Od czego się zaczęło? Zapewne od wypowiedzi głównego inspektora sanitarnego, profesora (a jakże) Jarosława Pinkasa. 29 lutego 2020 r. powiedział on „Dziennikowi Gazecie Prawnej”: „Wielu polityków, którzy posługują się straszeniem koronawirusem jako elementem gry politycznej, powinno sobie włożyć lód do majtek”. Pomińmy kulturę tej wypowiedzi, charakterystyczną dla obecnej władzy. Ale „element gry politycznej”? W Polsce pisowskiej epidemia nie miała prawa się zdarzyć, a pandemia nie miała prawa nas dosięgnąć. Władze mówiły nawet, że koronawirus to taka odmiana grypy. Ale i szczepionki na grypę stały się wtedy nieosiągalne. Te początkowe, bagatelizujące reakcje władz okazały się trwałe. Gdy zaś ujawniły się pierwsze zarażenia, pojawiło się w dodatku szukanie winnych. I winni okazali się… lekarze. Dobrze, że szybko zrezygnowano z tej samobójczej taktyki. Nigdy jednak nie zrezygnowano z propagandy. Oto w obecności kamer, witany przez premiera, ląduje w Warszawie olbrzymi antonow, przywożący maseczki z Chin. Już wkrótce maseczki te okażą się bezużyteczne. Inne maseczki załatwia się po szemranych znajomościach, za wygórowane ceny, bez troski o certyfikaty. Niebawem przekonujemy się, że i one są do wyrzucenia. Ile osób zmarło, zakładając naiwnie te maseczki? Priorytetem rządzących była zawsze nie tyle walka z pandemią, ile wykorzystywanie pandemii do własnych, politycznych celów. Albo nawet – do dorobienia sobie do pensji. A „wybory kopertowe”? Nie doszło do nich tylko wskutek determinacji wicepremiera Jarosława Gowina. A ile zarażeń by spowodowały? Wszak nie było jeszcze wtedy szczepionek. W lipcu 2020 r., gdy nadal nie było szczepionek, lecz przynajmniej fala zarażeń opadła, wybory już się odbyły. I to w tym czasie Mateusz Morawiecki wypowiedział słynne słowa: „Cieszę się, że coraz mniej obawiamy się tego wirusa (…), on jest w odwrocie. Już nie trzeba się go bać, trzeba pójść na wybory, tłumnie. (…) Wszyscy, zwłaszcza seniorzy, nie obawiajmy się. Idźmy na wybory”. Ilu z nas, „zwłaszcza seniorów”, posłuchało tego wezwania? Prezydent usprawiedliwiał potem premiera, mówił, że taka była wtedy opinia lekarzy. Nic podobnego: żaden lekarz niczego takiego nie głosił, przeciwnie, wszyscy twierdzili, że po wakacjach, po powrocie młodzieży do szkół, wirus zaatakuje ze wzmożoną siłą. Czyli wtedy także – zawsze w imię własnego interesu – władza nas oszukiwała. Czy będzie demagogią stwierdzenie, że ma ona krew na rękach? Bo przecież Rada Medyczna przy premierze powstała w listopadzie 2020 r. Czyli dopiero wtedy można było powoływać się realnie na opinię świata lekarskiego. Ale żywot rady i tak nie był długi: niewiele ponad rok po jej powstaniu 13 z 17 jej członków zrezygnowało; stwierdzili, że ich opinie są przez rząd lekceważone. Trudno o cięższe oskarżenie. Gdy jednak rzecznik tłumaczył potem, że rząd musi słuchać też innych, nie tylko lekarzy, to oskarżenie musi być jeszcze cięższe. Bo niby kogo trzeba słuchać w pandemii? Kogo? Ano własnego elektoratu! No i Kościoła. Elektorat PiS jest, jak wiadomo, w znacznej mierze antyszczepionkowy. Co zresztą współbrzmi z nastawieniem części tej władzy – wszak jeszcze niedawno dr Duda wyznawał, że nie lubi, gdy mu ktoś „operuje igłą w okolicach ramion, przedramion czy jakiejkolwiek części ciała”. A Kościół, tak wrażliwy na życie nienarodzone? Dla Kościoła zgony wiernych nie tak ważne były jak pustoszejące świątynie. A i do szczepień mieli biskupi stosunek sceptyczny; kojarzyli je z aborcją, bo im wszystko kojarzy się z aborcją. Prawda, że to się zmieniło – przynajmniej w części: dziś dr Duda namawia do przyjęcia trzeciej dawki; Prezes-Nic-Nie-Może-Kaczyński stara się przekonywać posłów antyszczepionkowców; biskupi powściągnęli najbardziej odlotowe opinie. A przecież nawet teraz walka z pandemią wydaje się grą pozorów: sprowadza się do mało istotnych ograniczeń oraz zwiększania liczby szpitalnych łóżek. No i wciąż nie stała się priorytetem. Gdy małopolska kurator oświaty Barbara Nowak (skądinąd nie lekarz, lecz historyk) uznaje, że szczepienia to tylko eksperyment, zostaje łagodnie skarcona, lecz bynajmniej nie odwołana – zbyt jest dla władzy cenna. Natychmiast też broni jej prawicowy guru, prof. Andrzej Nowak. Też historyk. Na razie w Polsce na covid umarło ponad 100 tys. ludzi. Ilu z nich można było uratować? Rząd jednak miał zawsze własne priorytety. a.romanowski@tygodnikprzeglad.pl Share this: Click to share on Facebook (Opens in new window) Facebook Click to share
Share this:
- Click to share on Facebook (Opens in new window) Facebook
- Click to share on X (Opens in new window) X
- Click to share on X (Opens in new window) X
- Click to share on Telegram (Opens in new window) Telegram
- Click to share on WhatsApp (Opens in new window) WhatsApp
- Click to email a link to a friend (Opens in new window) Email
- Click to print (Opens in new window) Print
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety