Ślepa miłość do Ameryki

Ślepa miłość do Ameryki

Polska zredukowała się do roli wasala USA

Po kilkumiesięcznym zakazie wstępu do Białego Domu, wywołanym międzynarodowym skandalem wokół nowelizacji ustawy o IPN, Andrzej Duda zostanie znowu dopuszczony przed oblicze Donalda Trumpa. Prócz wyrzucenia kolejnych miliardów na zakup sprzętu wojskowego i gazu nie można wiele się spodziewać po rytualnej pielgrzymce wasalnej, ale przy tej okazji warto poddać ocenie stan relacji Polska-USA.

Najważniejszy sojusznik Ameryki

Dziennikarze najbardziej się ekscytują niezałatwioną od lat sprawą wiz turystycznych, których zniesienie obiecywali kolejni prezydenci i która jest afrontem wobec najgorliwszego sojusznika z Iraku i Afganistanu. Ponad 95% wniosków polskich obywateli kończy się wydaniem dziesięcioletniej wizy. Na tę małą liczbę (mniej niż 2%), o którą przekroczony jest trzyprocentowy próg odmów kwalifikujący państwo do programu Visa Waiver, administracja mogłaby więc machnąć ręką i zalecić służbom konsularnym mniej restrykcyjne podejście, a polski rząd ogłosiłby wielki sukces dyplomatyczny, choć kwestia ta nie miałaby żadnego wpływu na treść obustronnych relacji. Widocznie jednak Amerykanom bardziej niż na prestiżu Polski zależy na ok. 35 mln dol., które co roku zostawia w kasach placówek konsularnych ponad 200 tys. Polaków planujących wyjazd do USA (koszt wniosku wizowego to 160 dol.).

Jednak tym, co w stosunkach polsko-amerykańskich rzuca się w oczy w pierwszej kolejności i czego tylko nasi zaślepieni prawicowi politycy i dziennikarze nie potrafią dostrzec, jest nie tyle ich treść, ile niedojrzała forma. Są wyraźnie niesymetryczne i korzystne dla jednej strony – niestety, nie dla polskiej. Stanowisko Polski w sprawach międzynarodowych, niezależnie od tego, czego dotyczyłaby dana kwestia, jest zawsze dla Amerykanów oczywiste i a priori proamerykańskie. Polsce nie trzeba zatem się rewanżować. Nie trzeba jej nawet pytać o zdanie. Wystarczą dyżurne slogany o wzajemnej przyjaźni, puste deklaracje w rodzaju „kochamy was” George’a H.W. Busha z 1987 r. i werbalne dowartościowanie naszych mitów historycznych, a będziemy gotowi na wszystko, łącznie z wysłaniem wojska na drugi koniec świata. Ten protekcjonalny ton pamiętamy co najmniej od czasów przywołanej tu wizyty w Polsce Busha seniora jeszcze w roli wiceprezydenta. Można go usłyszeć podczas każdej podróży amerykańskich dygnitarzy do Polski. Kulminacją tej polityki pustych gestów było wychwalanie przed Europą polskich dokonań historycznych w czasie nadzwyczajnie celebrowanych ubiegłorocznych odwiedzin w Warszawie obecnego lokatora Białego Domu. Z przemówienia na placu Krasińskich pamiętamy stworzony piórem bliskiego PiS autora widma i utrzymany w stylu budujących mitów IPN obrazek powstańczej barykady w Alejach Jerozolimskich jako miniatury Polski – przyczółka cywilizacji. Obrazek tak żywy, jakby to sam Trump układał tam worki z piaskiem. Publiczność, czyli przywiezieni autobusami na ten patriotyczny piknik szeregowi działacze PiS z całej Polski, oniemiała z zachwytu. Mogło to zrobić wrażenie tylko na zasłuchanej we własny głos polskiej klasie panującej. Nasza pozycja w Europie nie urosła od tej gadki ani o milimetr.

Brak symetrii widać również w tym, że Ameryka traktuje Polskę instrumentalnie, podczas gdy nasi rządzący patrzą na Waszyngton przez pryzmat pobożnych życzeń i naiwnego idealizmu. Wydaje się im, że Polska to strategiczny partner USA, podczas gdy jest zaledwie jednym z wielu sojuszników, wcale nie najważniejszym. Niektórzy tak oderwali się od rzeczywistości, że zaczęli marzyć o Polsce, która po brexicie zastępuje Wielką Brytanię w relacjach transatlantyckich. Większość uważa, że potulność wobec Ameryki powinna wywindować pozycję Polski do roli europejskiego mocarstwa, które – stając na czele szeregu państw Europy Środkowej i Południowo-Wschodniej – będzie w stanie stworzyć alternatywną orientację polityczną w Europie, zdolną przeciwstawić się wiodącej pozycji Niemiec i Francji.

Mocarstwowe złudzenia

U podstaw takiego myślenia, jako legitymizacja polityki mocarstwowej, leży przekonanie o specjalnych dokonaniach Polski na polu walki o wolność – przede wszystkim w okresie Solidarności, ale także w bardziej odległej przeszłości – za sprawą których Europa stała się jej dłużnikiem. W parze z tym złudzeniem idzie wiara, że Polska ma do przekazania Europie jakąś specjalną wiedzę. Nie jest to jedynie przykład megalomanii, z której Polska znana jest nie od wczoraj i którą kwitują uśmiechem w stolicach państw Europy Zachodniej. Pobrzmiewa w tym echo romantycznego mesjanizmu i prometeizmu, który we wschodniej części kontynentu wywołuje już nie uśmiech, lecz irytację.

Skutki tego rodzaju zmitologizowanej polityki zagranicznej są takie, że pomimo usilnych starań, by wywierać wpływ i uczestniczyć w podejmowaniu decyzji, Polska jest odsuwana od udziału w rozstrzyganiu istotnych spraw dotyczących kontynentu (kazus Ukrainy najlepiej to ilustruje), a zaufanie do niej w stolicach Europy spada. W konsekwencji jej pozycja międzynarodowa ulega degradacji. Brak realizmu sprawia, że polski rząd w sprawach międzynarodowych zajmuje pozycję stronniczą, kierując się antypatiami i sympatiami, i w efekcie forsuje niepopularne stanowisko, nie licząc się z oporem innych ani niekorzystnymi konsekwencjami, co niejednokrotnie doprowadzało do jego upokarzających porażek.

Jeśli Polska w oczach swoich elit politycznych urasta do rangi strategicznego partnera USA, to w oczach USA jest lokalnym sojusznikiem, na równi z innymi nowymi członkami koalicji, w regionie, który nie ma dla USA znaczenia strategicznego. Rola naszego kraju jest więc mocno ograniczona tymi uwarunkowaniami i sprowadza się do tego, że powinien być przykładem udanej transformacji ustrojowej, stabilności i wiarygodności w nowych realiach poszerzonej Europy. Tymczasem Polska ma większy apetyt. Chciałaby – dzięki wsparciu USA – być liderem regionu, inicjatorem polityki europejskiej, eksporterem demokracji na Wschód, arbitrem w sprawach Rosji, głównym partnerem USA i jednym z najsilniejszych państw Europy, takim które rozdaje karty i bez którego zgody nic nie może się wydarzyć. Ponieważ cele te nie odpowiadają jej realnej pozycji ani nie wypływają z jej długotrwałych interesów, Polska żadnego nie zrealizuje. Nie znaczy to jednak, że polityka ta nie wywoła żadnych skutków. Błędna strategia i chybione cele mają określone konsekwencje. Inne niż zamierzone, często wprost odwrotne. Klęska polskiego zaangażowania na Wschodzie dobitnie ilustruje, do czego wiedzie polityka, której cele wykraczają poza możliwości skutecznego oddziaływania naszego państwa na rzeczywistość. To, co udało się z tych zamiarów zrealizować, nie jest imponującym dorobkiem.

Militarystyczne nastroje

Jednostronne zaangażowanie Polski u boku USA na arenie międzynarodowej i udzielanie bezwarunkowego poparcia akcjom militarnym NATO poza obszarem, do którego obrony pakt został powołany, wiązało się z czynnym udziałem polskich sił zbrojnych w wielu eskapadach daleko od polskich granic. Skłonność kolejnych rządów do odgrywania roli prymusa w tego rodzaju przedsięwzięciach doprowadziła do militaryzacji polskiej polityki obronnej, zwiększenia zakupów sprzętu wojskowego za granicą i łącznych nakładów na wojsko powyżej poziomu, który uzasadniałyby realne potrzeby państwa.

Polska polityka zagraniczna w dużej mierze jest zredukowana do polityki bezpieczeństwa, a ta z kolei uzależniona od relacji z USA. Tymczasem bezpieczeństwo Polski to także funkcja stosunków USA-Rosja, czego rząd nie chce zrozumieć albo – co gorsza – rozumie opacznie, podsycając ich wrogość. Nie rozumie również tego, że instalowanie na terytorium Polski amerykańskich baterii pocisków przechwytujących jest równoznaczne z czynieniem Polski podatną na atak. Co więcej, Polska godziła się, by instalacje wojskowe USA były wyjęte spod jurysdykcji naszego rządu, jeśli chodzi o warunki i cele ich zastosowania bojowego. Tym samym pozwoliła, by Amerykanie realizowali na jej terytorium własne cele, niekoniecznie zbieżne z polskimi. Instalacji tej nie towarzyszył żaden traktat zobowiązujący USA do pomocy Polsce. Rządzący zadowolili się słownymi deklaracjami sojusznika, którym przypisują moc sprawczą równą co najmniej traktatowym gwarancjom bezpieczeństwa. Tymczasem już w 2009 r. okazało się, jak łatwo stronie amerykańskiej zmienić wcześniejsze obietnice i postanowienia, gdy nie jest związana żadnymi umowami. Wycofanie się Baracka Obamy z deklaracji o budowie i rozmieszczeniu tarczy antyrakietowej – ku zupełnemu zaskoczeniu polskich dyplomatów i przywódców, którzy oczekiwali, że przyjeżdżając do Warszawy, prezydent do już obiecanego dorzuci nam dodatkowy pakiet korzyści wojskowych – skłoniło kolejny rząd do przekierowania wszystkich nadziei na amerykańską pomoc w dziedzinie bezpieczeństwa na Partię Republikańską. Prawicowe gazety w Polsce pisały wtedy, że Obama dogadał się za naszymi plecami z Rosją. Ale czy nie o to samo oskarża się dziś w USA Donalda Trumpa? Ponieważ w Stanach mamy do czynienia z systemem dwupartyjnym, polskie interesy nie będą odpowiednio chronione, gdy władzę przejmą demokraci, co – biorąc pod uwagę przewlekły stan kryzysu, w jakim znajduje się Partia Republikańska – może nastąpić już w bliskiej przyszłości. Ale także pod rządami obecnej administracji nie są one w żaden sposób zabezpieczone, bo peany na cześć powstania i nobilitacja polskiej polityki historycznej w warszawskim przemówieniu Trumpa to tylko słowa, które miały wywrzeć określony efekt propagandowy, lecz są pozbawione mocy traktatów.

Przykład ten znakomicie pokazuje, jak szkodliwe jest poddawanie długotrwałych celów politycznych wpływom ideologii. Polska polityka zagraniczna jest zaś przesycona ideologią, która zupełnie wyparła chłodną kalkulację celów i realistyczne ujęcie interesu narodowego.

Hamulcowy integracji europejskiej

W relacjach transatlantyckich Polska zredukowała się do roli wasala USA. Włączyła się w amerykańską politykę osłabiania Unii i skłóciła z państwami, które też należą do nowego, postzimnowojennego układu sił w Europie. Tym samym zaryzykowała utratę zdobyczy uzyskanych po dołączeniu do ekskluzywnego klubu państw UE i nadaniu jej statusu, do którego polskie społeczeństwo aspirowało od dawna. Ponieważ Polska jest ekonomicznie niesamodzielna – jej gospodarka działa w systemie europejskiej kooperacji – rozluźnienie lub zerwanie tych więzów musiałoby w krótkim czasie doprowadzić do zapaści gospodarczej. Testując granice wytrzymałości Europy, rząd stąpa więc po cienkim lodzie.

Wraz z dojściem do władzy PiS nasilił się bardzo niebezpieczny element w relacjach z USA. Polski rząd zaczął rozgrywać kartę amerykańską w swoim sporze z UE. Co więcej, w momencie pojawienia się Trumpa w Białym Domu Polska zgłosiła cichy akces do antyunijnej polityki tej administracji. Liczyła, że w rewanżu Ameryka wzmocni jej status międzynarodowy. Celu tego nie osiągnęła, natomiast nastawiła do siebie wrogo państwa europejskie do tej pory jej przychylne, zmniejszając swoją wiarygodność, rangę i wpływ na relacje międzynarodowe. Najgorszy scenariusz, jaki można sobie wyobrazić, to zacieśnianie relacji z USA w celu ustanowienia w Polsce porządków autorytarnych na wzór proamerykańskich reżimów rządzących metodami dyktatorskimi. Zamiast europeizacji – latynoamerykanizacja. Wielu w Polsce taki rozwój wypadków by zadowolił, dając im możliwość trwałego umocnienia władzy środkami pozakonstytucyjnymi. Na razie USA nie dały na to przyzwolenia.

Ekipa rządząca w Warszawie ujawnia skłonność do szukania sojuszników w Waszyngtonie w środowiskach skrajnych – pośród republikańskich jastrzębi oraz w populistycznej administracji Trumpa. Jednocześnie sama tworzy sobie wrogów po drugiej stronie amerykańskiej sceny politycznej, przez co osłabia pozycję Polski, podważa jej stabilność i szkodzi jej długotrwałym interesom. Widać bowiem wyraźnie, że obecny lokator Białego Domu, od początku urzędowania mocno kontestowany w USA i w Europie, nie będzie w stanie odwrócić układu sił ani kierunków polityki w relacjach transatlantyckich, o ile w ogóle dotrwa do końca kadencji. A nawet gdyby mógł je zmienić, zmiana ta nie przypadłaby rządzącym w Polsce do gustu z racji jego prorosyjskich sympatii. Skąd więc to gorliwe zawierzenie przejściowej administracji, która raczej nie zostawi trwałego śladu w polityce międzynarodowej?

Zyski z niespójnej z unijną i proamerykańskiej polskiej polityki zagranicznej na Wschodzie są jeszcze bardziej mizerne. Nie powiodły się ani eksport polskiego „dobra narodowego” – Solidarności – ani próba narzucenia innym polskiej wizji obszaru postradzieckiego, mimo że Polska, gdzie tylko było to możliwe, wspierała kolorowe rewolucje, prowadziła wojny propagandowe przeciw rządom, które jej nie odpowiadały, i zainicjowała program Partnerstwa Wschodniego spójny z amerykańską polityką okrążania Rosji. Efektem agresywnej, ideologicznej antypolityki są popsute stosunki z Białorusią, Litwą, Ukrainą i Rosją, a także nadszarpnięta opinia wśród społeczeństw wielu państw do niedawna bardzo nam przyjaznych.

Fałszywa legitymizacja

Opinie obarczone irracjonalizmem często próbuje się wzmocnić autorytetem wielkich Polaków. Mówi się wówczas o wizji polityki wschodniej propagowanej przez obóz paryskiej „Kultury”. To nadużycie. Giedroyc i Mieroszewski sądzili, że w interesie Polski leży powstanie na gruzach rozpadającego się imperium komunistycznego wolnej Białorusi, Litwy i Ukrainy. Jednak w odróżnieniu od polityków obozu Solidarności, a zwłaszcza POPiS, nie twierdzili, że cele te powinno się realizować w drodze agresywnej polityki antyrosyjskiej. Podkreślali konieczność normalizacji stosunków z Rosją. Ostrzegali przed utożsamianiem ZSRR z nową Rosją i przenoszeniem wrogości do komunizmu na Rosję.

Inną próbą historycznego usprawiedliwienia tej polityki jest powoływanie się na koncepcje federalistyczne Piłsudskiego. Ta wizja odrodziła się w idei Międzymorza, anachronicznej i nierealistycznej. Żadne państwo, które Polska upatrzyła sobie do odegrania służebnej roli w jej wiodącej misji, nie ma na to najmniejszej ochoty. Jedynym realnym skutkiem przypomnienia światu tej koncepcji jest obudzenie starych konfliktów etniczno-narodowych z okresu rozbiorów i II RP oraz uzasadniony opór wielu państw wobec wywyższania się Polski i jej bezpodstawnych roszczeń do specjalnego statusu na arenie międzynarodowej.

Mając dziś w kraju tak niemądrą ekipę rządzącą, nie można przestać powtarzać, że Polska nie ma do odegrania żadnej wyjątkowej misji w Europie i w świecie, nie jest żadnym Mesjaszem, żadnym przedmurzem ani szpicą. Nie jest też lokalnym mocarstwem ani uprzywilejowanym partnerem strategicznym USA, ani nauczycielką demokracji czy przykładem skutecznej walki o wolność. W czasach gdy inne wspólnoty polityczne budowały silne państwa, Polski nie było na mapie świata. W nowożytny okres historii weszła z wadliwym, nietrwałym, anachronicznym ustrojem, a na progu oświeceniowej nowoczesności – gdy inni budowali silną władzę centralną – upadła, zanim zdołała zbudować państwo. Nie miała więc możliwości uczenia się polityki, mozolnego tworzenia zrębów państwowości, zapewniania jej trwałości i stabilności. W wieku XX niepodległość Polska odzyskiwała dwukrotnie, w 1918 i 1945 r., za każdym razem dzięki sprzyjającym zbiegom okoliczności politycznych oraz przychylności innych, silniejszych państw. Nie za sprawą heroizmu, hartu ducha czy innych mitycznych przymiotów i dokonań, które zachwala polityka historyczna. Inne kraje nie mają więc do odrobienia żadnej specjalnej lekcji czerpiącej z jej wyjątkowej historii ani żadnego długu do spłacenia. Jest odwrotnie. Im szybciej i skuteczniej wyleczymy się z chorobliwej mitologii narodowej, tym wcześniej zaczniemy budować państwowość, opierając się na realistycznym rozpoznaniu interesu narodowego, i nauczymy się kształtować na tej podstawie realistyczne cele polityki zagranicznej.

PRL dlatego mogła zbudować państwo, które przetrwało pół wieku (i upadło – co warto przypomnieć – nie w wyniku implozji, ale na skutek rozpadu międzynarodowego układu sił, którego było częścią), że jej elita rządząca musiała zerwać więź z legendami międzywojennej Polski i częścią romantycznej tradycji okresu rozbiorów. Zapewniło to minimum realizmu politycznego niezbędne do istnienia państwa. Powojenna Polska odcięła się od szkodliwej mitologii, na której oparty był wadliwy i krótkotrwały międzywojenny konstrukt polityczny. Mitologii, która – nie wolno o tym zapominać – przyczyniła się do upadku II RP, ucieczki elit i porzucenia kraju na pastwę losu w 1939 r. Zajadły antykomunizm dzisiejszych elit, skierowany bardziej przeciw PRL niż samemu komunizmowi, nie pozwala im na kontynuację polityki poprzedniego okresu w tym zakresie, w jakim byłoby to wskazane i możliwe, ani na uznanie ciągłości polskiej państwowości. Potrzeba radykalnego odcięcia się od potępianej w czambuł „komunistycznej” przeszłości skazuje te elity na błąkanie się po bezdrożach anachronizmów w rodzaju Polski jagiellońskiej, idei Międzymorza, na wskrzeszanie mitów i duchów z odległej przeszłości, które nijak się nie mają do współczesnych realiów.

Europa z bardzo osłabioną i zdestabilizowaną Rosją, z Ukrainą w stanie wojny domowej, będącej w pewnym sensie wojną zastępczą między wrogimi supermocarstwami, jest miejscem niebezpiecznym. Alternatywą jedności Europy jest Europa egoizmów i konfliktów. Czymś jeszcze gorszym jest agresywna polityka nowego NATO. Rosja wypychana z Europy czy okrążana przez bazy i instalacje wojskowe to realne zagrożenie. Takie stanowisko prezentowali niezależni myśliciele polityczni, Jerzy Giedroyc i Jan Karski, których wizji nie krępowały partyjna solidarność ani grupowe myślenie poddane presji konformizmów opozycji antykomunistycznej. Giedroyc do końca życia nie ukrywał awersji do solidarnościowych elit politycznych. Uważał, że nie kierują się rozumem politycznym, nie mają żadnej wizji Polski w nowych realiach i nie nadają się do rządzenia. Karski zarzucał im hodowanie niechęci i dawnych uprzedzeń wyniesionych z „konspiry” przeciw PRL, skażenie atmosfery politycznej w Polsce wirusem nienawiści. Nie mógł wybaczyć dzielenia Polaków na lepszych i gorszych, które w niedługim czasie musiało doprowadzić do odzierania tych drugich z praw obywatelskich. Odrzucał też wyznawaną przez te elity megalomańską ideę przedmurza. Nawet Zbig Brzeziński, którego trudno uznać za gołębia, wyraźnie przeciwstawił się oficjalnej linii polskiej polityki wschodniej. Twierdził, że przeciąganie Ukrainy na stronę Zachodu i instalowanie na jej terytorium baz NATO to fałszywa droga.

Pod rządami PiS Polska stała się zakładnikiem elit, których poziom jest jeszcze niższy niż krytykowanych przez Giedroycia i Karskiego. Uzbrojone ułudą sojuszu z USA obrały sobie one za cel agresywną i niebezpieczną politykę wschodnią. Nie tyle z troski o dobro Ukrainy czy korzyść dla Polski, ile z niechęci do Rosji. Polityka kierująca się prymitywnymi emocjami, pragnąca odwetu na „odwiecznym wrogu” za dawne krzywdy, rzeczywiste i urojone, nie ma nic wspólnego z poczuciem realizmu politycznego i interesu państwowego. Nie można jej nawet uznać za politykę. Cechują ją amatorszczyzna i awanturnictwo, przywary, którymi w sporej części wypełnione są dzieje polityczne Polski. Nie wiem, czy dziś – w dobie agresywnego interwencjonizmu USA – alternatywna wizja Giedroycia-Karskiego jest jeszcze możliwa. Polska mogła ją forsować, gdy była okazja, ale nie potrafiła tego momentu wykorzystać.

Wydanie: 2018, 38/2018

Kategorie: Publicystyka

Komentarze

  1. Tychik
    Tychik 17 września, 2018, 20:31

    Dlaczego “wyrzucenia” miliardów na gas I broń !? Gas kupią odbiorcy i kto wie czy nie tańszy od Rosji, a broń się przyda! Z inwestycjami idzie technologia, przerabiali to już Chińczycy!
    Co do wiz to te 35 000 000 DOLARÓW ma się nijak do wzajemnych stosunków nie takie pieniądze będą decydować, choć przyznam że wizy by się przydały!?
    Odnośnie: “Stanowisko Polski jest zawsze pro amerykańskie”, więc proszę mi przypomnieć czy w stosunku do Unii ,czy Nemiec “było” anty !? 🙂 I czy unia się tak bardzo nami przejmowała prócz kepaniem po plecach , czy z Unia mamy jakąś symetrię stosunków?! 🙂 Dla Uni również wcale nie byliśmy naważniejsi, decydowalo(e) “jądro Niemco -Francja i nikt inny, nawet GB I to jest jeden z powodów ich wyjścia!
    Po przemówieniu Trumpa w Warszawie pozycja Polski może i nie wzrosła, ale czy to coś nam ujęło, prócz tego że Europie przypomniano prawdę? ! Tak bardzo prawda komuś to przeszkadza !?:) Marzeniami o potędze w Unii to i Polskę i Polaków czarował Tusk, a z drugiej strony z targowicą wyprowadzali z miliardy w zamian za „klepanie nas” bez mydła ! Pozycji Francji iNiemiec nikt by się nie przeciwstawiał gdyby Polskę traktowano przynajmniej normalnie i nie tylko Polskę, co zrobiono z Grecją i innymi!?
    Jeśli chodzi o “Miedzymorze”, to wcale to nie jest inicjatywa antyunijna, ile zabezpieczająca na wypadek gdyby Unia zczęła się chwiać pod własnymi problemami!? Natomiast co do “mocarstwowej polityki” to obecny rząd PiS doskonale zdaje sobie sprawę że słabiej rozwinięty kraj NIE ma takich szans, więc stawia na rozwój ! Nawet w przyszłości rozwinięta Polska jest za mała żeby mieć takie ambicje, chyba że w grupie jak właśnie v4, czy Międzymorze !?
    Mechanizmy Unijne “zapewniły” Polsce możliwość okradania nas przez rodzimych i obcych, unikania podatków, wywożenia wypracowanego kapitału, degradację,o potencjalnym najeździe “emigrantów” nie wspomnę? Udając jednocześnie dla zmylenia że dostajemy jakieś granty na które musimy w dużej mierze płacić składki ?!
    ZOBACZYMY JAKIE MOŻLIWOSCI DA NAM WSPÓŁPRACA Z USA I IZRAELEM!? (Nie cały Izrael jest zły i antypolski, nawet Rydzyk z Nimi rozmawia!)
    Gdyby Polska kierowała się megalomanią jak autor pisze , to dalej pozwoliła by się “klepać”, a tak to poszukoje nowch możliwości które to wcale nie muszą być skonfliktowane z Europą!?
    JESLI NIE E UNIA TO PRZYSZŁOSCIOWO PARTNERSTWO EUROPEJSKO -AMERYKANSKIE( z perspektywą na wschód!:) MOŻE SIE OKAZAC DOBRE DLA WSZYSTKICH !!!
    TO TYLKO NIEMCY NIE MOGĄ SIE Z TYM POGODZIC I NIKT INNY !!! : )J
    eśli chodzi o obecną “marginalizację Polski” to raz dokonało tego wspomiane “ jądro niemiecko- francuskie”, a dwa od wpływu na sprawy ukraińskie odsunięto nas na wyraźne rządanie Francji, pozostawiając rzadowi Tuska rolę pomagiera dla Ukrainy w dużej mierze naszym kosztem! : )
    Jeśli chodzi o zbrojenia , to rozśmiszyło mnie twierdzenie autora że :” Polska zbroi się po wyżej swoich potrzeb” !!!??? :)))) A co “poprzeczkę “ wyznaczył “minister” Klich z PO ? POLSKA WCALE SiE DZISIAJ NIE ZBROI DLATEGO ŻEBY ZOSTAC POTEGĄ, A DLATEGO ŻEBY POLSKA ARMIA MIAŁA SILE ODSTRASZANIA, BEZ CZEGO (podobnie jak bez rozwoju gosporarczego) NIKT NAS NIE BEDZIE TRAKTOWAŁ POWAŻNIE NAWET USA! Tak USA chcą mieć silnego partnera, który potrafi obronić się SAM , a nie słabeusza !!! Zreszta Niemcy ,Rosja również nam nie pomogą ,
    a nawet ochoczo zaatakują i podzielą jak tylko natrafi im się okazja !
    TO “TŁUMACZENIE AUTORA I INNYCH ŻE “JAK SIE NIE BEDZIEMY ZBROIC TO NIE BEDZIEMY CELEM ATAKU” , JEST SMIECHU WARTE I RETORYKĄ NASZYCH WROGÓW !!! POLSKA W SRODKU EUROPY JEST ZBYT ŁAKOMYM KESKIEM A ŻEBY NIE BYC CELEM !!! : )))
    Tak jak autor pisze że bezpieczeństwo Polski jest w dużej mierze uzależnione od stosunków Rosyjsko Ameykańskich, ale nie tylko , od wielu innych splotów , okoliczności również !
    Więc jeszcze raz to najlepiej mieć armię swoją a nawet jak mało to częściowo podnajętą z USA tak, żeby mieć zawsze siłę odstraszania !!! Komendant Piłsudski miał mawiać:
    “Że lubi rozmawiać o pokoju, ale z pistoletem w kieszeni”!
    Polsce nie tyle powinno zależeć na “obiecankach amerykańskich, czy unijnych, bo to faktycznie nie jest gwarantowane z żadnej strony, ile na napływie technologi wraz z inwestycjami ! I dopiero na takiejpodstawie budowie własnej potęgi gospodarczej, militarnej- przerabiały to kiedyś Chiny?!
    JA jk na razie unia postarała się tylko o nasz drenaż , zobaczymy co dadzą nowi partnerzy!?
    Co do obecnej współpracy gospodarczej polsko-unijnej to korzystają OBYDWIE STRONY, tak Polska jaki Unia, więc ani jedni ani drudzy nie zryzykują jakiejś wojny handlowej bo wszyscy by stracili!
    Uni i Niemcom niby wolno handlować z Rosją choćby gazem, więc czemu nie Polsce z USA I innymi!? O CO CHODZI , CZY UNIA I NIEMCY CHCĄ JAKIEJS WOJNY HANDLOWEJ Z USA,!!! ???
    Polska może nie jest pempkiem świata i nie będzie , ale zasługuje na coś więcej niż na PO miotło ! ; )
    Tylko we własnym imieniu .

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Radoslaw
      Radoslaw 18 września, 2018, 22:08

      „Dlaczego “wyrzucenia” miliardów na gas I broń !? Gas kupią odbiorcy i kto wie czy nie tańszy od Rosji, a broń się przyda! Z inwestycjami idzie technologia, przerabiali to już Chińczycy! ”
      Czyli jeśli polscy odbiorcy zapłacą za drogi gaz to wszystko w porządku !? Jaka technologia, jacy Chinczycy, o czym ty piszesz człowieku?! A jakie to „technologie” trafiły do Polski w ramach mitycznego offsetu za zakup samolotów F-16?
      Znam przypadek polskiej firmy, która w ramach owego mitycznego offsetu znalazła amerykańskiego partnera, żeby wejść na rynek USA. Amerykański „partner” domagał się praktycznie przekazania w najdrobniejszych szczegółach całej wiedzy technicznej opracowanej przez Polaków – to w którą stronę miała przepłynąć ta technologia?!
      Chińczycy zbudowali swoją potęgę na wielką skalę kopiując czy wręcz kradnąc technologie, które następnie rozwijali we własnych ośrodkach badawczych, wdrażali we własnym przemyśle, siłami własnych inżynierów, których kształcili na najlepszych światowych uczelniach. Natomiast w Polsce po 1989 roku dokonano kompletnej destrukcji bazy naukowej i przemysłowej, a zamiast inżynierów zaczęto na masową skalę kształcić pseudo socjologów, historyków, prawników itd.
      Polacy zapłacą ogromne pieniądze za amerykańską broń, a żadne technologie za tym nie pójdą – od kiedy to się nowoczesne technologie daje w prezencie? Nowoczesnych technologii Amerykanie nie sprzedadzą nawet najbliższym sojusznikom, a co tu dopiero mówić o takim marionetkowym państwie, jak Polska. Pracuję w branży tzw. zaawansowanych technologii od 25 lat i nie wiem czy się śmiać czy płakać czytając takie wynurzenia jak twoje.
      Wiesz kiedy ostatni raz do polskiej gospodarki faktycznie trafiły jakieś amerykańskie technologie? W epoce Gierka, kiedy np. kupiono wiele amerykańskich licencji dla polskiej elektroniki, polscy inżynierowie jeździli na szkolenia do amerykańskich fabryk i ośrodków badawczych – wśród nich był mój ojciec. I to właśnie wtedy Polska miała nieporównanie lepszą pozycję wobec USA niż obecnie ponieważ stanowiła pomost w relacjach Wschód-Zachód, wyłom w monolicie bloku radzieckiego. W dekadzie Gierka Polskę odwiedziło 3 kolejnych amerykańskich prezydentów i każda z tych wizyt przekładała się na konkretne korzyści dla Polski, a nie jakieś obiecanki.
      A jakim to „łakomym kąskiem” i dla kogo Polska miałaby się stać, kto jej tak strasznie zagraża? Kraj opanowany przez zagraniczny kapitał, żadnych istotnych bogactw naturalnych, żadnych nowoczesnych technologii czy przemyslu – za to ze starzejącą się populacją, rozpadającym się systemem socjalnym, edukacją w rozsypce. Komu potrzebny taki garb? I zamiast wydawać pieniądze na wyciągnięcie kraju z tego bagna, należy je twoim zdaniem pompować do kieszeni amerykańskich firm zbrojeniowych, finansować im miejsca pracy i przyszłe emerytury ich pracowników?!
      W latach 80-tych Zbig Brzeziński, ulubieniec polskiej prawicy, z jednej strony kadził afgańskim mudżahedinom za to, że tak bohatersko walczą z sowieckim najeźdźcą. Natomiast na innych forach mówił (tym razem prawdę), że wojna afgańska powinna trwać jak najdłużej, żeby „wykrwawić Sowietów”. Chcesz, żeby Polska stała się takim samym pionkiem do poświęcenia, jak Afganistan? Żeby „wielki przyjaciel Polaków” zrobił z Polski pobojowisko, jak z Iraku, w ramach swoich globalnych rozgrywek?
      Cała twoja wypowiedź to zbiór urojeń, snów o potędze i pobożnych życzeń – czyli wszystkiego tego, co doprowadzało Polskę do kolejnych klęsk na przestrzeni setek lat.
      Zejdź człowieku na ziemię.

      Odpowiedz na ten komentarz
      • Tychik
        Tychik 19 września, 2018, 19:30

        Jarosław:
        Czyli jeśli polscy odbiorcy zapłacą za drogi gaz to wszystko w porządku !?
        Tychik:
        No a ile zapłacił Pawlak za gas że nawet Unia to zakwestionowała!?
        J:
        A jakie to „technologie” trafiły do Polski w ramach mitycznego offsetu za zakup samolotów F-16? Znam przypadek polskiej firmy, która w ramach owego mitycznego offsetu znalazła amerykańskiego partnera, żeby wejść na rynek USA. Amerykański „partner” domagał się praktycznie przekazania w najdrobniejszych szczegółach całej wiedzy technicznej opracowanej przez Polaków – to w którą stronę miała przepłynąć ta technologia?!
        T:
        Nie chcę zwalać że to za “Bronka” podpisano, ale jeśli nie F16 to jakie proponujesz?
        “Nie” amerykański gas to jaki , rosyjski, czy norweski, a może najlepiej dywersyfikacja?! Szaleństwem jest uzależnieniem się od “jednego”, czy to w gazie , gospodarce , technologiach, obronie, czy w końcu w polityce!
        NIKT POLSCE NIE MOŻE ZABRONIC JAKICHKOLWIEK KONTAKTÓW Z KIMKOLWIEK, NAWET JESLI POZOSTAJEMY W UNI!
        J:
        Chińczycy zbudowali swoją potęgę na wielką skalę kopiując czy wręcz kradnąc technologie, które następnie rozwijali we własnych ośrodkach badawczych, wdrażali we własnym przemyśle, siłami własnych inżynierów, których kształcili na najlepszych światowych uczelniach.
        T:
        Chiński przywódca Deng Xiao Ping pomimo oficjalnej kontynuacji politycznego komunizmu ,otworzył Chiny najjpierw na własność prywatną(tu skorzystały kacyki partyjne), i zaraz na inwestycje zachodnie głównie amerykańskie. Dla Amerykanów i innych była to okazja na taniego pracownika, a wyroby sprzedawali z zyskiem w swoich krajach. Natomiast dla Chinom trafiało się żeby podpatrzeć zachodnią technologię która wraz z inwestycjami (fabrykami i produkcją) siłą rzeczy tam napływała! Oczywiście że nikt im odrazu nie dał „zaawansowanej” tym bardziej za darmo(nawet wtedy nie wiedzieliby co z tym zrobić:).
        Ale cokolwiek i gdziekolwiek Chińczycy potem wykształcili, sami dokonali, to „ZACZYN” mieli właśnie w zachodnich inwestycjach!
        J:
        Natomiast w Polsce po 1989 roku dokonano kompletnej destrukcji bazy naukowej i przemysłowej, a zamiast inżynierów zaczęto na masową skalę kształcić pseudo socjologów, historyków, prawników itd.
        T:
        Tu się zgodzę ale czyja to wina, może najłatwiej zwalić teraz na “Ojca Dyrektora”?:)
        J:
        Polacy zapłacą ogromne pieniądze za amerykańską broń, a żadne technologie za tym nie pójdą – od kiedy to się nowoczesne technologie daje w prezencie? Nowoczesnych technologii Amerykanie nie sprzedadzą nawet najbliższym sojusznikom, a co tu dopiero mówić o takim marionetkowym państwie, jak Polska.
        T:
        Chiny w okresie reform zdawały sobie sprawę że technologicznie zostają w tyle, i żeby się złapać choć na “punkt zaczepienia”, sprytnie wpóściły zachodnią nowoczesną jak na owe czasy produkcję. Polacy mniej więcej w tym czasie przykładowo produkcję Fiata!
        No I co Chinczycy jak sam piszesz “załapali się”, rozwijając wielostronnie własne bazy technologiczne, a Polacy nie tylko że się zatrzymali , to jeszcze I polikwidowali jak napisałeś !
        Przypomina się “WSPANIAŁA historia polskich komputerów”:
        https://pl.wikipedia.org/wiki/Historia_informatyki_w_Polsce

        Zacytuję z tego:
        “W roku 1990 zarówno projektowanie nowych komputerów, jak i ich produkcja zostały nieoczekiwanie przerwane, gdyż Zakłady ELWRO zostały wówczas sprzedane firmie Siemens. Zaraz potem działalność ELWRO w dziedzinie komputerów została przez tę firmę zlikwidowana.”
        Oraz:
        “Prace przygotowawcze do produkcji komputerów PC nowej generacji szybko postępowały naprzód. Zaczęły przychodzić w kontenerach zamówione za granicą nowoczesne maszyny. Nie zdążono ich nawet rozpakować, gdyż rząd premiera Mazowieckiego podjął decyzję o sprzedaży ELWRO niemieckiej firmie Siemens.
        Efektem działań firmy Siemens było zwolnienie ponad 6000 pracowników i wywiezienie do Niemiec wszystkich kontenerów z zakupionymi przez ELWRO liniami produkcyjnymi do produkcji komputerów PC nowej generacji. Następnie zaczęto demontować nowoczesne maszyny produkcyjne. Po wywiezieniu do Niemiec całego parku maszynowego z wyjątkiem dwóch pras wykrawających RUSKIN sterowanych numerycznie produkcji szwajcarskiej, niemiecki właściciel przystąpił do wyburzania zakładu ELWRO. Na początku zburzono najnowszą halę produkcyjną. Następnie zaczęto wyburzać pozostałe budynki. W ten sposób na początku lat dziewięćdziesiątych wyburzono około 60 procent budynków ELWRO. Dzieła zniszczenia dokończono po roku 2000.”
        Dodam jeszcze że w tym linku wspomiano o firmie Kluski!
        Kiedyś jak znajdę czas to zainteresuję, przypomnę to i podobne sprawy “PiSowcom”, może nawet samego “Antoniego”, i mam cichą nadzieję że ktoś sobie za to jeszcze “niezdrowo beknie”!

        A tak mam pytanie : Czy przykładowo to co zrobił Siemens , czy drogi gas z Rosji podpisany przez Pawlaka, to były przypadki ,czy z góry zaplanowaną bandyterką naszych niemiecko unijnych “przyjaciół”i “rodzimej” targowicy! ? : )

        J:
        Pracuję w branży tzw. zaawansowanych technologii od 25 lat i nie wiem czy się śmiać czy płakać czytając takie wynurzenia jak twoje.
        Wiesz kiedy ostatni raz do polskiej gospodarki faktycznie trafiły jakieś amerykańskie technologie? W epoce Gierka, kiedy np. kupiono wiele amerykańskich licencji dla polskiej elektroniki, polscy inżynierowie jeździli na szkolenia do amerykańskich fabryk i ośrodków badawczych – wśród nich był mój ojciec. I to właśnie wtedy Polska miała nieporównanie lepszą pozycję wobec USA niż obecnie ponieważ stanowiła pomost w relacjach Wschód-Zachód, wyłom w monolicie bloku radzieckiego. W dekadzie Gierka Polskę odwiedziło 3 kolejnych amerykańskich prezydentów i każda z tych wizyt przekładała się na konkretne korzyści dla Polski, a nie jakieś obiecanki
        T:
        Wiesz “epokę Gierka to ja sobie teź miło wspominam pomijając nawet pożyczki! Poblem jednak był taki że trzeba było wzorem Chin dopuścić wtedy prywatną I inicjatywę(były niemrawe próby) i oczywiście zachodnie inwestycje dbając przy tym należycie o własne dobra ! ; )
        J:
        A jakim to „łakomym kąskiem” i dla kogo Polska miałaby się stać, kto jej tak strasznie zagraża? Kraj opanowany przez zagraniczny kapitał, żadnych istotnych bogactw naturalnych, żadnych nowoczesnych technologii czy przemyslu – za to ze starzejącą się populacją, rozpadającym się systemem socjalnym, edukacją w rozsypce. Komu potrzebny taki garb?
        T:
        Nie opowiadaj! Samo położenie geopolityczne, 40 milionowy kraj I rynek robi wrażenie, infrastruktura, można powiedzieć że dobrze wyedukowana kadra pracownicza tak średnia jak I wyższa(no może nie tyle co ubogaceni „emigranci” w Niemczech i na zachodzie: ))) !
        Po mimo problemów (populacja)mamy wszelkie podstawy do skoku przemysłowego, technologicznego, nawet polityczno militarnego ,oraz wszelkiego rozwoju!
        Problem jednak jest taki że nasi “życzliwi” sąsiedzi i jedni i druddzy zawsze nam zaszkodzą , wię musimy próbować się wyrwać żeby zostać w końcu podmiotem ,a nie przedmiotem!

        J:
        I zamiast wydawać pieniądze na wyciągnięcie kraju z tego bagna, należy je twoim zdaniem pompować do kieszeni amerykańskich firm zbrojeniowych, finansować im miejsca pracy i przyszłe emerytury ich pracowników?!
        W latach 80-tych Zbig Brzeziński, ulubieniec polskiej prawicy, z jednej strony kadził afgańskim mudżahedinom za to, że tak bohatersko walczą z sowieckim najeźdźcą. Natomiast na innych forach mówił (tym razem prawdę), że wojna afgańska powinna trwać jak najdłużej, żeby „wykrwawić Sowietów”. Chcesz, żeby Polska stała się takim samym pionkiem do poświęcenia, jak Afganistan? Żeby „wielki przyjaciel Polaków” zrobił z Polski pobojowisko, jak z Iraku, w ramach swoich globalnych rozgrywek?
        T:
        Jak ci udowodniłem wyżej nasi najbliźsi “przyjaciele” na wschodzie I zachodzie będą
        nas ciągle trzymać „pod butem”, a gdyby było inaczej to pewno już dawno nie szukalibyśmy szczęścia za górami I morzami!
        Niemcy I Rosja niezależnie w jakiej konfiguracji , układach, barwach I deklaracji , to nigdy nie pozwoją nam “podskoczyć wyżej – “pasa” jeśli się sami nie wybijemy na co trafia się okazja!
        USA nie ma powodu żeby nas dołować – a wręcz przeciwnie ! : )

        J:
        Cała twoja wypowiedź to zbiór urojeń, snów o potędze i pobożnych życzeń – czyli wszystkiego tego, co doprowadzało Polskę do kolejnych klęsk na przestrzeni setek lat.
        Zejdź człowieku na ziemię.
        T:
        Twoja opcja prowadzi do tego że będziemy ciągle “nosem do ziemi”, a mnie wcale nie chodzi o to żeby prowadzić wojny z sąsiadami, tylko żeby zaczęli nas traktować jak równego,
        a to już musimy sobie wypracować I wywalczyć!
        No I Unia wymaga reform bo inaczej upadnie jak wszystko co nierefomowalne!
        Tylko Unia Narodów!

        Odpowiedz na ten komentarz
        • Radoslaw
          Radoslaw 19 września, 2018, 21:35

          Media właśnie obiegło zdjęcie przedstawiające, jak prezydent Duda podpisuje NA STOJĄCO umowę o polsko-amerykańskiej współpracy – przygarbiony nad biurkiem Trumpa, jak jego sekretarka. Na taki publiczny afront to sobie chyba nawet „radzieccy” nie pozwalali wobec polskich I sekretarzy KC. I nie była to przypadkowa niezręczność tylko celowa i świadoma demonstracja Amerykanów, gdzie mają polskiego „sojusznika”.
          Niech ci to wreszcie uświadomi, że Amerykanie szanują tylko tych, którzy mają dość silną pozycję, żeby z nimi negocjować. Polska miałaby taką pozycję, gdyby miała przynajmniej poprawne (a nie zimnowojenne) relacje z Rosją i służyłaby Amerykanom jako pośrednik – a nie ochoczy kandydat na mięso armatnie. Służalców Amerykanie wykorzystują i wystawiają na pośmiewisko przed całym światem.
          Na polemikę z innymi twoimi uwagami akurat nie mam czasu i nastroju, co wcale nie oznacza, że ze wszystkimi twoimi twierdzeniami się nie zgadzam. Parafrazując nieodżałowanego Wojciecha Młynarskiego – uważam, że kierunek wybierasz słuszny, tylko drogę nadmiernie wyboistą. Wóz pogubi koła zanim dotrze do celu.
          Dlatego sugeruję , żebyś trochę ostudził swoją naiwną miłość do Amerykanów. Jest ona dość głęboko w Polakach zakorzeniona, a uzasadniają ją naiwnie tym, że „Amerykanie nic nam złego nie zrobili”. Nie zrobili, bo nie mieli okazji ani potrzeby z racji oddalenia o tysiące kilometrów. Gdybyś pogadał (a ja miałem okazję) z tymi, którzy mają USA za miedzą, z mieszkańcami Ameryki Łacińskiej, to byś się przekonał, że ich uczucia są zdecydowanie bardziej mieszane.
          Kłaniam się.

          Odpowiedz na ten komentarz
  2. Radoslaw
    Radoslaw 19 września, 2018, 23:32

    Właśnie zobaczyłem zdjęcie, jak p. prezydent Duda podpisuje ważną umowę z p. prezydentem Trumpem. Pan Trump wygodnie rozparty za swoim biurkiem, pan Duda, na stojąco, przygarbiony, zepchnięty (dosłownie) do narożnika owego prezydenckiego biurka. Ale nie stracił pan Duda rezonu – jak zwykle promiennie uśmiechnięty, jak ktoś, kto przy kasie w supermarkecie właśnie się dowiedział, że na zakupione trzy zgrzewki papieru toaletowego przysługuje mu ekstra rabat w wysokości złotych pięć. (tę niezwykle trafną metaforę podsunęła mi moja córka lat 12, wiele już dziecko rozumie z polskiego „życia politycznego”).
    Ale mogło być przecież gorzej, mogli pana Dudę posadzić przy składanym stoliczku, na składanym taboreciku turystycznym. Nie wątpię, że i w takiej sytuacji niezłomnie broniłby polskiego honoru i racji stanu, z tym samym optymistycznym uśmiechem kompletnego … męża stanu.
    Było to gdzieś pod koniec lat 70-tych, kiedy jako dziecko dostałem w ręce numer jakiegoś amerykańskiego tygodnika – Time bądź Newsweek. (zapewne przywiózł go mój ojciec, który, w ramach gierkowskiej industrializacji, budował licencyjną fabrykę i szkolił się w Stanach). Na okładce pisma był tow. Breżniew – w pozie wszechwładego cara, rozparty na kremlowskich murach. A pod murem, malutki, przygarbiony chyłkiem zmierzający do Pragi – tow. Husak przywódca bratniej Czechosłowacji. Podpis pod obrazkiem głosił „Who`s next?”
    Ten obrazek tak żywo kontrastował z ówczesną oficjalną wizją przyjaźni między krajami demokracji ludowej, że utrwalił się w moim dziesięcioletnim (z grubsza) umyśle w najdrobniejszych szczegółach. A objawił mi się dziś ponownie, jak tylko zobaczyłem ową piękną scenę z panem Dudą w pozie sekretarza pana Trumpa.
    Jeszcze wracając na chwilę do wspomnień dziecięcych – byłem już wówczas w stanie zrozumieć treść podpisu pod ową karykaturą tow. Breżniewa i Husaka. Uwagę tę kieruję do pokolenia Polaków 40-, które czasy Polski Ludowej poznaje przez pryzmat obecnej „polityki historycznej”. Otóż w mrokach sowieckiej okupacji o nazwie PRL języka angielskiego nie trzeba się było uczyć na tajnych kompletach, pod groźbą wieloletniej wywózki na Sybir. W latach 70-tych uczono go w polowie polskich szkół średnich (w drugiej połowie dominował niemiecki, rzadziej francuski). Kto był chętny i miał czas mógł się go uczyć na licznych kursach, już w szkole podstawowej. Ja zacząłem mając lat 11-12, od niezbyt intensywnego, za to niemal bezpłatnego kursu organizowanego przez pobliski dom kultury. W sumie w trakcie „komunistycznej” edukacji miałem chyba 2 razy więcej godzin języka angielskiego, niż rosyjskiego – języka „sowieckiego okupanta”. A moja mama maturę z języka angielskiego zdawała już w 1963 roku. W normalnym liceum, a nie na kursach dla prominentów w KW PZPR.

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. Tychik
    Tychik 20 września, 2018, 00:24

    Pomijając szum medialny to ciekawostką jest dla mnie to że PAD wszedł „ZA” biurko prezydenta USA co w zasadzie nie powinno się wydarzyć – ?!
    „Protokołu” to tam nie było żadnego! Podejrzewam że tak sobie pogadali jak przy stole i wcale bym się nie zdziwił gdyby jeszcze piwo , albo „po jednym” przechylili !?
    Trump mógł jednak swojemu gościowi zaoferować stołek z drugiej strony biurka jak dla petenta się należało ?
    (A może Donald pomylił sobie Andrzeja z Bronkiem!? : )))
    Jakkolwiek nie ma co bronić wpadka i tyle i nie wiadomo którego bardziej?
    Trump nie jest wcale taki uprzejmy , jest po prostu chamowaty ale to nie jego wina tylko rodziców;) Donald wypchał kiedyś prezydenta Czarnogóry:
    https://www.cnn.com/videos/politics/2017/05/25/trump-shove-prime-minister-montenegro-nato-orig-vstop-dlewis.cnn

    A Papieża zaczepiał dłonią:
    https://www.snopes.com/fact-check/pope-francis-trump-hand-slap/

    O innych jak NIE podanie ręki potężnej pani kanclerz nie wspomnę!
    Forma jest owszem ważna , ale ważniejsze jest nie to jak , tylko co podpisali!?

    Uczucia Latynosów do Ameryki są owszem mieszane, ale chętnie walą do Ameryki drzwiami i oknami, a nawet przez mury graniczne!
    Przez lata USA dawała im i innym „bardzo uciśnionym” najczęściej „kolorkowatym” hojne zasiłki ,
    co zamiast pomóc stało się ich stylem pasożytniczego „życia”. W końcu Regan za to się zabrał, ale częściowo ciągnie się do dzisiaj!
    Ich latynoskie gangi jak choćby MS13 nie tylko grabią ale i zabijają handlują narkotykami, zmuszają do prostytucji, sieją postrach wśród białych rdzennych Amerykanów! Tak jak u nas większość chce żyć z pracy i normalnie, tak choćby w Meksyku „społeczeństwo rozbójników” wygrywa tam z państwem!
    To Trump miał odwagę zerwać zmowę milczenia, zakłamania i zastraszenia, powiedzieć prawdę w oczy , i wypowiedzieć tym i wszelkim bandytom bezwzględną wojnę!

    Podobną „politykę” serwuje się teraz dla muzułmańskich i innych „emigrantów” w Europie z identycznymi skutami!
    We Francji przybyszów szacuje się na 15 „melonów” , i z tego na 7 milionów muzułmanów 5 pobiera tam zasiłki! A z tych co pracują to większość w pracach rządowych „gdzie czy się stoi czy się leży…”. A jednocześnie w ich meczetach uczą nienawiści do kraju osiedleni i autochtonów ! Podobnie jest z innymi „emigrantami i w całej już Europie zachodniej!
    Europejczycy za mało jeszcze w mordę dostali, ale przyjdzie taki czas że wybiorą Orbana na prezydenta zjednoczonej Europy Narodów!
    Pozdrawiam.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy