Rzeczniczka pogoniona, kreatura ozłocona

Rzeczniczka pogoniona, kreatura ozłocona

Sporo zajmujących wydarzeń przez ostatni tydzień się przetoczyło. A to Kopciuszka polskiej polityki i partyjnej żurnalistyki Magdalenę Ogórek wraz z Rafałem „endeko-chamem” Ziemkiewiczem sąd skazał za kłamstwa i oszczerstwa na temat Elżbiety Podleśnej na grzywny po 10 tys. zł. A to sąd w Hajnówce umorzył postępowanie wobec aktywistów, choć wcześniej w tym samym składzie, dokładnie za to samo – karał. A to umorzono sprawę przeciw aktorce Barbarze Kurdej-Szatan, której zarzucano, że znieważyła funkcjonariuszy Straży Granicznej, kiedy w emocjonalnej i okraszonej mocnymi słowy wypowiedzi skomentowała ich działania na granicy polsko-białoruskiej.

Na Śląsku wiadomo – po zdradzie radnego Kałuży przed czterema laty PiS straciło teraz władzę w sejmiku, bo na stronę opozycji przeszedł pisowski marszałek i zabrał ze sobą kilka innych osób. Wszystko dzień po wizycie konsolidacyjnej (konsolacyjnej?) Jarosława Kaczyńskiego. Czyli wszystko na nic na Śląsku. A premier Mateusz „Kłamczuszek” Morawiecki nie ma jednak 30 mln zł, które obiecał orłom Michniewicza za wyjście z grupy w Katarze. Obiecał, ale tylko żartował. Przejęzyczył się. Koloryzował, chciał dać dzieciom, ale obiecał gwiazdorom milionerom, żeby przytulić się do bynajmniej nie spalonej ze wstydu, najgorzej grającej drużyny mistrzostw.

Choć trudno wrzucać to wszystko do jednego worka, można odnieść wrażenie, że doszło do pewnej niekorzystnej dla rządzącego PiS kumulacji. Wyczekiwanie zmiany wiatru? Trwające latami mordęgi sądowe akurat finiszują? Ale nie tak łatwo i nie tak szybko.

Z całkowicie nieznanych, niewyartykułowanych powodów rzecznik praw obywatelskich prof. Marcin Wiącek zwolnił swoją zastępczynię, dr Hannę Machińską, którą do pracy w biurze przyjmował jego poprzednik – Adam Bodnar. W środowiskach obrończyń i obrońców praw człowieka zawrzało. Dziesiątki wpisów dokumentujących jej osobiste, bezpośrednie zaangażowanie w interwencje zarówno podczas niezgodnych z prawem działań polskich służb mundurowych na granicy Polski z Białorusią, jak i pokojowych demonstracji oddają zapewne tylko część fenomenu jej aktywności, dalece wykraczającej poza standard urzędniczy. W jednym z listów protestacyjnych napisano: „To ona ratowała uchodźców i uchodźczynie na granicy polsko-białoruskiej. To ona była dostępna w razie aresztowań, zatrzymań, przemocy w dzień i w nocy. Podczas Strajków Kobiet i podczas manifestacji na rzecz praw osób LGBT+. Gdy policja sięgała po pałki teleskopowe przeciw kobietom, ona sięgała po swoją legitymację i nie szła spać, póki wszystkie osoby brutalnie zatrzymane przez służby nie były bezpieczne. To ona odwiedzała osoby w ośrodkach strzeżonych, gdzie zostały zatrzymane, i pokazywała warunki, w jakich osoby poszukujące ochrony są przetrzymywane”. W proteście przeciwko zwolnieniu dr Machińskiej z funkcji zastępcy RPO rezygnację złożyła kapituła ekspertów Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur, którzy napisali w oświadczeniu: „Hanna Machińska była rzeczniczką osób najsłabszych i potrzebujących, obecną zawsze tam, gdzie prawa osób pozbawionych wolności były zagrożone i łamane”.

Cóż, w miejsce zwolnionej zastępczyni Wiącek zatrudnił Wojciecha Brzozowskiego – „kierownika Zakładu Prawa Wyznaniowego na Wydziale Prawa i Administracji UW, specjalizującego się w prawie wyznaniowym, wiceprezesa Polskiego Towarzystwa Prawa Wyznaniowego oraz członka Observatory on Religious Freedom in the Jurisprudence of the European Court of Human Rights”. Ale być może to przygrywka do poważniejszych działań władzy, która nie życzy sobie, żeby patrzeć na nią, kiedy łamie prawa człowieka.

I nie sposób nie zatrzymać się nad przypadkiem Jacka Kurskiego, skrajnego poza horyzont cynika politycznego, który żadnym wyrzutom sumienia się nie kłaniał, grabarza-politruka telewizji publicznej, człowieka, który jeszcze niedawno żywił ambicje zostania wicepremierem – byłego prezesa TVP, doradcy politycznego PiS, członka wielu partii, byle były prawicowe, katolickie (bo potem łatwo unieważnić ślub kościelny) i można w nich było ubić interes i objąć władzę.

Kiedy pójście w ministry się nie powiodło, po protekcji ministra Glińskiego prezes Narodowego Banku Polskiego oddelegował zawodnika Kurskiego do gry w drużynie Banku Światowego. Za jakieś minimum milion złotych rocznie. Jacek żadnej pracy się boi, ona mu się po prostu należy, podsumował po trumpowsku na Twitterze: „Podjąłem zgodną z moim wykształceniem i doświadczeniem menadżerskim pracę jako alternate executive director w Banku Światowym, świadomy, że oznacza to rezygnację z części aktywności publicznej czy ambicji politycznych. Zawsze myślałem, że nie ma życia poza polityką. Otóż jest. Wiem, że tu też dobrze przysłużę się Polsce”. Jak na grabarza przystało, pochówek widział jako zmartwychwstanie: „Trzy miesiące po wypełnieniu misji odbudowy siły i prestiżu Telewizji Polskiej oraz przywrócenia Polakom pluralizmu i komfortu demokratycznego wyboru – raz jeszcze dziękuję szczególnie Widzom, Współpracownikom i Ludziom TVP, którzy w tym dziele byli ze mną”.

Pecunia non olet, ale przyjdzie czas zapłaty.

Wydanie: 2022, 51/2022

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy