Media w czasie pandemii i wojny

Media w czasie pandemii i wojny

Upraszczając rzeczywistość, tracą wiarygodność

Przemoc to dziś akt komunikacji, w przenośni i dosłownie. Zwraca na to uwagę dr hab. Marek Kochan z Uniwersytetu SWPS, a zarazem dramaturg i scenarzysta. – Możemy mówić o retoryce przemocy. Na przykład bombardowanie Belgradu przez samoloty NATO było komunikatem dla Serbów, aby nie głosowali na Slobodana Miloševicia. Dziś Rosja, bombardując miasta ukraińskie, też wysyła konkretny sygnał do ludności: poddajcie się, będzie jeszcze gorzej! To już wojenna retoryka przemocy.

Słowa jak pociski

Może kogoś zdziwić, że do listy mediów, czyli prasy, radia, telewizji oraz internetu z serwisami społecznościowymi, zostały dołączone rakiety i pociski spadające na ludzi. Warto jednak zauważyć, że komunikaty o bombardowaniach także działają jak pociski – wywołują przerażenie, panikę, powodują fale uchodźców. Ratujący swoje życie, gdy dostaną się w ręce najeźdźców, są gruntownie sprawdzani, oglądana jest również ich skóra. Jeśli mają tatuaże z tryzubem albo napisem „Sława Ukrainie”, nie pomogą najżarliwsze zapewnienia o nienawiści do Zełenskiego czy miłości do Putina. Zostaną okrutnie pobici, często tak, żeby zabić. Skóra człowieka też więc stała się medium i wysyła istotne komunikaty.

Nawet pojedyncze słowa rzucane w przestrzeń medialną mogą ranić, obrażać, powodować wściekłość, konfliktować. A jeszcze bardziej, gdy zmienia się znaczenie tych słów. Doktor filozofii Iwona Jacewicz z UW pozbierała takie wyrażenia, które mają mącić w głowach, manipulować, powodować dezorientację, szczuć. Zamiast słowa wojna w rosyjskich mediach jest wojskowa operacja specjalna, zamiast Ukraińcy pisze się faszyści, zamiast represje na ludności jest denazyfikacja itd. Przemoc słowna, co dziś elegancko nazywamy mową nienawiści, rozprzestrzenia się jak zaraza. Działa na obie strony. Może się wydać absurdem, że nasi naukowcy badający język mediów zajmują się np. hejtem wobec Władimira Putina, choć przecież najostrzejsze słowa mu się należą.

Kto schował Kodeks etyki mediów?

A jednak pada pytanie, czy w mediach podczas wojny etyczna jest agresja językowa. Bo przecież artykuł w gazecie czy podcast w internecie to nie emocjonalna opinia wykrzyczana na ulicy czy w domu, ale pogląd docierający do setek, tysięcy, a może nawet milionów ludzi. Czy wobec tego nie należy używać takiej broni z większą odpowiedzialnością? Koncern Meta, który zarządza Facebookiem, podjął po dłuższych wahaniach decyzję: nie można grozić śmiercią Putinowi. Takie wpisy zniknęły z FB. Dziwne? Może warto przypomnieć zabójstwo Pawła Adamowicza podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku. W jednym z przedstawień teatralnych Krystiana Lupy zastanawiano się, ile osób w Polsce życzy śmierci pewnemu posłowi z Żoliborza. Na Facebooku to wprost się nie pojawia, ale inteligentne maszyny wychwytujące nienawistne słowa nie znajdą nic złego w zdaniu: „żoliborskiego dziada przed dożywociem niestety uratuje biologia, ale resztę pisraelskiej hołoty należy postawić pod sąd i wsadzić za kraty”.

Ktoś nas napuszcza na siebie?

Co robić w takiej sytuacji? Badać, wytykać, przekonywać do lepszej, bardziej kulturalnej komunikacji? To zajęcie dla ideowców i wolontariuszy skupionych m.in. w toruńskim Instytucie Dyskursu i Dialogu, który jest organizacją pozarządową. U nich wybija się na czoło hasło: „Monitorujemy media, aby je zmieniać.

Na DOBRE!”. Brzmi to pięknie, ale czy ktoś przejmuje się raportami INDID, w tym dotyczącymi wojny w Ukrainie albo pandemii? Na marginesie – badano także nasz PRZEGLĄD. I co oni z tego mają?

„Oczywiście, że pojawia się hejt wobec organizowanego przez nas I Kongresu Debaty Publicznej”, pisze INDID na swojej stronie FB i podaje przykład: „Presstytutki mówią o rzetelności, dialogu i debacie z ludźmi w czasach obrzydliwej cenzury, kłamstw i propagandy”.

Trzeba mieć wiele dobrej woli, aby mimo wszystko podejmować dialog. A wniosek z raportów jest taki, że media generalnie upraszczają rzeczywistość, w konsekwencji tracąc wiarygodność. Wszystkie – centralne, ale i lokalne, od Tatr po Bałtyk.

Charakterystyczny głos z Koszalina – jest tam telewizja MAX, gazeta „Głos Koszaliński”, jest tygodnik „Miasto”, kilka rozgłośni radiowych. Na portalach internetowych roi się od komentarzy i widać, jak zantagonizowana jest lokalna społeczność. Praktycznie nie ma głosów pozytywnych, dążących do integracji. Pisze się ciągle, że mieszkańcy mają gorzej niż przybysze z Ukrainy, że dzieci ukraińskie otrzymują przywileje, które nie dotyczą polskich, niektórzy mówią o swoim strachu, o odrzuceniu, wzgardzeniu. I nikt nie moderuje tych niechętnych, agresywnych komentarzy w sieci. Skąd tyle tego się wzięło? Badacze podejrzewają nawet, że to robota rosyjskich trolli internetowych, gdy tymczasem sami wprowadzamy do obiegu „rosję” czy „rosjan” pisanych małą literą. Spirala się nakręca, i to nie tylko w kontekście wojny w Ukrainie.

Nasze media już w zeszłym roku wprowadziły spore zamieszanie w kwestii pandemii i szczepionek. Informowano o wątpliwościach, o opiniach znachorów, o „cudownych” skutkach leczenia amantadyną itd. Dziś, gdy analizuje się błędy popełnione w informowaniu, widać wyraźnie, że należało mówić więcej o pozytywach akcji szczepień, niż straszyć konsekwencjami niezaszczepienia. Rozpowszechniany w mediach film o skutkach choroby musiał mieć w ogóle zablokowane komentarze.

„Niezależni” dziennikarze

W przestrzeni medialnej, która opanowana została przez retorykę polityczną, pojawiły się również zaskakujące zbitki słowne: „brukselska okupacja”, „tęczowa zaraza”, a po drugiej stronie „Polka walcząca”. Taka szermierka słowna jest dziwnie znajoma i wskazuje na analogie historyczne z okresu II wojny światowej i czasów późniejszych. To instrument pobudzający spory ideologiczne, negatywny stosunek do grup mniejszościowych, granie na resentymentach. Określenia takie rzadko neutralizują narastające spory.

Przytoczone tu przykłady zostały zebrane na XIII Ogólnopolskiej Konferencji Metodologicznej Medioznawców, która odbyła się na Wydziale Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii Uniwersytetu Warszawskiego. Tym razem zajęto się językiem mediów w czasach wojny, kryzysu i pandemii. Oczywiście nie wszyscy działają w tak nieodpowiedzialny sposób, ale media najbardziej zawzięte doprowadzają dziś Polaków do zapaści mentalnej. Robienie wody z mózgów wychodzi im bardzo sprawnie. Są skuteczne w dzieleniu, jątrzeniu, podkopywaniu zaufania do obiektywnej prawdy. Te poważniejsze i bardziej profesjonalne biorą niestety przykład z doraźnych inicjatyw medialnych, bo muszą bronić swojej pozycji na rynku, gdyż bez odbiorców nie byłyby w stanie się utrzymać. Nadawcy publiczni też nie widzą specjalnego interesu w dostarczaniu rzetelnej, obiektywnej informacji. A gdy stają się jeszcze instrumentem w rękach polityków, to niezależność i obiektywizm dziennikarzy, jeśli w ogóle kiedykolwiek się pojawiały, zostają odesłane do lamusa. Tak samo jak kodeksy etyki mediów. Informowanie zmieniło się znów w propagandę, a w sytuacji wojny – w bezwzględną propagandę wojenną. Takie smutne wnioski przyniosła Ogólnopolska Konferencja Metodologiczna Medioznawców.

Rys. Małgorzata Tabaka

Wydanie: 2022, 50/2022

Kategorie: Media

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy