Znów te „Dziady”!

Znów te „Dziady”!

Słynne powiedzenie Lecha Kaczyńskiego „Spieprzaj, dziadu” okazało się prorocze. Krakowski Teatr im. Juliusza Słowackiego wystawił „Dziady” w reżyserii Mai Kleczewskiej. Ledwie się odbyła premiera, głos zabrała znana z głębokich przemyśleń i fanatycznego przywiązania do PiS małopolska kurator Barbara Nowak. Nie oglądając spektaklu, pani kurator uznała, że jest „haniebny”, „przygotowany dla celów walki opozycji antyrządowej z polską racją stanu” oraz „szkodliwy dla dzieci i młodzieży”, bo zawiera i promuje „treści, które pozostają w jawnej sprzeczności z celami wychowania młodych Polaków”, sieje też nienawiść „do rodowodu historycznego Ojczyzny”. O Boże, co to znaczy? Co pani kurator rozumie przez rodowód historyczny ojczyzny? Co to jest rodowód ojczyzny i czy rodowód może być inny niż historyczny? Jak można siać nienawiść do rodowodu? Jakież to treści sprzeczne z celami wychowania młodych Polaków promują „Dziady”? I jakie są cele wychowania młodych Polaków, kto i gdzie je sformułował? Czy istnieje jakiś jeden urzędowy wzorzec celów wychowania młodych Polaków, którego strażniczką jest pani kurator? No i jaki on jest? Czy taki, że marzeniem każdego młodego Polaka powinno być umrzeć (w miarę możności pięknie) za ojczyznę? Czy młody Polak na pewno nie powinien choćby trochę pomarzyć, aby dla ojczyzny pożyć? A czy naprawdę grzechem młodego Polaka byłoby, gdyby się zastanowił nad błędami popełnionymi przez starych Polaków w przeszłości i próbował wyciągnąć z nich wnioski?

Zaiste, myśli pani kurator są głębokie i nieodgadnione. Ale też nie do końca jest jasne, czy to tylko ta Kleczewska tak miesza Polakom (zwłaszcza młodym) w głowie, czy może Mickiewicz trochę tu współwinny. Wszak sam mówił, że „z matki obcej”. Ten wątek powinna zbadać Młodzież Wszechpolska. To wszystko nie jest jasne. Tak czy inaczej, pani kurator „odradza szkołom organizowanie wyjść uczniów na ten spektakl”.

To nic nowego. Moje pokolenie pamięta „Dziady” w reżyserii Kazimierza Dejmka w Teatrze Narodowym w Warszawie jesienią 1967 r. Dokładnie 25 listopada – tak! 54 lata temu! Wtedy w roli Gustawa-Konrada wystąpił Gustaw Holoubek. Reakcja władz była wówczas bardzo podobna do reakcji pani kurator Nowak. Przedstawienie też zdaniem władz PZPR godziło w polską rację stanu. Głos zabrał osobiście Władysław Gomułka, który nie szczędził słów krytyki i oburzenia. Za I sekretarzem podążył cały szereg aparatczyków i partyjnych dziennikarzy. Retoryka i głębokość wywodów była porównywalna z tą, którą zaprezentowała teraz pani kurator.

Wtedy władze komunistyczne najpierw ograniczyły liczbę wystawień do jednego w tygodniu, a 16 stycznia 1968 r. Ministerstwo Kultury zdecydowało, że od 1 lutego ta wywrotowa i godząca w polską rację stanu sztuka grana już nie będzie. Ostatni spektakl odbył się 30 stycznia 1968 r. Przerodził się w patriotyczną manifestację. Po jego zakończeniu widzowie uformowali pochód, który ruszył pod pomnik Mickiewicza. 1 lutego grupa studentów rozpoczęła zbieranie podpisów pod petycją do Sejmu wyrażającą protest przeciw zdjęciu „Dziadów” z afisza. Odbyło się też Nadzwyczajne Walne Zebranie Warszawskiego Oddziału Związku Literatów Polskich, na którym uchwalono rezolucję potępiającą politykę kulturalną partii i rządu. W dyskusji, jakby w odpowiedzi na dzisiejsze zarzuty kurator Nowak, Leszek Kołakowski powiedział, że w takim ujęciu cała światowa literatura od Ajschylosa do Brechta pełna jest złośliwych aluzji do Polski Ludowej i trzeba by zakazać jej upowszechniania. Wywody partyjnych propagandzistów, które doprowadziły do zdjęcia „Dziadów” z afisza, podobne do tych wypowiadanych dziś przez kurator Nowak, i całą politykę ówczesnych władz Stefan Kisielewski nazwał „dyktaturą ciemniaków”. 4 marca pod naciskiem władz relegowano z Uniwersytetu Warszawskiego dwóch studentów szczególnie aktywnych w zbieraniu podpisów pod petycją i informujących o tym zagraniczne media: Adama Michnika i Henryka Szlajfera. Wywołało to wydarzenia marcowe na wszystkich polskich uczelniach.

Jak rozumiem, pani kurator marzy się taka inscenizacja „Dziadów”, w której w rysach Gustawa-Konrada rozpoznamy Jarosława Kaczyńskiego, zwracającego się do Guślarza słowami brata: „Spieprzaj, dziadu!”. I wchodzącego na drabinkę, lub choćby stołeczek, by recytować fragmenty Wielkiej improwizacji: „Bo jestem nieśmiertelny! I w stworzenia kole są inni nieśmiertelni – wyższych nie spotkałem. Najwyższy na niebiosach!”. Po tych słowach oczekiwana jest owacja na stojąco. Na scenie również powinna się pojawić dzieweczka Zosia o twarzy i posturze Beaty Kempy, z wiankiem na włosach i z zielonym badylkiem w dłoni, poganiająca baranka o rysach posła Suskiego. Chór śpiewałby wtedy: „Na głowie ma kraśny wianek, w ręku zielony badylek, a przed nią bieży baranek, a nad nią leci motylek…”. Niestety, nie mam pomysłu na obsadę motylka. Mogłaby to być dowolna posłanka PiS albo Krystyna Pawłowicz. Nie mam także wątpliwości, że ks. Piotr powinien mieć rysy ojca dyrektora.

Kilka zmian w tekście Mickiewiczowskim też by się przydało, ale myślę, że któryś z prawicowych poetów dałby radę. Trzeba to zrobić jak najprędzej. Na takie „Dziady” będzie kurator Nowak wysyłać uczniów z zapałem i ogniem w oczach. Gdy się tego nie zrobi od razu, konsekwencje będą łatwe do przewidzenia. W klimacie niesłusznie wystawionych „Dziadów” jeszcze jakiś łotr i prześmiewca porówna panią kurator do ówczesnego kuratora okręgu wileńskiego Nowosilcowa. A przecież byłoby to porównanie z gruntu niesłuszne. O innych niesłusznych skojarzeniach nawet nie wspominam.

j.widacki@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 2021, 49/2021

Kategorie: Felietony, Jan Widacki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy