A może optymizm?

A może optymizm?

Mieszkająca z nami w mym dzieciństwie ciocia Stefa lubiła w czas świąteczny powtarzać: „Na Boże Narodzenie przybywa dnia na kurze stąpienie” albo: „Na Nowy Rok przybywa dnia na barani skok”. Znów minął Nowy Rok i dni robią się dłuższe. Czy zatem dyżurny pesymista może sobie pozwolić na szczyptę optymizmu?

Jeszcze przed paru laty było to nie do pomyślenia. Gdy w roku 2010 na Węgrzech zdobył władzę Viktor Orbán, gdy w roku 2015 dyktatorem Polski został Jarosław Kaczyński, gdy zaraz potem wybory w USA wygrał Donald Trump, a w roku 2018 w Brazylii poszedł w jego ślady Jair Bolsonaro – wydawało się, że świat stanął w obliczu wznoszącej się fali populistycznej prawicy. Tymczasem falę tę udało się (chwilowo?) powstrzymać. Wygrana sprzed dwóch lat Joego Bidena i zaraz potem szturm zwolenników Trumpa na Kapitol pokazały z jednej strony zwycięstwo amerykańskiej demokracji, z drugiej jednak udowodniły, jak blisko byliśmy jej unicestwienia. Porażka trumpistów w zeszłorocznych wyborach do Senatu pozwala mieć nadzieję, że Ameryka zaczyna naprawdę łapać równowagę.

Tymczasem w Brazylii wrócił do władzy lewicowiec Lula. Wybory, jak Biden, wygrał z niewielką przewagą, ale Bolsonaro, mimo widocznych wahań, nie zakwestionował werdyktu – najwyraźniej lekcja waszyngtońska została odrobiona. Można odetchnąć, bo obaj amerykańscy populiści, stojący na czele jednych z największych i najludniejszych państw świata, mogli radykalną prawicę rozsiać na wiele krajów. Przy czym Bolsonaro, popierając rabunkową eksploatację lasów Amazonii, mógł też spowodować nieodwracalne zmiany klimatu na Ziemi.

A w Europie? Tu zarodki optymizmu niweczy powstanie we Włoszech prawicowego rządu Giorgii Meloni. Trzeba się temu rządowi przyglądać, lecz na razie nie jest on jeszcze katastrofą, bo opowiada się nadal za NATO, Unią Europejską i wspólną walutą, nie zamierza też zmniejszać pomocy dla Ukrainy, co wciąż go sytuuje w głównym nurcie polityki naszego kontynentu. Natomiast wiosenną jaskółką może być zmiana władzy u sąsiada Włoch, w Słowenii: wybory przegrał tu Janez Janša, polityk bliski Orbánowi. A sam Orbán? Cóż, potrzebuje pieniędzy, więc w sporze z Unią Europejską zaczyna mięknąć. Czyżby się stał miękiszonem?

Nie dajmy się zwieść autokracie. Przed tysiącem z górą lat Węgrzy zniszczyli Słowian nad Balatonem, a ich najazdy, docierające aż do Italii, były, jak niegdyś hordy Hunów, postrachem Europy. Dziś pokazują Europie zaciśniętą pięść – czyżby była tu jakaś ciągłość? Ale podobną pięść pokazują Europie dwa państwa słowiańskie: olbrzymia, prawosławna Rosja i niewielka, katolicka Polska. W sprawie Rosji nie powiem, jak Lech Kaczyński w Tbilisi, że pokazała „twarz, którą znamy od setek lat”. Powiem natomiast, że prowadzona przez nią wojna jest dramatem historycznej Rusi. Ale wyrzekłszy te słowa, ani na moment nie zapominam, kto tu jest napastnikiem, a kto ofiarą. Rosji, która rozpętała największy po II wojnie światowej konflikt zbrojny w Europie, można życzyć tylko jak najgorzej. I rzeczywiście, już teraz wojna trwa dziesięć miesięcy, a jej cele nie zostały osiągnięte. Czy jednak w ogóle jest możliwa do wygrania? Ale to tyle tylko optymizmu, jeżeli w ogóle jest to jakiś optymizm. Przed Ukrainą mroźna i ciemna zima, a rezerwy rosyjskie nie zostały wyczerpane.

Tymczasem w Polsce znów „Budapeszt w Warszawie”! Znów – bo śladem braci Węgrów nasz rząd też wywiesza białą flagę. Więc i Kaczyński stał się miękiszonem? Tu także nie dajmy się nabrać. Na Węgrzech Fidesz nie ma z kim przegrać, w Polsce PiS ma z kim jak najbardziej, ale w obu tych krajach oddanie władzy jest nadal trudne do wyobrażenia. Na Węgrzech dzieje się tak również dlatego, że wybory odbyły się dopiero co i przyniosły blamaż opozycji. W Polsce wybory za pasem, ale – tak jak na Węgrzech – wymontowano tu już tak wiele „bezpieczników demokracji”, że nawet wygrana opozycji byłaby możliwa do podważenia przez władze. Wojna Rosji z Ukrainą jest z obu stron grą o wszystko, ale – toutes proportions gardées – gra o wszystko toczy się też w Polsce. A jednak przesłanki do optymizmu są u nas bez porównania większe. Koalicja Obywatelska wyprzedzająca PiS, i to z tendencją wzrostową, wydaje się nową jakością. Gdyby jeszcze opozycja chciała się zjednoczyć…

Mimo to nie widać jeszcze powodu, by ta rubryka miała się nazywać „Refleksje optymisty”. Ale ciocia Stefa zdaje się do mnie mówić: „Nie martw się. Dni naprawdę są coraz dłuższe. Już wkrótce nadejdzie wiosna”.

a.romanowski@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 01/2023, 2023

Kategorie: Andrzej Romanowski, Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy