Tadeusz Mazowiecki: sztuka stąpania po cienkim lodzie

Tadeusz Mazowiecki: sztuka stąpania po cienkim lodzie

Warszawa 04,02,2021 r. Andrzej Friszke - historyk. fot.Krzysztof Zuczkowski

Istniały rachunki krzywd! Ale nie było nastroju, żeby żądać rewanżu Prof. Andrzej Friszke – historyk, członek korespondent Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności, autor wielu publikacji na temat opozycji w PRL Pięknieje nam Tadeusz Mazowiecki. Z każdym rokiem patyna na jego postaci jest coraz szlachetniejsza. – Wspomnienie o nim pokazuje nam inny wymiar polityki, zachowania na scenie publicznej. Trochę tęsknimy za czymś szlachetniejszym. Co go ukształtowało? – Środowisko polskiej inteligencji, w tym założycieli „Więzi”, z którymi Mazowiecki współpracował jeszcze przed 1956 r. Znałem ich. To byli ludzie reprezentujący polską inteligencję, z korzeniami przedwojennymi, często z elementem doświadczeń wojennych. To ich ukształtowało – II wojna światowa, pamięć o niej. To, że Polska może przestać istnieć. Że mogą być tak straszne zbrodnie. Że wartością ogromną, również w polityce, jest nie grać ryzykownie i za ostro. Trzeba grać, ale nie tak, żeby spowodować groźbę eksplozji, jakiejś hekatomby, zniszczenia tego, co już mamy. Nie ryzykujmy wszystkim. Cały też czas w myśleniu o polityce była obecna perspektywa tego, czego chcemy, do czego dążymy. A z drugiej strony – kosztów. Realnej oceny. W gruncie rzeczy w tym środowisku chodziło o poszerzenie granic wolności i szukania tych granic, na ile sytuacja kraju to umożliwia. Żeby nie zaryzykować katastrofy Trwanie na swoich pozycjach… Mazowiecki przecież nie miał gwarancji, że dojdzie do roku 1989, do przełomu. – Taka była perspektywa ludzi opozycji. Że nie zbudujemy łatwo Polski, jakiej chcemy, bo geopolityka nie pozwala. Staramy się jednak popularyzować nasze wyobrażenie polityki i Polski i przekonywać do niego, a sukcesem jest to, że coraz więcej ludzi też tak uważa. Że mamy projekt demokratycznej Polski i chcemy go przybliżać. A czy on może być zrealizowany w perspektywie naszego życia? Tylko wielcy optymiści tak uważali, bo Związek Radziecki wydawał się niewzruszony. To była więc polityka raczej rozumiana tak jak w XIX w. – upominamy się o niepodległość, podejmujemy jakieś działania i one kończą się porażką. Tylko że w naszym wypadku nie kończyły się taką porażką, takimi stratami, bo nie było powstań. Istniało natomiast poczucie, że po każdym dużym kryzysie jest o krok lepiej. Po 1956 r. było dużo lepiej niż przed. Za Gierka było lepiej niż za Gomułki. Większa była przestrzeń wolności, możliwość budowania instytucji opozycji, powstał nieocenzurowany obieg prasy… W ten sposób ukształtowano mnóstwo ludzi – że walczymy o wolność, o podmiotowość ludzi w Polsce i ostatecznie samej Polski. Że im więcej jest tej wolności w ludziach, tym i w Polsce. Stwarza to pewien nastrój, klimat. I jest perspektywa – Polski jako kraju demokratycznego, pogodzonego z sąsiadami, który chce być częścią Europy. Charakterystyczne było to, co Mazowiecki pisał w pierwszym numerze odrodzonego „Tygodnika Solidarność”, w tekście „Wierność”. Że tworzymy podwaliny pod demokratyczną, wolną Polskę, że budujemy. To był jego nastrój z roku 1989. Uzupełnieniem był artykuł „Spiesz się powoli” z „Gazety Wyborczej”. Zalecający ostrożność. – Ostrożność, żeby nie zaryzykować katastrofy. Bo możliwość katastrofy cały czas była realna. Żeby nie sięgać w odległe czasy, w roku 1981 było poczucie, że może nastąpić sowiecka interwencja. Gramy więc tak, żeby nie sprowokować. Doświadczeniem są Węgry z 1956 r., Czechosłowacja z roku 1968. W roku 1989 inaczej to wszystko wyglądało, ale też było poczucie, że nie należy sprowokować kontrakcji partii, wojska, MSW. Mazowiecki z tym się liczył. Że oni mogą w pewnym momencie zrobić coś nieobliczalnego. Mieliby sojuszników na wschodzie. – On wiedział, że mają tam sojuszników. I chodzi nie o Gorbaczowa, ale o jego wrogów z aparatu KPZR i służb mundurowych. To tworzyło pewną sytuację. Mazowiecki w Polsce i Gorbaczow tam mieli poczucie, że potrzebują stabilizacji. To też określało politykę Polski wobec Moskwy – żeby jej nie prowokować. Nie wszyscy w Polsce to rozumieli. – Mazowiecki był krytykowany za to, że nie chce, nie popiera, a nawet przeciwstawia się różnym eksplozjom radości – że dokopiemy, że Lenina obsmarujemy, rozwalimy pomnik Dzierżyńskiego! Takie rzeczy Mazowieckiemu się nie podobały. On chyba nawet nie rozumiał tej potrzeby emocji, która była wśród ludzi. Bał się takiej polityki, w której emocje napędzają zachowanie. Miał trudną sytuację. Z jednej strony, nacisk ludzi z Solidarności, żeby rozliczać. Z drugiej – aparat władzy,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2024, 2024

Kategorie: Rozmowa Walenciaka, Wywiady