Co dla Rosjan i Ukraińców będzie sukcesem w toczonej wojnie Analitycy militarni zastanawiają się, jak będzie wyglądać najbliższa moskiewska parada z okazji Dnia Zwycięstwa, zwłaszcza jej naziemna odsłona. Rosjanom nie zabraknie historycznych czołgów modelu T-34, pieczołowicie przechowywanych w podstołecznych magazynach. Wystawią również najnowsze tanki T-14 – ich skromniutka liczba i „choroby wieku dziecięcego” sprawiły, że czternastek nie wysłano do Ukrainy. Na front pojechały za to inne paradne egzemplarze, mniej nowoczesnych, za to solidnie (jak się wydawało) zmodernizowanych wersji. Zwykle wypucowane, rdzewieją teraz na polach bitewnych wokół Charkowa, a dysponujące nimi elitarne dywizje rosyjskiej armii – 2. Tamańska i 4. Kantemirowska – jeszcze długo będą uzupełniać straty w ludziach. Podobnie zresztą jak cała 1. Armia Pancerna, w środowisku wojskowym określana mianem „pięści Kremla”, której Ukraińcy połamali niemal wszystkie palce. „Urraa!” nad placem Czerwonym zapewne znów zabrzmi gromko, ale zamiast niezłomnych bohaterów kolejnej zwycięskiej „antyfaszystowskiej krucjaty” zobaczymy raczej żołnierzy statystów i czołgi wyciągnięte z głębokich rezerw. Nie tak miało być 24 lutego Władimir Putin poinformował świat, że gra o pełną stawkę – o zajęcie całej Ukrainy, zniszczenie jej armii i narzucenie marionetkowego rządu. Jego słowa współgrały z rozmachem rosyjskich działań – wojska inwazyjne uderzyły na pięciu różnych kierunkach, a siły powietrzne i rakietowe zaatakowały infrastrukturę krytyczną od wschodu po zachód kraju. Lecz minęło zaledwie kilka dni i okazało się, że Kreml przeszacował możliwości własnej armii, dramatycznie przy tym nie doszacowując potencjału wojsk ukraińskich i woli obrony ukraińskiego społeczeństwa. Zagrywka va banque w stosunku do NATO i UE również zmieniła się w bardzo niekorzystny scenariusz, w którym Zachód szybko uruchomił sankcje i radykalnie zwiększył pomoc militarną dla Ukrainy. Po pięciu tygodniach krwawych walk Rosjanom nie udało się zająć ani Kijowa, ani Charkowa, umarły ich nadzieje na połączony białorusko-rosyjski atak na zachodnią Ukrainę. Donbas stał się areną wojny manewrowej, w której Ukraińcy hamują i ograniczają postępy wojsk inwazyjnych. Jedynym bezspornym sukcesem wydaje się kampania na południu Ukrainy, choć nawet tam wciąż brakuje symbolicznego zwieńczenia w postaci zdobycia Mariupola. Innymi słowy, nie tak miało być. Wedle pierwotnych założeń w drugiej połowie marca „specoperacja” powinna była już się zakończyć. Tymczasem, gdy piszę te słowa, rosyjskie oddziały wycofują się spod Kijowa, co ma być wyrazem dobrej woli Moskwy. Siergiej Szojgu, minister obrony Federacji, deeskalację na odcinku kijowskim przedstawia jako skutek rozmów pokojowych w Turcji. Prawda zaś jest taka, że spod ukraińskiej stolicy wracają do domu jednostki najbardziej wykrwawione, niezdolne do dalszej kampanii. Dla Szojgu to żadna przeszkoda w deklarowaniu publicznie sukcesu „pierwszej fazy operacji specjalnej”. „Naszym celem od początku był Donbas”, zapewnia minister. Szojgu kłamie, bo korekta zamiarów to odpowiedź na ukraiński opór. Korekta, która w dalszej perspektywie może oznaczać ponowną intensyfikację działań na kierunku kijowskim. W tym ujęciu odwrót jest jedynie zabiegiem taktycznym, zarówno w wymiarze politycznym (deklaracja rzekomej dobrej woli), jak i wojskowym – a tak naprawdę chodzi o uśpienie czujności Ukraińców i zyskanie czasu na „odświeżenie” wojska. Zauważmy, że Rosjanie nie oddają pozycji pod Kijowem – poza Irpieniem, z którego zostali wyrzuceni siłą. Druga możliwość zakłada rzeczywistą deeskalację na północnym zachodzie, by móc rzucić więcej sił na bardziej perspektywiczne odcinki frontu – w Donbasie i na południu. Wywiad elektroniczny NATO bezbłędnie „czyta” ruchy rosyjskich wojsk, wkrótce zatem będziemy wiedzieli, dokąd po odpoczynku i uzupełnieniach trafią wycofywane spod stolicy oddziały i ich ewentualni następcy. Jeśli spełnią się przewidywania części analityków i Rosja uderzy mocniej na wschodzie Ukrainy, trzeba będzie przyjąć, że nowy rosyjski plan maksimum to zajęcie całego Zadnieprza. Czyli powrót do przeszłości, do nieudanych planów sprzed ośmiu lat, gdy mówiło się o powołaniu Noworosji. To oczywiście więcej niż Donbas, o którym wspominał Szojgu – i który wydaje się rosyjskim planem minimum – lecz i tak są to ambicje odległe od idei wchłonięcia całej Ukrainy. Przekroczenie czerwonej linii A przecież nawet tak okrojony plan może zostać przez Ukraińców
Tagi:
Charków, Donbas, Doniecka Republika Ludowa, Dzień Zwycięstwa (Rosja), geopolityka, Joe Biden, Kijów, konflikty zbrojne, Kreml, kryzysy humanitarne, Ługańska Republika Ludowa, NATO, polityka społeczna, Rosja, rosyjska armia, rosyjska propaganda uchodźcy, Siergiej Szojgu, totalitaryzm, uchodźcy z Ukrainy, Ukraińcy w Polsce, ukraińscy żołnierze, Władimir Putin, wojna rosyjsko-ukraińska, wojsko, Wołodymyr Zełenski, zbrodnie przeciwko ludzkości, zbrodnie wojenne, zbrojenia, żołnierze









