijnego Koheleta, można na poziomie niedookreślonej ogólności powiedzieć, że zawsze jest czas na coś i na coś innego czasu nie ma. Może będzie później, ale nie teraz, na boga, nie teraz, jak możesz w takim momencie wyskakiwać z tym temacikiem zastępczym, wątkiem pobocznym, marginalnym głosikiem. „Nie szkoda róż, gdy płonie las”. Na naszej liście priorytetów czegoś zawsze braknie, coś nie dojedzie, o czymś nie da się pogadać. Jakoś dziwnie się składa, że większość tych zastrzeżeń, wykluczeń, „zamilknij teraz” połajanek płynie niemal jednokierunkowo. To ostrze „nie czas teraz” zwrócone jest nad Wisłą od ponad 30 lat w stronę praw, zagadnień i rozwiązań socjalnych, polityk społecznych. Nie czas na biadolenie o likwidowanych pegeerach, gdy świeżo importowane kowadła „wolnorynkowe” („wolno-” w znaczeniu wolne żarty) wykuwały bożka wzrostu – produkt krajowy brutto. Ma rosnąć bez końca i nieopamiętale ten sztuczny wskaźnik liczenia wartości wyprodukowanych w danym roku towarów i usług. PKB został wymyślony w rooseveltowskich czasach po wielkim kryzysie, później przemaglowany przez speców od ideologii nowoczesnego kapitalizmu wbrew założeniom, celom i ograniczeniom, które opisywał i podnosił jego twórca Simon Kuznets, amerykański ekonomista o białoruskich korzeniach. Wskaźnik ten nie uwzględniał kosztów, w szczególności kosztów społecznych. Tylko pieniądz.
Tagi:
amerykańscy oligarchowie, Biblia, bizne, biznes, debata publiczna, gospodarka, IKEA, immunitet poselski, internet, Jarosław Kaczyński, Jeffrey Sachs, Joanna Scheuring-Wielgus, kapitalizm, korporacje, kościół w polsce, Księga Koheleta, Leszek Balcerowicz, LGBT, Margaret Thatcher, multimiliarderzy, neoliberalizm, PIP, PiS, PKB, polska polityka, połeczeństwo, pracownicy, prawa pracownicze, Ronald Reagan, rząd PiS, Simon Kuznets, Trybunał Konstytucyjny, Zbigniew Ziobro