Koryciarze

Koryciarze

14.10.2016 Warszawa 6. konferencja z cyklu NBP Conference on the Future of the European Economy N/z wicepremier, minister rozwoju i finansow Mateusz Morawiecki, prezes NBP prof. Adam Glapinski fot Jacek Dominski/REPORTER

Afera KNF pokazuje partię Kaczyńskiego jako kolejną ekipę, której chciwość przesłania wszystko inne, także instynkt samozachowawczy Aferę podsłuchową w Komisji Nadzoru Finansowego i to, co się wokół niej w minionym tygodniu działo, trzeba rozpatrywać na kilku płaszczyznach. Po pierwsze, pokazuje ona jakość państwa PiS i jego kadr, po drugie, wewnętrzne podziały w rządzącej partii. Po trzecie, jest opisem obecnych czasów. Po czwarte, możemy z niej wiele wywnioskować na temat taktyki opozycji, a raczej jej największej partii – Platformy Obywatelskiej. Samo wydarzenie było już wielokrotnie opisywane, więc tylko tytułem przypomnienia. Wiosną tego roku do gabinetu Marka Chrzanowskiego, przewodniczącego KNF, poproszony został Leszek Czarnecki, właściciel m.in. Getin Noble Banku i Idea Banku. Na rozmowę w cztery oczy. Czarnecki przeczuwał, że to może być dziwna rozmowa, więc wziął ze sobą dyktafony. I jeden z nich nagrał rozmowę. Podczas niej Chrzanowski miał złożyć propozycję korupcyjną. Powiedział, że jest plan przejęcia Getin Noble Banku za złotówkę, jako zagrożonego upadłością. Ale on tego nie popiera, on jest za programem naprawczym. A w celu lepszej realizacji tego programu rekomendował prawnika Grzegorza Kowalczyka. Miał też sugerować jego zarobek – powiązany z wynikiem banku, suma ta oscylowała – to już wniosek Czarneckiego – za okres trzech lat w okolicach 40 mln zł. I to jest ta korupcja – nie zabierzemy ci banku, pozwolimy ci go restrukturyzować, otoczymy go przez ten czas ochroną, ale musisz zatrudnić wskazanego przez nas człowieka, płacąc mu za trzy lata 40 mln zł, czyli ponad 1 mln zł miesięcznie. A więc pensję niewspółmiernie dużą na tym rynku – warto przypomnieć, że Mateusz Morawiecki, gdy był prezesem WBK Banku Zachodniego, zarabiał rocznie 3,3 mln zł. Dziennikarze (i nie tylko) rzucili się więc rozgryzać tajemnicę Grzegorza Kowalczyka. Kim jest ten człowiek, że tak za nim lobbował przewodniczący KNF? Na razie ustalili, że – również z rekomendacji Chrzanowskiego – znalazł się on także w Radzie Nadzorczej Plus Banku (też mającego kłopoty), którego właścicielem jest Zygmunt Solorz. Był również w Radzie Nadzorczej Giełdy Papierów Wartościowych. Możemy zakładać, że w najbliższych dniach dowiemy się na jego temat kolejnych rzeczy. • Nagrana rozmowa pokazała skrzętnie skrywaną dotychczas rzeczywistość, w której urzędnicy państwowi proponują ludziom biznesu różne dziwne deale. Bo czy można wierzyć, że przewodniczący Chrzanowski podobnych propozycji nigdy nikomu nie składał? Owszem, można. Ale czy nie byłoby to zbyt naiwne? Zważywszy na karierę pana Kowalczyka… Tym bardziej że Chrzanowski chwalił się zainstalowaniem w gabinecie „szumidła”, czyli aparatury, która miała zagłuszać dyktafony, uniemożliwić nagrywanie rozmów. Po co? Nawiasem mówiąc, w ostatnim czasie ukazało się kilka materiałówna temat podsłuchowej fobii polityków i urzędników PiS. Że rozmawiają przez „zabezpieczone” linie, używają różnych szyfrów i aparatur zagłuszających. Możemy tylko sobie wyobrazić, jakie dziś mają miny ci z nich, którzy zainstalowali różne „szumidła” i wierzyli, że były one skuteczne. Dorzućmy do tego jeszcze jedną obserwację – cóż takiego skłoniło Czarneckiego, by na rozmowę z przewodniczącym KNF iść uzbrojony w urządzenia nagrywające? Doświadczenie? Wiedza? • Sprawa nagrania w gabinecie szefa KNF pokazuje nam brud obecnego państwa. W którym urzędnicy mianowani przez PiS nie mają zahamowań, by składać podejrzane propozycje. I teraz nasuwa się pytanie – czy Chrzanowski, jeżeli udowodni mu się korupcyjną propozycję, składał ją w imieniu własnym, czy też w imieniu większej struktury. Której zadania realizował i z którą musiał się dzielić. Tego pewnie prędko się nie dowiemy. Choć łatwo przewidzieć, że dla PiS lepsza byłaby pierwsza odpowiedź, a dla opozycji – druga. Politycy PiS wiele razy powtarzali, że ich marzeniem jest Budapeszt w Warszawie. Węgierski model państwa, w którym władza zdusiła prywatny biznes. Część wygnała, część przejęła, resztę zmarginalizowała. Czy ten scenariusz grozi też Polsce? Scenariusz, w którym władza polityczna wpływa na działanie prywatnych banków oraz na prywatne media. W świecie dziennikarskim krąży masa informacji – i twardych, i nie do końca potwierdzonych – które pokazują, jak PiS walczy o wpływy w mediach. Po pierwsze, odcinając „wrogie” media od rynku reklam, próbując wziąć je głodem, a jednocześnie kierując reklamy i ogłoszenia do mediów

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 47/2018

Kategorie: Kraj