Kluczowym elementem wszystkich kampanii są hejterstwo i chamski styl Wiesław Gałązka – specjalista od marketingu politycznego i wizerunku Jak się panu podoba kampania wyborcza? – Nie podoba mi się. Z paru względów. Po pierwsze, do walki o samorządy są przenoszone najgorsze wzorce polityki centralnej, tej, którą obserwujemy w telewizji. Naśladuje się to, co się dzieje w parlamencie, zachowania naszych rządzących. Szczególnie widoczne jest to tam, gdzie startują ludzie z PiS. Nie podoba mi się także to, jak władza centralna szantażuje wyborców lokalnych, mówiąc: jeżeli nie wybierzecie naszego kandydata, nie będziecie mieli tyle dotacji, ile byście mieli, gdybyście go wybrali. Nie podoba mi się, że do kampanii wtrąca się Kościół, pojawiają się już sugestie z ambon, kogo należałoby wybrać. Nie podoba mi się jej chamski styl, przede wszystkim hejterstwo, które jest w tej chwili kluczowym elementem wszystkich kampanii. Nie podoba mi się, że pojawiają się całe masy kłamstw na temat własnej i cudzej przeszłości. Tyle – na początek. Kłamią w dzień i w nocy Skąd te kłamstwa? Takiego morza kłamstw w III RP dotychczas nie było. Dlaczego tak się dzieje? – Przykład idzie z góry. Zakłamanie, które demonstrują nam obecnie rządzący… Wie pan, politycy zawsze kłamali. Mówiło się tak: po czym poznać, kiedy polityk nie kłamie? Gdy nie otwiera ust. To były zazwyczaj anegdotyczne i żartobliwe stwierdzenia; wiadomo, jakiś procent kłamstw zawsze znajdował się w wystąpieniach politycznych. Natomiast w tej chwili mamy tsunami kłamstw. I nie rozumiem, dlaczego politycy, wiedząc, że wszystko zostaje gdzieś w internecie, nie potrafią się opamiętać. Bo uchodzi im to na sucho. – Owszem. To zakłamanie jest przyjmowane przez wyborców. Oni akceptują takie zachowania. To jest coś niesamowitego, ale tak się dzieje. A przecież opozycja bardzo szybko wyciąga: tu pan skłamał, tam pan skłamał, musi pan przeprosić, publicznie sprostować. Ale to wszystko spływa jak woda po gęsi. – Przyzwyczailiśmy się do tego, że zakłamanie jest powszechne, i nie robi to żadnego wrażenia. To dowód braku świadomości obywatelskiej, to bezwstydne demonstrowanie – powiedziałbym nawet – własnej głupoty. Epatowanie tą głupotą. Czyli traktowanie wyborców jako jeszcze głupszych. Czasami – trzeba powiedzieć – ci, którzy to robią, nie mylą się. Niestety, społeczeństwo nam trochę skiepściało, jeśli chodzi o poziom IQ. Ludzie zajmują się swoimi sprawami, tym są pochłonięci. I oczekują obietnic. Najchętniej obietnic konsumpcyjnych – że władza dołoży, że dofinansuje… Żądamy obietnic! – taki był rysunek Mleczki. – Mamy u nas ten europejski styl, który kiedyś wyraził Georges Frêche, francuski samorządowiec, były mer Montpellier, wygrywający masę wyborów, jedne po drugich. Zapytano go, jak to robi. A on odpowiedział tak: „Ludzi inteligentnych jest w społeczeństwie jakieś 5-6%. Moją kampanię wyborczą robię więc dla idiotów”. I my w Polsce mniej więcej tego modelu się trzymamy. Myślę nawet, że ci, którzy takie kampanie robią, niewiele się mylą. Już Kochanowski pisał w swojej pieśni, że Polak i przed szkodą, i po szkodzie głupi. Wielu innych wybitnych rodaków również nie mierzyło wysoką miarą naszej inteligencji. Piłsudski na zjeździe legionistów w Kaliszu mówił, że Polacy są narodem idiotów. I czasami lubię za to Piłsudskiego. Obserwuję debaty i… Zostały zniszczone autorytety, te ponadpartyjne. Kiedyś były, teraz ich nie ma, więc nie ma arbitra, który by powiedział, co jest nieprzyzwoite, niedobre, oszukańcze. Trwa wojna plemion. A na wojnie wszystkie chwyty dozwolone. – Zgadza się. Gdzieś nastąpiły te podziały – my i oni. Ten podział zaczął się około 2005 r., kiedy, niestety, Platforma, po nieudanej próbie przejęcia władzy, zaczęła nazywać przeciwników moherową koalicją czy wcześniej jeszcze – moherowymi beretami. Bo to ze strony Platformy się zaczęło. A potem rosła nienawiść. Jak między jakimiś Tutsi i Hutu. I to się przenosi często gdzieś na dół. Dostrzegam to, jeżdżąc po mniejszych ośrodkach, obserwując starcia, debaty… Jak wyglądają? – Najgorzej wypadają w nich ludzie z PiS, którzy bardzo często nie są przygotowani i nie mają żadnych predyspozycji do sprawowania władzy. Nie potrafią nawet odpowiedzieć na pytanie typu: czym się różni wojewoda od marszałka. A najczęściej mówią, że wszystko należy zmienić, musi być tzw. dobra zmiana i w ogóle










