Przeciętni Polacy katolicy przystali na lustrację nie tyle z przekonania, ile dla świętego spokoju Warszawa, 22 XI 2007 Skończyłem książkę Andrzeja Romanowskiego „Rozkosze lustracji – wybór publicystyki z lat 1998-2007”. Duże wrażenie robi stanowczość i niezłomna konsekwencja autora – żadnych zastrzeżeń, pełna jasność: „polska lustracja jest złem sama w sobie”, IPN jest „nie do pogodzenia z demokratycznym porządkiem prawnym”, działalność IPN to „bezprawie i absurd”. Jest tak dlatego, że ustawa o IPN wprowadza nierówność obywateli wobec prawa, „łącząc ze sobą porządek historii i porządek prawa”, niszcząc zasadę podziału władz. Z tego powodu autor rozstał się z Unią Wolności i „Tygodnikiem Powszechnym”, chociaż było to jego najbliższe środowisko, jego „dom”. (…) Dziwi, że nie ma w książce wzmianek o wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 11 maja 2007 r. w sprawie ustawy lustracyjnej, a powinien być cały artykuł! Na szczegółowe omówienie zasługiwało zwłaszcza „zdanie odrębne” sędziego Bohdana Zdziennickiego, bardzo logiczne i mocne. Prawnik ten uznał, że cała ustawa z 18 października 2006 r., w brzmieniu ustalonym ustawą z 14 lutego 2007 r., jest niekonstytucyjna, ponieważ preambuła do niej, traktująca PRL jako „formację zbrodniczą, niegodną wpisania w zasadę ciągłości polskiej państwowości”, wyposaża Sejm w prawo ustalania obowiązującej wersji historii i czyni to na użytek konkretnej sprawy – a mianowicie lustracji. Przypomina, że donosicielstwo jest problemem moralnym i obyczajowym, ale nie prawnym, i że prawo nie może określać etyki, że zasada wyznawania, przyjmowania i uzewnętrzniania światopoglądu, a więc również formułowania ocen historycznych, jest naszym konstytucyjnym prawem, a więc nie wolno narzucać komukolwiek jednej oceny przeszłości i w dodatku wyciągać z tej oceny określonych skutków prawnych. Wskazuje, że art. 241 ust. 1 obowiązującej konstytucji podkreśla ciągłość polskiej państwowości, podczas gdy ustawa lustracyjna już w preambule ciągłości tej zaprzecza! Wypowiada się również przeciwko odbieraniu emerytur, zawstydzając ustawodawców przypomnieniem, że „II RP płaciła emerytury funkcjonariuszom państw zaborczych (Austrii, Rosji i Prus), którzy po 1918 r. zostali obywatelami polskimi. Wysługę w armiach zaborczych zaliczano do wysługi lat w Wojsku Polskim”. Pakiet książek prof. Walickiego w naszej księgarni Sędzia Zdziennicki dopuszcza lustrację tylko wtedy i w tej mierze, w jakiej byłoby to konieczne dla bezpieczeństwa państwa. Uważa jednak za najzupełniej oczywiste, że: […] „wprowadzona przez preambułę kara infamii (niezależnie od sprzężonych z nią kar pozbawiających możliwości wykonywania zawodu, prowadzenia pracy naukowej, ograniczających wolność słowa itp.) pozwala moralnie nękać, zastraszać czy poniżać. Prowadzić to może do izolacji społecznej, deprecjacji, poczucia bezsilności i odrzucenia. Konsekwencją takiego procesu mogącego trwać do końca życia (a prawdopodobnie przenoszonego i na następne pokolenia) będzie co najmniej silny stres oraz związane z nim choroby somatyczne i psychiczne! Innymi słowy, ustawa lustracyjna jest instytucjonalizacją moralno-ideologicznej przemocy, niszczącą ludzkie życie w sensie najzupełniej dosłownym”. Zgadzam się z tym i powiem nawet więcej: istnienie ustawy delegalizującej całą państwowość PRL poniża i obraża również tych Polaków, którzy nie muszą obawiać się, że lustratorzy z IPN znajdą na nich przysłowiowe „haki”. Nawet gdyby wykonanie ustawy lustracyjnej przekazane zostało normalnym sądom, nawet gdyby zadania IPN zredukowane zostały do naukowego badania zawartości archiwów, ludzie mojego pokolenia nie mogliby czuć się w niepodległej RP naprawdę „u siebie”. Jeżeli bowiem nie była, mimo wszystkich bolesnych ograniczeń suwerenności, państwowością polską, ale po prostu administrowanym przez Polaków terytorium okupowanym, to wszyscy ówcześni patrioci, niezależnie od swych intencji, okazywaliby się po prostu kolaborantami. W moim przypadku byłaby to „kolaboracja” szczególnie intensywna, pracowałem bowiem – i to z poczuciem posłannictwa – nad przyswajaniem kulturze polskiej dorobku myślicieli rosyjskich, a więc kultury mocarstwa okupującego. Zgoda na traktowanie PRL jako „sowieckiej okupacji” byłaby więc z mojej strony (w moim własnym odczuciu) samobójstwem moralnym, którego popełnić nie zamierzam. Przeciwnie: przekonany jestem, że tak rażąco niesprawiedliwe traktowanie czterdziestu kilku ważnych lat historii Polski zemści się na mściwych lustratorach, rzuci bowiem cień nawet na tych spośród nich, którzy szczerze wierzą (czego nie wykluczam) w oczyszczającą rolę lustracyjnego odwetu. Utwierdza mnie w tym przekonaniu ciekawa książka Mirosławy Grabowskiej pt. „Podział postkomunistyczny. Społeczne podstawy polityki w Polsce po 1989 roku”. Autorka stara się dowieść,
Tagi:
Adam Leszczyński, Andrzej Romanowski, Andrzej Walicki, antykomunizm, Bohdan Zdziennicki, Bronisław Łagowski, chrześcijaństwo, cywilizacja chrześcijańska, cywilizacja zachodnia, elity III RP, Gazeta Wyborcza, historia III RP, historia Polski, historia PRL, historia społeczna, II RP, III RP, IPN, jurydyzacja, katolicyzm, komunizm, kontrwywiad, kościół w polsce, lustracja, Mirosława Grabowska, nacjonalizm, policja historyczna, polityka historyczna, polska polityka, postkomunizm, prawo, prawo Rzymskie, PRL, scena polityczna, służby, starożytny Rzym, Trybunał Konstytucyjny, Tygodnik Powszechny, Unia Wolności, wywiad, zabory









