Starość nie radość

Starość nie radość

Tokyo, Japan - November 2016: Women standing behind her stall, at fish market

Gospodarki krajów rozwiniętych już teraz potrzebują imigrantów, żeby przetrwać Milion. Ta liczba zawsze robi wrażenie, a w kontekście politycznym wybrzmiewa z reguły jeszcze mocniej. Dlatego kiedy w 2015 r. Niemcy pod rządami Angeli Merkel zdecydowały się przyjąć właśnie milion imigrantów z Bliskiego Wschodu (nie wszyscy pochodzili z Syrii, jak przyjęło się wierzyć), ten ruch niemal natychmiast został zmitologizowany. Dla europejskiej prawicy, nie tylko tej skrajnej, stał się symbolem zgnilizny liberalizmu i moralnego upadku przywódców, takich jak była już niemiecka kanclerz, którzy bezrefleksyjnie przyjmują przybyszów z innych krajów i kultur. Tacy ludzie nie są w stanie się zasymilować, krzyczała w Niemczech AfD, a wtórował jej chór populistów w całej Europie: od Hiszpana Santiaga Abascala z Vox po rodzimych piewców nacjonalizmu w typie Jarosława Kaczyńskiego czy Pawła Kukiza. Przyjęcie aż miliona osób wzmocniło też prawicę radykalną, bo stanowiło potężny dowód słuszności jej ulubionej koncepcji tożsamościowej – tzw. Teorii Wielkiej Wymiany. Zakłada ona, że cała cywilizacja chrześcijańska mierzy się właśnie ze śmiertelnym zagrożeniem w postaci napływu migrantów z Azji, Bliskiego Wschodu i Afryki. Przybysze ci chcą osiedlać się w Europie, USA, Australii i Nowej Zelandii, udają się tam w pogoni za lepszym życiem. A ponieważ społeczeństwa bogate są coraz starsze i coraz mniej liczne, podczas gdy sytuacja w krajach rozwijających się jest odwrotna, masowa migracja według prawicowców doprowadzi właśnie do wymiany populacyjnej. Czarni i muzułmanie przyjadą do nas i rozmnożą się tak szybko, że staniemy się mniejszością we własnej ojczyźnie, będącej przecież kolebką całej cywilizacji. Teoria Wielkiej Wymiany od dawna jest czymś więcej niż tylko legendą radykałów czy internetowym mitem. Jej płomiennym wyznawcą był chociażby Brenton Tarrant, 30-letni Australijczyk, który 15 marca 2019 r. wszedł do dwóch meczetów w nowozelandzkim Christchurch, mordując łącznie 51 osób. To była nie tylko największa tragedia publiczna w historii Nowej Zelandii, ale też dowód siły popularyzowanych w internecie radykalnych teorii antyimigranckich. Tarrant, którego przypadek szczegółowo opisała Julia Ebner w książce „Coraz ciemniej. Ekstremiści w sieci”, zradykalizował się właśnie w sieci. Zamach transmitował zresztą na żywo na Facebooku, ostatecznie zacierając granicę między światem realnym i wirtualnym. Od kryzysu migracyjnego z 2015 r. wiele na świecie się zmieniło, również w kwestii polityki wobec przybyszów z zagranicy i społecznego do nich podejścia. Nie zmieniła się jednak sytuacja po stronie tych, którzy migrantów ewentualnie do siebie przyjmują. Demografii nie da się oszukać. Europa potrzebuje zastrzyku populacyjnego, w przeciwnym razie stanie się niewydolnym ekonomicznie kontynentem starych ludzi. Czy Niemiec zadba o siebie Niemcy są tu być może najlepszym przykładem. Jak wylicza Nadav Eyal, izraelski reporter i eseista zajmujący się tematami globalizacji, Republika Federalna już teraz powinna przyjmować co roku pół miliona migrantów zarobkowych, żeby utrzymać bieżącą wydajność gospodarki i tempo wzrostu. Podkreślmy to jeszcze raz, żeby uwypuklić kontekst. W Niemczech brakuje 500 tys. rąk do pracy. Jeśli tę lukę zastąpić migrantami, oznaczałoby to przyjęcie prawdopodobnie 1,5-2 mln osób. Migranci rzadko przecież przyjeżdżają sami. Nawet jeśli robią tak na początku, z czasem sprowadzają rodziny. W tym dzieci, które przecież rynku pracy nie zasilą. Eyal, którego książka „Rewolta. Koniec epoki odpowiedzialności” ukazała się w ubiegłym roku na polskim rynku, przypomina, że to tylko prognoza na najbliższe kilka-kilkanaście lat. Jeśli przyrost naturalny wśród Niemców zacznie spadać jeszcze szybciej niż teraz, imigrantów potrzeba będzie jeszcze więcej. W takim kontekście wspomniany milion osób przyjęty w 2015 r. nie brzmi po prostu racjonalnie. Niemieckie społeczeństwo za chwilę nie będzie w stanie zadbać o siebie. Jak wynika z danych Aging Readiness and Competitiveness Initiative, grupy badawczej zajmującej się projekcjami demograficznymi, już w 2050 r. co trzeci mieszkaniec Niemiec będzie miał 65 lat lub więcej. Stawia to naszych zachodnich sąsiadów w gronie pięciu najszybciej starzejących się rozwiniętych gospodarek, obok Włoch, Grecji, Finlandii i Japonii. Przyrost naturalny wynosi 1,54 dziecka na kobietę. Żeby osiągnąć tzw. zastępowalność pokoleń, czyli po prostu utrzymać populację, musi on dobić do wartości 2,1. Takiego deficytu nie da się zredukować własnymi siłami

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2022, 2022

Kategorie: Świat