…ale i potencjalny deszcz nie taki groźny. Oto, jak wygląda polska obrona przeciwlotnicza Kilkanaście dni temu na poligonie w Toruniu odbyła się prezentacja pierwszych bojowych elementów systemu antyrakietowego Patriot, który Polska zamówiła w Stanach Zjednoczonych w 2018 r. Obecni na miejscu prezydent Andrzej Duda i minister Mariusz Błaszczak przekonywali, że wdrożenie patriotów pozwoli stworzyć „unikalne w Europie warunki bezpieczeństwa”. Gdzie nam do Niemców Ta ostrożna w gruncie rzeczy opinia nie stanęła na przeszkodzie entuzjazmowi rządowych mediów i części komentatorów. Jeden z nich, doradca prezydenta RP prof. Andrzej Zybertowicz, stwierdził w publicznym radiu, że już w tej chwili „jesteśmy na innym, wyższym poziomie zabezpieczenia naszego kraju” niż europejskie państwa (jak Niemcy, Norwegia czy Wielka Brytania), planujące stworzenie „europejskiej tarczy przeciwlotniczej i przeciwrakietowej” (ang. European Sky Shield). Do tej pory patologiczne samochwalstwo dotyczące rzekomych – a w najlepszym razie przyszłych – możliwości obronnych Rzeczypospolitej pozostawało domeną ministra Błaszczaka. To on zwykł mówić w aspekcie dokonanym („kupiłem”) o zamiarach modernizacyjnych, kierując się oczekiwanym zyskiem marketingowo-politycznym. Przekonywanie o wyższych niż np. niemieckie zdolnościach przeciwlotniczych RP wywindowało ów absurd na kolejny poziom. Przyjrzyjmy się bowiem patriotom, które mają zapewnić ochronę nieba na średnich odległościach (ok. 100 km). Niemcy – kraj o kilkanaście procent większy od Polski – dysponują 12 bateriami systemu Patriot. Najstarsze pochodzą z końca lat 80. XX w., ale wszystkie są na bieżąco modernizowane, by pozostać w służbie do połowy lat 30. obecnego wieku. Gdy przed kilkunastu laty ustalano założenia programu „Wisła” – dotyczącego rakiet o zasięgu patriotów – przyjęto, że Polska potrzebuje dziewięciu baterii (każda ma osiem wyrzutni), żeby zapewnić sobie odpowiednie pokrycie. W 2018 r. zakupiono dwie baterie patriotów, sześć kolejnych chcielibyśmy nabyć do 2028 r. W tej sprawie jesteśmy na etapie wstępnym – nadal czekamy na odpowiedź Amerykanów, czy i kiedy są gotowi nam je sprzedać. Z siódmej, brakującej baterii zrezygnowano, zakładając, że lepsze parametry nowych radarów pozwolą na oszczędności (dotąd wydaliśmy na patrioty 4,75 mld dol.). Dwie, których elementy zademonstrowano na toruńskim poligonie, są dopiero integrowane z funkcjonującym systemem obrony przeciwlotniczej (OPL). O ich gotowości będzie można mówić w przyszłym roku. Gdzie nam zatem do Niemców? Z morza w powietrze – Stan polskiej obrony przeciwlotniczej jest zły – nie pozostawia złudzeń dr Michał Piekarski z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego. – Patrioty są przykładem wzmocnienia, ale to dopiero początek drogi. Dziś o naszym potencjale – poza tym na najniższym piętrze – decydują zestawy Kub, Newa i Osa, skuteczne ponad 40 lat temu, gdy rzeczywiście były szczytem techniki. Tymczasem potrzeby w zakresie ochrony wojska i infrastruktury krytycznej są ogromne… Piekarski, specjalizujący się w tematyce militarno-morskiej, jako jedne z najważniejszych obiektów wskazuje porty, instalacje przesyłowo-wydobywcze oraz bałtyckie farmy wiatrowe. Jak zauważa, Bałtyk jest przy tym obszarem, z którego może wyjść atak lotniczy i rakietowy, co przywodzi go do wniosku, że za sensownością inwestycji w duże okręty bojowe stoi też konieczność zwiększenia możliwości OPL. – Planowane do zbudowania w ciągu najbliższych kilkunastu lat fregaty Miecznik byłyby poważnym wzmocnieniem – przekonuje. – Jeden okręt to mobilna stacja radarowa i jednocześnie bateria rakiet o zasięgu powyżej 50 km, która dodatkowo może zająć pozycje daleko od wybrzeża i tam zwalczać samoloty, rakiety i drony. Ponadto mobilność okrętów daje nam wysunięte oczy i uszy – a więc wiadomość o zagrożeniu nadejdzie wcześniej. Zasięg radarów jest bowiem zależny od ich położenia. Obecne możliwości przeciwlotnicze marynarki dobrze ilustruje niby-korweta Ślązak, którą przed zagrożeniem z powietrza chronią… naramienne wyrzutnie rakietowe. Słabość obnażają też obrazki z poligonu Marynarki Wojennej, gdzie nadal odbywają się ćwiczenia z użyciem armat przeciwlotniczych S-60 – może nie beznadziejnych, bo wyposażonych w nowy system kierowania ogniem, ale pochodzących z połowy ubiegłego wieku. Docelowo będzie dobrze Zmagania w Ukrainie udowodniły wysoką skuteczność produkowanych w Mesko ręcznych wyrzutni przeciwlotniczych Grom/Piorun. Nie wiadomo, ile zestawów i rakiet posłano na wschód – mówi się, że połowę zapasów naszego wojska. Braki jednak mają być uzupełnione z naddatkiem poprzez
Tagi:
Andrzej Duda, Andrzej Zybertowicz, Bałtyk, European Sky Shield, geopolityka, iLauncher, Mariusz Błaszczak, MBDA UK, Mesko, Michał Piekarski, militaria, Ministerstwo Obrony Narodowej, MON, NATO, Niemcy, Norwegia, obrona przeciwlotnicza, obronność, polityka obronna, polscy żołnierze, polska dyplomacja, przemysł zbrojeniowy, Szahidy-136, USA, Wielka Brytania, wojna w Ukrainie, wojsko, Wojsko Polskie, wojskowość, zakupy zbrojeniowe, zbrojenia, zbrojeniówka









