Fale upałów, które dewastują Indie, przestały dla kogokolwiek być anomalią W ubiegłym miesiącu średnia maksymalna temperatura w New Delhi wynosiła 40,1 st. C. 15 maja padł rekord absolutny, termometry zbliżyły się do granicy 50 st.: dwie położone na południu miasta stacje meteorologiczne odnotowały odpowiednio 49,1 i 49,2 st. Upał nie był zresztą tylko problemem stolicy, bo w tym czasie mapa pogodowa całego kraju wyglądała jak satelitarne zdjęcie powierzchni Marsa. Poszczególne części subkontynentu różniły się od siebie tylko poziomem intensywności koloru czerwonego, niekiedy przechodzącego w brązowy. W ten sposób oznacza się w meteorologii temperatury wysokie i bardzo wysokie. Przez właściwie cały maj dla mieszkańców Indii właśnie takie warunki klimatyczne były normą. Już same przytoczone dane mogą szokować. Zwłaszcza że średnia minimalna temperatura w tym czasie nie schodziła poniżej 26 st. Nie to jednak jest najbardziej przerażającym elementem nowej klimatycznej rzeczywistości subkontynentu. Maj, choć wyjęty rodem z piekieł, był i tak pod tym względem miesiącem chłodniejszym od kwietnia. W tym czasie aż 56 razy odnotowano w Indiach temperaturę powyżej 45 st., czyli pułap formalnie uznawany za początek tzw. heatwave, fali gorąca, zjawiska pogodowego o charakterze ekstremalnym, wymagającym rządowej interwencji. Od kiedy prowadzone są tego typu pomiary, liczba tak wysokich temperatur w kwietniu nie zdarzyła się nigdy. Dla porównania, równo trzy lata wcześniej wynosiła ona 37 st. W dodatku goręcej robi się dosłownie wszędzie w kraju. W 2019 r. przynajmniej jeden dzień powyżej 45 st. odnotowało 13 stacji meteorologicznych, w tym roku było ich już 25. Biorąc pod uwagę, że wszystkich punktów pomiarowych jest łącznie 204, oznacza to, że więcej niż co dziesiąty z nich przeszedł dwa miesiące temu przez falę gorąca. Wreszcie powagę sytuacji odzwierciedlały również decyzje władz, zwłaszcza stanowych. Aż 146 razy ogłaszały one stan kryzysowy, wydając ostrzeżenia przed upałami i reorganizując życie swoich obywateli na różne sposoby. Jedynie w 2010 r., takich kroków podjęto więcej (aż 404 razy). Nowa norma Tyle mówią liczby. A co oznaczają one dla codziennego życia mieszkańców największej demokracji świata? Po pierwsze, gigantyczny zastój gospodarczy. Najczęstszym ruchem ze strony administracji publicznej w reakcji na ogromne upały były bowiem nakazy całkowitego zawieszenia jakiejkolwiek aktywności, w tym zawodowej, w godzinach największego gorąca. Wstrzymywano więc lekcje w szkołach, wykłady na uczelniach, prace na budowach. W Indiach, kraju gospodarki nieformalnej, w którym królują zawody uliczne, a setki milionów robotników utrzymuje się z prac dorywczych, dla wielu takie dyrektywy oznaczały katastrofę, choć nie klimatyczną, ale finansową. Zakaz prac fizycznych oznaczał zero przychodów. Do tego brak możliwości kupienia jedzenia, nie mówiąc o tak potrzebnej w tych warunkach wodzie. W niektórych częściach kraju zaczęto też racjonować energię elektryczną, więc nawet indyjska klasa średnia mogła zapomnieć o luksusie całodobowej klimatyzacji. W Mumbaju, Kalkucie i innych większych miastach władze apelowały, by używać jej tylko przez dwie, maksymalnie trzy godziny dziennie. Nietrudno sobie jednak wyobrazić, że apele te niespecjalnie kogokolwiek obchodziły. Na tym właściwie tekst o fali upałów w Indiach można by zakończyć. Dodać jeszcze kilka statystyk, spisać je jak w typowym alarmistycznym artykule o katastrofie klimatycznej. Ot, wydarzyło się kolejne zjawisko z natury ekstremalnych, ale powoli już się kończy, można przejść nad tym do porządku dziennego. Problem w tym, że do tego, co w pierwszej połowie 2022 r. dzieje się w Indiach, słowo ekstremalny pasuje już coraz mniej. Wręcz przeciwnie, prognozy pogody, które jeszcze kilka miesięcy temu – bo nawet nie lat – należały do tych zwiastujących katastrofę, dzisiaj stają się absolutną normą. Już teraz wiadomo, że będzie coraz cieplej. Według projekcji indyjskiego ministerstwa ds. środowiska i nauk o ziemi częstotliwość fal gorąca wzrośnie do 2,5 fali rocznie już ok. 2045 r. Zanim bieżące stulecie się zakończy, przez subkontynent przetaczać się będą co najmniej trzy takie fale. Prawdopodobnie dłuższe i bardziej intensywne. Możliwe, że na mapach pogodowych całe Indie zostaną pomalowane na ciemnobrązowo. W kontekście wydarzeń z kwietnia
Tagi:
ActionAid, Azja Południowa, Azja Południowo-Wschodniaa, biologia, biznes, ceny, dzikie zwierzęta, ekologia, emisje, fundamentalizm religijny, geopolityka, globalne ocieplenie, gospodarka, Hassanabad, Himalaje, Hindukusz, Hunza, Indie, Jacobabad, kapitalizm, Karakorum, Karakorum Highway, katastrofy naturalne, Kolkata, konflikty zbrojne, korporacje, kryzysy humanitarne, Mumbaj, Narendra Modi, natura, naukii o rozwoju, neoliberalizm, New Delhi, nierówności, niszczenie przyrody, ochrona przyrody, państwo dobrobytu, państwo opiekuńcze, Philip Thorton, polityka gospodarcza, polityka społeczna, populizm, pracownicy, prawa pracownicze, przemysł, przyroda, rolnictwo, Rosja, rosyjska propaganda, skrajna prawica, socjalizm, społeczeństwo, środowisko, środowisko naturalne, susze, terroryzm, The Lancet, uchodźcy, upały, Władimir Putin, wojna rosyjsko-ukraińska, zbrodnie przeciwko ludzkości, zbrodnie wojenne, zdrowie publiczne, zmiana klimatu, zwierzęta