Na nic nam przyszłość ułańska

Na nic nam przyszłość ułańska

W cieniu wojennej tragedii Ukrainy polska klasa polityczna pod przywództwem rządzącego PiS zwiera swoje umysłowo militarne szeregi i w atmosferze rozbudzonych mrzonek próbuje w ekspresowym tempie przepchnąć przez parlament groźną i fałszywą wizję przyszłości Polski pod pozorem wprowadzenia ustawy o obronie ojczyzny. Posłowie PiS, pod przywództwem wybitnego speca od bezpieczeństwa Jarosława Kaczyńskiego i ponadkompetentnego ministra obrony Mariusza Błaszczaka, szafując wielkimi słowami, poruszając się w oparach fetyszu zbrojeń, zakupów sprzętu wojskowego, wzrostu wydatków budżetu na wojsko, zwiększania liczebności armii – nie tyle forsują ustawę, kolejny po Polskim Ładzie (do którego od dnia uchwalenia trzeba było wprowadzić niemal tysiąc poprawek) gigantyczny, niedopracowany akt prawny, zmieniający dziesiątki innych ustaw, ile chcą zbudować podwaliny pod państwo zbrojne. Państwo, którego siłą napędową, racją istnienia będzie hipotetyczne bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo – zagwarantowane przez pożerającą olbrzymie koszty armię i jej wyposażenie, przez koncepty paramilitarne i parapartyzanckie (Wojska Obrony Terytorialnej). W atmosferze szantażu wojennego PiS, mimo szczegółowych zastrzeżeń Platformy (m.in. pomyłka w wydrukowanym projekcie), Lewicy, PPS i Polski 2050, zgodnie zachłystują się swoim poparciem.

Chciałbym zapytać, jakiej Polski ci dzielni wojowie zamierzają bronić. Tej, która straciła w ostatnim roku ponad 100 tys. zmarłych na covid, bijąc światowe rekordy umieralności? Tej, która ma dzisiaj jedne z najniższych wskaźników pracujących pielęgniarek na 1 tys. pacjentów? Tej, w której brakuje nauczycieli, zarabiających marne grosze i masowo uciekających do innych zajęć? Tej, w której kilkanaście milionów Polaków wykluczonych komunikacyjnie nie może dojechać do szkoły, pracy, lekarza, sklepu czy na pocztę? Można wymieniać długo.

Niezbyt lubianemu przeze mnie Churchillowi przypisuje się takie zdanie z czasu, gdy zaatakowana przez hitlerowskie Niemcy Wielka Brytania musiała znaleźć środki na zbrojenia. Szukano oszczędności, zaproponowano cięcia wydatków na kulturę, żeby kupić samoloty. Churchill się zdziwił: „Jeśli zostaniemy bez kultury, to czego będziemy bronić?”.

Przed Polską stoją fundamentalne wyzwania cywilizacyjne: kryzys klimatyczny, energetyczny, demograficzny, zapaść służby zdrowia, marna kondycja edukacji, zubożenie społeczeństwa. Kiedy z ust ministra obrony uzasadniającego wprowadzenie specustawy ojczyźnianej słyszę dumne deklaracje, że terytorialsi „obronili” szturm na granicy polsko-białoruskiej, wyłania się z tego tożsamość Polski rasistowskiej, Polski słabej i bezradnej, na dodatek nadużywającej siły wobec bezbronnych uchodźców, którzy uciekają z krajów zdestabilizowanych przez interwencję USA w Iraku i Afganistanie, w której Polska ochoczo (za sprawą tych samych polityków, którzy dzisiaj chcą znowu za miliardy „bronić ojczyzny”) wzięła udział. Nie ma co bronić takiej Polski.

Podobno jest teraz czas stania przy fladze, jedności narodowej i zgody, zwierania szeregów, niemnożenia zastrzeżeń. „Bo wojna Putina w Ukrainie”. Jeśli Polska jest dzisiaj wciąż bezpieczna, to tylko dzięki naszej obecności w NATO (organizacji mającej przecież także sporo na swoim sumieniu), zmianie prezydenta w USA, wsparciu Unii Europejskiej. Unii, z którą nasz samowystarczalny, rozpatriotyzowany rząd prowadzi od siedmiu lat nieustanny bój, idąc ramię w ramię z politycznymi sojusznikami Putina, faszystowskimi ugrupowaniami z Węgier, Włoch, Francji. Ale jak trwoga, to do NATO i Europy?

Mówiąc krótko, Polska ma absolutnie ważniejsze cele wydawania miliardów niż budowa wielkiej armii. Żywotnymi inwestycjami powinny być zdrowie, edukacja, dobrobyt i kultura. A o bezpieczeństwo trzeba zadbać przez adekwatny udział w przyszłościowej armii europejskiej. Przecież ta ekipa nie umiała nawet kupić kilku śmigłowców, poprzednie – zbudować fregaty. Nie stać Polski na ułańskie mrzonki. I nie możemy dać się zaszantażować skrwawioną Ukrainą. Zbudowanie nowej Polski nie może polegać na jej umundurowaniu i uzbrojeniu. Bo jeśli tak, to trzeba stąd znikać. U Antoniego Czechowa (uwaga! Rosjanin!) strzelba powieszona na ścianie w I akcie dramatu musi w kolejnym wystrzelić. Analogicznie – zbrojenia muszą zakończyć się wojną.

Czas postawić w Polsce na zupełnie inne bezpieczeństwo, czyli zaspokojenie potrzeb edukacyjnych, zdrowotnych, kulturalnych, pracowniczych, majątkowych. Wszystkiego, co sprawia, że każdy/a z nas ma na co dzień poczucie bezpieczeństwa. A dzisiaj tak nie jest, i to nie z powodu wojny Putina w Ukrainie.

r.kurkiewicz@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 11/2022, 2022

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy