Miliarder, geopolityk, troll

Miliarder, geopolityk, troll

(FILES) In this file photo taken on April 11, 2022, Elon Musk, founder of SpaceX, speaks during the Satellite 2020 at the Washington Convention Center in Washington, DC. - Elon Musk's SpaceX has fired several employees behind a letter critical of the outspoken billionaire's public behavior, the aerospace firm said in a message to staff confirmed by AFP on Friday. (Photo by Brendan Smialowski / AFP)

Dlaczego najbogatszy człowiek świata wtrąca się w wojnę? Czy miliarderzy przekonani o swojej nadludzkiej inteligencji i wpływie na rzeczywistość – ludzie tak bogaci, że chcą kierować polityką suwerennych państw – to zagrożenie dla świata? Lewica od lat przekonywała, że tak. Dziś, gdy oburzenie światowej opinii publicznej skupia się na miliarderze Elonie Musku, krytycy technologii i pychy bogaczy z Doliny Krzemowej mają spóźnioną satysfakcję. Przecież dokładnie przed tym ostrzegaliśmy! – gorzko triumfują. Z Kalifornii na Krym Na początku października Elon Musk, jeden z najbogatszych ludzi świata i współwłaściciel takich firm jak Tesla czy SpaceX, włączył się w debatę o zakończeniu wojny w Ukrainie. Zasugerował, że w sprawie zaanektowanych przez Rosję po 2014 r. terenów powinny się odbyć ponowne referenda, i wezwał do zaprzestania działań, które zwiększają ryzyko przerodzenia się regionalnego konfliktu w globalną wojnę z użyciem broni jądrowej. Oczywiście podobne komunikaty można przedstawić w racjonalny, spokojny i uzasadniony sposób – ale to nie byłoby w stylu kontrowersyjnego miliardera. Musk zaczął m.in wrzucać na Twittera mapy wyborcze sprzed lat, które miały dowodzić, że sukcesy prorosyjskiej Partii Regionów obrazują chęć mieszkańców dołączenia do Rosji. Zakwestionował też ukraińskość Krymu. W serii kolejnych wiadomości na przemian  reklamował siebie i swoje produkty oraz wykrzykiwał, że chce uratować świat przed nuklearną zagładą. No tak, w świecie po jądrowej apokalipsie nie będzie klientów na jego samochody – śmiali się złośliwi. Jak raptowna i powierzchowna była akcja Muska, tak wściekła i jednoznaczna spadła na niego krytyka. Miliony ludzi, w tym najwyżsi przedstawiciele ukraińskich władz, zaczęły sugerować, że w najlepszym wypadku jest ignorantem, a w najgorszym – sojusznikiem i wykonawcą woli Kremla. Nieliczne osoby biorące go w obronę, choćby część amerykańskich antywojennych think tanków, miały utrudnione zadanie. Nawet jeśli intencje Muska były szczytne – nikt nie chce III wojny światowej – to jego styl budził zażenowanie. Szybko „ujawniono”, że Musk rzekomo rozmawiał wcześniej z Putinem – informację tę bez żadnej weryfikacji podali też oczywiście polscy dziennikarze – i to w porozumieniu z nim zaczął swoją akcję na Twitterze. Czy tak było, nie wiemy, ale cała sprawa jest głęboko żenująca – a to i tak nie jej koniec. Tylko że prawdziwy problem z zaangażowaniem celebrytów i miliarderów w wojnę, globalną dyplomację i humanitaryzm leży głębiej. Bohater uciśnionych czy cwany komiwojażer? Cofnijmy się do 24 lutego. Elon Musk obiecał, że dostarczy Ukrainie usługę Starlink – oparty na satelitach i naziemnych terminalach, bezpieczny i odporny na ataki system łączności internetowej. Starlink rzeczywiście do rąk Ukraińców trafił i, jeśli wierzyć ekspertom, sprawdza się w 100%. W sieci krążą zresztą filmiki ukraińskich żołnierzy, którzy przekonują, że Starlink jest nieocenioną pomocą. Dzięki temu ruchowi Elon Musk był wychwalany niczym półbóg – zresztą dokładnie takie słowa, że Musk jest „bogiem”, padały w polskim i ukraińskim internecie. Przez kilka miesięcy Musk cieszył się sławą zbawcy Ukrainy. Jednak gdy dziennikarze zaczęli bliżej przyglądać się pomocy Muska dla Ukrainy, jego rola zbawcy stanęła pod znakiem zapytania. Okazało się, że za pomoc i logistykę projektu Starlink dla Ukrainy odpowiadają tak naprawdę hojne dotacje i wsparcie państw, przede wszystkim Polski i USA. Jak ujawniła Sylwia Czubkowska z portalu Spider’s Web+, co opisałem dla portalu Onet, polski rząd miał dać miliony, wcześniej zaś dokładali się też Francuzi, Amerykanie i agencja pomocowa USAID. Z Polski miało popłynąć 38 mln zł, dołożył się również Orlen – i nie było to tajemnicą, tą informacją chwaliło się szefostwo spółki paliwowej. Wyszło na jaw, że firma Elona Muska, owszem, pomogła Ukrainie. Ale przy okazji zrobiła świetny interes, bo zyskała gorliwych i skłonnych wydać każde pieniądze rządowych klientów. Takich, dla których zamówienia idące w dziesiątki czy setki milionów dolarów to pryszcz w porównaniu z całością kwot przekazywanych na pomoc Ukrainie. Z kontraktem – choć na razie testowym i na rok – zgłosiły się także siły powietrzne USA, które będą sprawdzać zastosowania technologii Starlink dla swoich żołnierzy operujących w Europie i Afryce Północnej. Nietrudno zgadnąć, że jeśli armia przekona się do tej technologii, zyski

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 43/2022

Kategorie: Świat