Giorgia Meloni chce dać Włochom „silny i stabilny rząd”. Najpewniej za cenę demokracji i tolerancji Jak na liderkę skrajnie prawicowej formacji i zwolenniczkę raczej sztywnego gorsetu zasad moralnych, potrafi być zaskakująco elastyczna. W praktycznie każdej kampanijnej wypowiedzi nawiązującej do kwestii światopoglądowych wspominała wartości chrześcijańskie, jednak w wywiadach kilkukrotnie już przyznała, że wiara jest dla niej w polityce kwestią drugorzędną. W debatach telewizyjnych, pytana o politykę migracyjną, przedstawiała zaskakująco szczegółowy plan stworzenia w Afryce Północnej hot spotów, w których uciekający przed wojną uchodźcy byliby oddzielani od nielegalnych migrantów. Jednocześnie na łamach Gazzetta Tricolore, newslettera skierowanego do zwolenników jej partii, pisała, że jednym sposobem na rozwiązanie problemu z migrantami jest ustanowienie na Morzu Śródziemnym blokady morskiej, egzekwowanej przez włoską marynarkę wojenną. Podobnie jest z polityką rodzinną, w której chce pomagać samotnym matkom, podkreślając zarazem, że w pełnowartościowej rodzinie jest zawsze dwoje rodziców. Z tych powodów przeciwnicy lubią nazywać Giorgię Meloni hipokrytką. Niewiele jednak na tym zyskują, bo szefowa Braci Włochów i najprawdopodobniej przyszła premierka Włoch – pierwsza w historii – krytyki po prostu nie słucha. Zwłaszcza tej dochodzącej z lewej strony. Dla niej to co najwyżej dowód politycznej skuteczności, zdolności dopasowania się do różnych segmentów elektoratu. Meloni to bowiem polityczka, którą można określić wieloma epitetami. Kontrowersyjna – tak. Niedoświadczona – być może. Skuteczna – na pewno. Nie taka znowu nowicjuszka Cudu już nie będzie. W chwili, w której czytelnicy wezmą do rąk ten numer PRZEGLĄDU, wielka prawicowa koalicja będzie najprawdopodobniej ogłaszać wyborczy triumf, a Meloni – szykować się do roli szefowej rządu. Przerwie w ten sposób trwający ponad 70 lat monopol mężczyzn na sprawowanie władzy na Półwyspie Apenińskim. Przed nią premierów było 30. Niestety, to, że będzie ona pierwszą kobietą na tym stanowisku, nawet dla kobiet nie oznacza nic dobrego. 45-letnia Giorgia Meloni, choć przewodzi najpopularniejszej partii we Włoszech, nieustannie buduje wizerunek politycznej nowicjuszki. Jej zwolennicy przyświadczają temu, w końcu jeszcze do niedawna Bracia Włosi mieli zaledwie kilka procent poparcia, a sama Meloni nie może się równać doświadczeniem z innymi liderami partyjnymi, takimi jak ekspremierzy Enrico Letta, Matteo Renzi i Silvio Berlusconi czy były szef MSW Matteo Salvini. Dla krytyków to tylko kolejny dowód jej hipokryzji, bo Meloni w rządzie już zasiadała, w latach 2008-2011, w czwartym gabinecie Berlusconiego, zajmując się polityką wobec młodych ludzi. Mało tego, do dziś pozostaje najmłodszą osobą w historii Włoch, która samodzielnie kierowała jakimkolwiek ministerstwem. Politycznie aktywna jest od nastoletniości, o czym chętnie opowiada. Jednak w 30-letniej już karierze całkiem długo związana była z ruchami, które demokracji, mówiąc eufemistycznie, nie cenią. Urodzona w Rzymie, wyrastała w ludowej, zamieszkanej raczej przez klasę robotniczą dzielnicy Garbatella. Pochodząca z Sardynii matka wychowywała ją tam sama, po tym jak ojciec, doradca podatkowy, zostawił je, gdy Giorgia miała 11 lat. W autobiografii „Jestem Giorgia” skromnym początkom Meloni poświęciła sporo miejsca. O ojcu prawie w ogóle nie wspomina. W wywiadach z reguły również nie, ale zachowały się pojedyncze wypowiedzi, w których określała go mianem komunisty. Nigdy nie wybaczyła mu, że wyjechał na Wyspy Kanaryjskie, wiążąc się tam z inną kobietą. Nie wiadomo, czy ojciec rzeczywiście miał lewicowe poglądy ani czy to tutaj należy szukać praprzyczyny zaangażowania się Meloni w prawicową politykę. Fakt, że zaczęło się bardzo szybko. Jeszcze jako nastolatka wstąpiła do Ruchu Młodzieżowego, kuźni kadr Włoskiego Ruchu Społecznego (MSI). To nie pomyłka ani zbieżność akronimów. MSI został założony w 1946 r. na gruzach ruchu faszystowskiego. W tę partię przepoczwarzyli się zwolennicy Benita Mussoliniego, których przy wydatnym wsparciu Kościoła katolickiego i Amerykanów utrzymano przy życiu, by nie dopuścić do przejęcia władzy we Włoszech przez komunistów. Z czasem MSI się cywilizował, odchodził od faszystowskiej symboliki, jednak w partyjnych dołach pamięć o Mussolinim nie gasła. Politycznym idolem był zresztą dla samej Meloni. W jednym z zachowanych wystąpień publicznych z czasów Ruchu Młodzieżowego wychwalała go jako polityka, który „zrobił bardzo wiele dla Włoch i włoskiego narodu”. Za przykładem Jana Pawła
Tagi:
Afryka Północna, alt-right, Benito Mussolini, biznes, Bracia Włosi, demokracja, Enrico Letta, Europa, Europa Południowa, faszystowskie Włochy, faszyzm, Gazzetta Tricolore, geopolityka, Giorgia Meloni, gospodarka, kapitalizm, klasy społeczne, korporacje, kryzysy humanitarne, ksenofobia, Lewica, Matteo Renzi, Matteo Salvini, migranci, Morze Śródziemne, neofaszyzm, neoliberalizm, nielegalni imigranci, podziały klasowe, polityka społeczna, populizm, pracownicy, pracownicy najemni, prawa człowieka, prawa obywatelskie, prawa pracownicze, prawica, prawicowy populizm, prekariat, protesty pracownicze, rasizm, Ruch Pięciu Gwiazd, Silvio Berlusconi, skrajna prawica, socjalizm, społeczeństwo, uchodźcy, Unia Europejska, walka klas, Washington Post, Włochy, Włosi, włoska polityka, Włoski Ruch Społeczny (MSI), związki zawodowe, związkowcy