Socjaldemokracja to nie neoliberalizm z ludzką twarzą

Socjaldemokracja to nie neoliberalizm z ludzką twarzą

Lewica nie musi się wstydzić swoich sukcesów. Gorzej, że bardzo nie chce zrozumieć przyczyny licznych porażek Marcin Giełzak – przedsiębiorca i publicysta. Redaktor naczelny ProjektKonsens.pl, członek rady fundacji Ambitna Polska, autor i współautor książek: „Antykomuniści lewicy”, „Crowdfunding”, „O niepodległość i socjalizm”. Obchodzimy w tym roku 20. rocznicę największych sukcesów tzw. lewicowej trzeciej drogi, ostatnich tak udanych dla socjaldemokracji wyborów w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Polsce i innych krajach. Jednak dziś, szczególnie wśród najmłodszego pokolenia badaczy i publicystów, trzecia droga nie cieszy się sympatią, i to delikatnie mówiąc. Ty zaś na przekór przekonujesz, że socjaldemokracja nie tylko nie ma się czego wstydzić, ale i ma z czego być dumna. – Jak mówił Wolter, historyk zna dwie rozkosze: obalać stare kłamstwa i odkrywać nowe prawdy. Żadnej nowej prawdy akurat nie odkrywam, pisząc o chlubnej przeszłości choćby brytyjskiej Partii Pracy. Ale próbuję obalić kłamstwo założycielskie, pod którym podpisuje się też część najmłodszej lewicy. To kłamstwo brzmi: socjaldemokracja jest neoliberalizmem z ludzką twarzą. A co udało się realnie osiągnąć za czasów blairyzmu w Wielkiej Brytanii? Największe w historii nakłady na edukację, służbę zdrowia, świadczenia socjalne. Przełożyły się one na dziesiątki tysięcy nowych miejsc pracy dla lekarzy, pielęgniarek, nauczycieli. Dalej: spadek ubóstwa wśród dzieci o 600 tys. i o milion wśród emerytów. Spadek bezrobocia wśród młodych o trzy czwarte i spadek przestępczości o prawie jedną trzecią. Wprowadzenie płacy minimalnej, urlopy ojcowskie, darmowe żłobki i muzea, milion tanich mieszkań, pierwsze ustawodawstwo zwalczające globalne ocieplenie. Lista dokonań tamtych rządów jest długa. Jakkolwiek nazwiemy to, co się tam działo, nie był to neoliberalizm – o co dzisiaj młodsi i bardziej radykalnie usposobieni komentatorzy oskarżają socjaldemokratów. Obok sukcesów, o których mówisz, są jeszcze inwazja na Irak i tzw. wojna z terroryzmem, których konsekwencje ciągną się do dziś za lewicą europejską i dają się we znaki na świecie. – Irak był porażką, a więc błędem. Mógłbym podawać argumenty „za”, bo bliższa mi choćby popierająca interwencję lewica kurdyjska aniżeli konserwatywni wrogowie „destabilizacji” w rodzaju Chiraca czy Kissingera. Ale ten spór jest zamknięty, koalicja pod wodzą USA nie zrealizowała zakładanych celów, a dołożyła sobie i światu problemów i nieszczęść. Blair miał rację w Bośni, ale zupełnie nie docenił skali wyzwania w Iraku. W tym sensie przypomina Lyndona Johnsona, którego pamiętamy nie za postępowe reformy spod znaku Great Society czy równouprawnienie czarnych Amerykanów, ale za Wietnam. Na świecie w ramach trzeciej drogi mieliśmy i clintonizm, i Nowych Demokratów w USA, rządy SPD w Niemczech czy SLD w Polsce. Czy ta wizja wielkich sukcesów lewicy, o której mówisz, naprawdę realizuje się wszędzie? – Nie, trzeba patrzeć na te zjawiska osobno. Clinton w USA przesunął Partię Demokratyczną w kierunku prawicy. W większości kwestii był na prawo nawet od Nixona. Za jego prezydentury można było bez ironii mówić, że w Ameryce jest jedna partia z dwoma prawymi skrzydłami. W Polsce zaś rządził SLD, który był – jak powiedział kiedyś Krzysztof Janik – umiarkowanie liberalny rynkowo i umiarkowanie konserwatywny społecznie. Ludzie, którzy zaczęli dopisywać się do SLD w czasach sukcesów Sojuszu, nie byli, mówiąc łagodnie, młodymi ideowcami (śmiech). SLD w czasach swoich rządów był partią rodzącej się polskiej klasy średniej, która miała program dla tej klasy średniej. Wynika z tego wszystkiego tyle, że każdy rząd socjaldemokratyczny musimy oceniać we właściwym mu kontekście. Skoro jednak każda socjaldemokracja na początku XXI w. była inna, to dlaczego potem wszystkie poszły podobną drogą – zaaprobowania globalizacji, wiary w instytucje międzynarodowe i ład, którego strzec będzie Ameryka, a także w program merytokracji i obietnice gospodarki opartej na wiedzy? – Zacznijmy od tego, że program lewicy wyczerpał się wskutek sukcesu. Gdybyśmy socjaldemokratom sprzed stu lat powiedzieli, że w państwach kapitalistycznych będą płaca minimalna, płatne urlopy rodzicielskie, bezpłatna edukacja i służba zdrowia oraz finansowane z podatków usługi publiczne na wysokim poziomie, skakaliby z radości! Po II wojnie światowej wszyscy w świecie Zachodu uznali program lewicy za w pewnej mierze uniwersalny i czerpały z niego wszystkie siły polityczne. Towarzyszyła temu swoista konwergencja socjalizmu i liberalizmu, którą nazwaliśmy trzecią

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2021, 2021

Kategorie: Kraj, Wywiady